Tragiczna śmierć znanego polskiego koszykarza. Wstrząsające kulisy

2 godzin temu
Zdjęcie: Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Wyborcza.pl


Wielka tragedia na Podlasiu. W niedzielę 13 października we wsi Nowodziel tuż przy granicy polsko-białoruskiej w pożarze domu zginął 46-letni Zbigniew Marculewicz. To były koszykarz, który przez lata występował na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce. "Super Express" ujawnił kulisy koszmarnego zajścia, które udało się przeżyć siostrze oraz mamie byłego sportowca.
Zbigniew Marculewicz na przełomie wieków regularnie występował w najwyższej koszykarskiej lidze w Polsce. Na jej parkietach grał już pod koniec lat 90., ale to w pierwszej dekadzie XXI wieku osiągał najlepsze rezultaty. Z Polpharmą Starogard Gdański w 2004 roku awansował do PLK, a w 2006 roku dotarł do finału Pucharu Polski. Jako środkowy należał do czołówki blokujących w PLK, w której łącznie rozegrał ponad 280 meczów.


REKLAMA


Zobacz wideo Tylko tak można ocenić reprezentację Polski Michała Probierza. „Kibice zapominają."


Sąsiad zrobił, co mógł, ale niestety było za późno
Po karierze zamieszkał na Podlasiu we wsi Nowodziel, tuż przy granicy z Białorusią. To właśnie tam w niedzielę 13 października doszło do tragedii. Pożar wybuchł w drewnianym domu z przyległym budynkiem gospodarczym. W środku przebywał Marculewicz, a także jego siostra oraz matka. Całą sprawę szerzej opisał "Super Express" poprzez rozmowę z sąsiadem byłego koszykarza, który był na miejscu zdarzenia i próbował ratować Marculewicza.


Siostra i mama się uratowały. Dla Marculewicza nie było nadziei
- Kiedy zobaczyłem dym wydobywający się z domu sąsiadów, natychmiast pobiegłem na pomoc. Budynek błyskawicznie stanął w płomieniach. Zobaczyłem, iż siostra Zbyszka wyprowadza ich mamę, Irenę. "Ratuj Zbyszka" krzyczała do mnie. Dym był tak gęsty, iż nie dało się oddychać, nic nie było widać. Uczucie porażki było straszne. Ale choćby nie wiem, czy udałoby mi się go wydostać gdybym do niego dotarł. To był wielki, dwumetrowy facet. Straż przybyła szybko, ale niestety nie dość gwałtownie dla Zbyszka - ujawnił sąsiad Marculewiczów Krzysztof Chlistowski.


Gdy służby ratownicze dotarły do mężczyzny, nic już nie dało się zrobić, a lekarz stwierdził zgon. Na ten moment nie ma pewności, co wywołało pożar, choć jest podejrzenie, iż zapalić mogła się sadza, zalegająca w kominie.
Idź do oryginalnego materiału