W Barcelonie go nie chcieli, a tu bum! Tak nie strzela choćby Lewandowski

2 tygodni temu
Kiedy latem odchodził z FC Barcelony, kibicom spadł kamień z serca. Klub pozbył się "balastu". Teraz jednak mogą tylko patrzeć i zazdrościć, co wyczynia w Ligue 1. Ansu Fati, bo o nim mowa, udowadnia, iż jednak można mu zaufać, a on odwdzięczy się golami. Robi to w barwach AS Monaco. Choć późno zadebiutował we francuskiej ekipie, to każdy mecz kończył z golem. Nie inaczej było w sobotę. Czy można już mówić o odrodzeniu?
Ansu Fati był wielką nadzieją FC Barcelony. W wychowanku La Masii upatrywano nowego Messiego. Ba, dołączył do pierwszej drużyny i przejął choćby legendarną koszulkę z numerem "10". Ale Argentyńczyka w niej nie przypominał. Dość często zawodził, aż w końcu trenerzy nie dawali mu zbyt wielu szans do gry, szczególnie Hansi Flick. Latem 2025 Katalończycy pozbyli się "balastu" - Hiszpan dołączył do AS Monaco na zasadzie wypożyczenia z opcją wykupu za około 11 mln euro. Kto wie, może niedługo Barcelona przyjmie go z otwartymi ramionami. Dlaczego? Ano dlatego, iż 22-latek czaruje na boisku.


REKLAMA


Zobacz wideo Marcin Borski o aferze podczas meczu: Rozpętała się awantura i skończyłem w szpitalu


Przebudzenie Ansu Fatiego. Statystyki marzeń. Tak nie strzela choćby Lewandowski
Początek sezonu był trudny dla Fatiego. Adi Hutter nie stawiał na niego w ogóle. Ba, nie uwzględnił go choćby w kadrze na cztery pierwsze mecze ligowe. Powód? Rzekomo chciano spokojnie wdrożyć go do gry, by uniknął kontuzji. W końcu trener zdecydował się wpuścić go na murawę, oczywiście z ławki rezerwowych. I błyskawicznie Fati mu się odwdzięczył. 18 września zadebiutował w nowych barwach - rozegrał ledwie 27 minut w starciu z Club Brugge w Lidze Mistrzów, ale zdążył zdobyć gola i to honorowego (1:4).


Następnie szkoleniowiec postawił na niego od drugiej połowy meczu z FC Metz (5:2) w Ligue 1. I Fati ustrzelił dublet. Mimo wszystko Hutter nie wystawił go w pierwszym składzie na sobotnie spotkanie z FC Lorient. Hiszpan pojawił się na murawie dopiero w 65. minucie, ale i tym razem wpisał się na listę strzelców. Trafienie padło praktycznie w ostatniej akcji - w dziewiątej minucie doliczonego czasu gry. Fati wykorzystał rzut karny. Choć drużynie wygrać się nie udało (1:3), to piłkarz znów zdobył bramkę honorową.
Barcelona może pluć sobie w brodę?
Było to już jego trzecie spotkanie z rzędu w barwach Monaco i trzecie z golem. Na koncie ma już cztery trafienia. Na murawie łącznie spędził ledwie 97 minut, co oznacza, iż pokonuje bramkarzy średnio co 24 minuty. To niesamowite statystyki. Widać, iż Hiszpan znajduje się w wysokiej dyspozycji. Teraz mógłby przydać się Barcelonie, którą targają kontuzje. Z linii ofensywy urazy złapało aż dwóch zawodników - Lamine Yamal i Raphinha, choć ten pierwszy może wrócić do gry już w najbliższych godzinach.
Zobacz też: Tylko nie to! Barcelona przekazała wieści, których nikt nie chciał widzieć.


Przez najbliższy sezon Fati pozostanie jednak w szeregach francuskiej ekipy. Ta, mimo sobotniej porażki, znajduje się wysoko w tabeli Ligue 1. Zajmuje trzecią lokatę z dorobkiem 12 punktów po sześciu kolejkach. Kolejny mecz rozegra w najbliższą środę. Rywalem będzie Manchester City. Będzie to spotkanie w ramach Ligi Mistrzów.
Idź do oryginalnego materiału