Ten scenariusz jest wprost wymarzony, by zapomnieć o problemach i ruszyć dalej z nową energią. Daje wszystko, czego Legia potrzebowała po trzech porażkach z rzędu - przede wszystkim pozytywne emocje, a wręcz szaleństwo, w którym można było się zatracić i zapomnieć o problemach, gdy Rafał Augustyniak w ostatniej akcji meczu huknął z rzutu wolnego prosto w okienko. Nagranie, jak biegnie wzdłuż bocznej linii, a z ławki doskakują do niego rezerwowi, trenerzy i pracownicy klubu, by dotrzeć pod sektor zajmowany przez kibiców Legii i tam wspólnie się cieszyć, może być symbolem nowego otwarcia.
REKLAMA
Zobacz wideo Iordanescu na wylocie z Legii? Kosecki: Ta drużyna daje koncert bezradności. Brakuje wiary lub chęci
Ten scenariusz miał wszystko, by pomóc Legii wygrzebać się z kryzysu - i dramaturgię, i trudne chwile, które trzeba było przezwyciężyć, i kilku (również niespodziewanych) bohaterów - Augustyniak zanim wykorzystał rzut wolny, strzelił równie pięknego gola na 1:0; rzut wolny wywalczył Jakub Żewłakow, nadzieja klubu; w obronie świetnie spisywał się Kamil Piątkowski, a najlepszym zawodnikiem Legii znów był Paweł Wszołek. najważniejszy jest też kontekst tego zwycięstwa i okoliczności. To, iż udało się pokonać tak renomowanego rywala, jak Szachtar Donieck. To, iż zwycięstwo wyprostowuje sytuację Legii w Lidze Konferencji Europy. To, jak wyglądały ostatnie tygodnie w Legii - ile przyniosły rozczarowań i wątpliwości. istotny jest też moment, w którym to zwycięstwo przyszło - akurat przed arcyważnym ligowym meczem z Lechem Poznań i spotkaniem Pucharu Polski z Pogonią Szczecin. Zwycięstwo z Szachtarem może być paliwem, które napędzi Legię.
A czy Legia za chwilę może te dwa mecze przegrać i nie wykorzystać kapitału, który niesie zwycięstwo nad Szachtarem? Oczywiście. Nieprzewidywalność to jej drugie imię. Ale dziś należy docenić, iż w ogóle dała sobie szansę, by wygrzebać się z kryzysu.
Szachtar - Legia. Futbol też był na dalszym planie
Bardzo długo - adekwatnie do samego rozpoczęcia meczu - dyskusja kompletnie nie dotyczyła futbolu. W ostatnich dniach w Legii wszystko kręciło się wokół trenera Edwarda Iordanescu: czy powinien dalej pracować, czy w ogóle tego chce, czy podał się do dymisji, czy władze klubu wciąż w niego wierzą, czy wtorkowy trening został odwołany nagle, czy jednak już wcześniej piłkarze mieli dostać wolne. Ale gdy wydawało się, iż Legia tonie w morzu problemów, Ukraińcy na konferencji prasowej przypomnieli, jak wyglądały ich ostatnie tygodnie. Opowiedzieli m.in. o meczach przerywanych przez rosyjskie naloty i o nocy spędzonej w hotelowym schronie. Problemy Legii nagle przestały wydawać się aż tak poważne.
Piłkarze byli już w szatni, szykowali się do bardzo ważnego meczu, ale dyskusja na zewnątrz wciąż choćby nie zahaczała o boisko. Uwaga skoncentrowała się na kibicach Legii, którzy tłumnie stawili się w Krakowie, gdzie Szachtar rozgrywa mecze europejskich pucharów. Mieli przygotowany transparent z hasłem „Wołyń pamiętamy", ale - jak przekazali w mediach społecznościowych - szef ds. bezpieczeństwa ukraińskiego klubu nie pozwolił wnieść go na stadion. Kibice zwracali uwagę, iż na transparencie nie było żadnych zakazanych symboli, więc w ramach protestu początkowo nie weszli na trybunę. Pojawili się na niej, razem z flagą, dopiero w trakcie meczu i od samego początku skandowali: "Wołyń, Wołyń, pamiętamy!" i "Jeb... UPA i Banderę". Piłka wciąż była na dalszym planie.
Mecz, którego Legia bardzo potrzebowała
A gdy w końcu można było skupić się na grze, okazało się, iż nie jest z Legią tak źle, jak można się było spodziewać po trzech porażkach z rzędu, 1:3 z Zagłębiem Lubin w niedzielę i bardzo niespokojnym tygodniu pełnym nieporozumień, niedomówień i plotek. Pierwszy kwadrans był wyrównany i nudny -brakowało składnych akcji i sytuacji podbramkowych. Strzał Rafała Augustyniaka z 16. minuty, który wyprowadził Legię na prowadzenie, był więc kompletnie niespodziewany. Pomocnik przejął piłkę w środku pola, podprowadził bliżej pola karnego, poprawił ją raz i drugi, a iż żaden z obrońców Szachtara do niego nie podbiegł, to huknął z całej siły na bramkę. I trafił fantastycznie, w górny narożnik.
Jak odbijać się od dna, to w taki sposób. Jak wygrzebywać się z kryzysu, to takimi właśnie strzałami. Wymowna była też euforia Augustyniaka - to, iż od razu pobiegł do ławki rezerwowych, gdzie już czekali na niego niemal wszyscy rezerwowi piłkarze. Ale najważniejsze, iż Legia równie zjednoczona była w kolejnych minutach na boisku. Broniła spójnie, długimi fragmentami spokojnie, a gdy piłkarze Szachtara przedarli się pod jej pole karne, mogła liczyć na Piątkowskiego, który miał kilka bardzo ważnych interwencji.
Już wtedy, do przerwy, można było mieć wrażenie, iż to faktycznie jest mecz, w którym piłkarze Legii mogą ugasić wewnątrzklubowy pożar - prowadzili, zdobyli przepiękną bramkę, byli zdeterminowani, dopadali do większości bezpańskich piłek, potrafili też zacisnąć zęby, gdy rywale zaczynali grać lepiej. Druga połowa zasiała jednak wątpliwości. Przez 40 minut Legia została zepchnięta do głębokiej defensywy i nie stwarzała żadnego zagrożenia w ataku. Jeszcze rzadziej niż przed przerwą miała piłkę i znacznie częściej nie nadążała za akcjami Szachtara. Za tę bierność zapłaciła w 60. minucie. Ermal Krasniqi i Arkadiusz Reca przegapili, iż prawą stroną rozpędza się Juchym Konopla. Ukrainiec dostał piłkę, miał mnóstwo czasu i spokojnie dośrodkował na głowę Luki Meirellesa, który bez problemu pokonał Kacpra Tobiasza. Reakcja Legii nie była natychmiastowa. Wciąż to Szachtar dyktował warunki i był bliżej trafienia na 2:1.
W końcu jednak Legia zdołała się pozbierać. Pomógł też Iordanescu kolejnymi zmianami - na dobre wyszło wprowadzenie Petara Stojanovicia, Antonio Colaka i Jakuba Żewłakowa. Legia najpierw nieco zwolniła Szachtar, a w końcówce sama ruszyła po więcej. Jakże ważna okazała się szarża 18-letniego Żewłakowa, dzięki której wywalczył rzut wolny wykorzystany przez Augustyniaka. Żewłakow, syn Michała, byłego wybitnego reprezentanta Polski i w tej chwili dyrektora sportowego Legii, zagrał w pierwszym zespole dopiero po raz czwarty. Dotychczas najwięcej mówiło się o jego świetnej technice, elegancji w grze i dużym potencjale, ale przeciwko Szachtarowi pokazał, iż ma też serce do gry. Może przyszłość Legii - ta najbliższa i nieco dalsza - wcale nie maluje się w tak ciemnych barwach?

3 godzin temu














