Totalna kompromitacja Lecha. Kibice kazali piłkarzom "wypie***lać". Pośmiewisko

1 tydzień temu
Kompromitacja to mało powiedziane. Lech Poznań Mariusza Rumaka zbłaźnił się w piątek wieczorem na Stadionie Śląskim w Chorzowie, przegrywając z będącym bardzo bliskim spadku Ruchem. "Niebiescy" nie mogli tego meczu przegrać, aby zachować matematyczne szanse na utrzymanie, a wygrali w pełni zasłużenie 2:1 po golach Szczepana i Feliksa. Obecni na stadionie kibice Lecha nie wytrzymali, kazali swoim piłkarzom "wypie***lać". - Zawiedliśmy na całej linii - stwierdził Mariusz Rumak, ale naciskany nie był w stanie powiedzieć, dlaczego jego Lech gra tak słabo i nie wykonuje na boisku tego, co jest zakładane.
Piątkowy mecz na Stadionie Śląskim miał ogromną stawkę zarówno dla Ruchu Chorzów, jak i Lecha Poznań. "Niebiescy" w razie porażki już w piątek mogli zostać pierwszym spadkowiczem z ekstraklasy, z kolei dla Lecha kolejna strata punktów w ostatnim czasie mogła zabrać "Kolejorzowi" kolejną część szans na tytuł mistrzowski. Biorąc pod uwagę już nie czystą matematykę, a tzw. "chłopski rozum", zarówno Lech, jak i Ruch musiały to spotkanie wygrać, żeby przedłużyć realne szanse na zrealizowanie swojego celu, dlatego też z obu stron nie było mowy o półśrodkach.
REKLAMA


Zobacz wideo Sceny w trakcie finału Pucharu Polski! Wisła Kraków i Pogoń Szczecin w akcji


Beznadziejny Lech Poznań był jak Alan Czerwiński, który zaatakował własną bramkę
To był mecz, z którego można by było stworzyć dziesięciominutową kompilację nieudanych zagrań. 15 tysięcy kibiców na Stadionie Śląskim oglądało widowisko, które momentami było komedią pomyłek. Ale o ile Ruchowi Chorzów piłkarskiej jakości brakuje od początku sezonu, to Lech Poznań z każdą kolejną minutą kompromitował się coraz bardziej. Bo beniaminek przynajmniej wykazywał ogromną ambicję, która sprawiała, iż choćby piłkarsko wyglądał lepiej od Ishaka, Szymczaka, Kwekweskiriego, Czerwińskiego czy innego Sousy.
w uproszczeniu można powiedzieć, iż w piątek wieczorem Lech był tak beznadziejny, iż Alanowi Czerwińskiemu w pewnym momencie pomyliły się bramki. Mając bezpieczną sytuację, zaczął się zawracać i wbiegł z piłką między dwóch napastników Ruchu we własne pole karne. Uratował go tylko gwizdek wyjątkowo nielubianego w Chorzowie Tomasza Musiała. Co autor miał na myśli?


Musiał nasłuchał się obelg. Kibice Ruchu pamiętają wielki błąd sprzed siedmiu lat
Co do Musiała, to arbiter z Krakowa wielokrotnie musiał wysłuchiwać obelg ze strony kibiców Ruchu Chorzów. I raczej sam nie był tym specjalnie zdziwiony, bo to wszystko wciąż było spowodowane jego koszmarną pomyłką z kluczowego meczu Arka - Lech z 2017 roku, gdy Musiał wraz z asystentami uznał gola bezczelnie strzelonego ręką przez Rafała Siemaszkę, co przyczyniło się do spadku "Niebieskich" z ekstraklasy. Kibice z Chorzowa okazują się w tej sprawie bezwzględnie pamiętliwi, wszak powrót do elity od tamtego momentu zajął im sześć lat i rozpoczął się od III ligi.


Lech potrzebuje cudu, kibice już w to nie wierzą. "Wypie***lać!"
Choć Lech wciąż utrzymuje się na pozycji wicelidera ekstraklasy ze stratą czterech punktów do prowadzącej Jagiellonii Białystok, to aby zachować jakiekolwiek realne szanse na tytuł, musi trzymać kciuki w sobotę za Stal Mielec, która zmierzy się z zespołem Adriana Siemieńca. Ewentualna wygrana Jagi w takich okolicznościach, przy porażkach Lecha i Górnika Zabrze (0:5 z Cracovią), będzie jej gigantycznym krokiem w stronę historycznego mistrzostwa i końcem nadziei zespołu Mariusza Rumaka.


Ale czy z taką obrzydliwą grą można w ogóle marzyć o mistrzostwie? Kibice Lecha, którzy w liczbie kilkuset osób przyjechali do Chorzowa, wypracowali sobie już opinię na ten temat. Gdy tylko po końcowym gwizdku piłkarze z Poznania podeszli pod ich sektor, usłyszeli gromkie "Wypie***lać!". Cierpliwość ewidentnie się skończyła, a już w następnej kolejce Lech podejmie przy Bułgarskiej Legię Warszawa.
"Zawiedliśmy na całej linii". Rumak nie wie, co się dzieje. Karlstroem znów przegrał na Śląskim
Sam Mariusz Rumak był pytany na konferencji prasowej, czemu jego drużyna gra tak słabo. - Oczywiście, iż tak (to miało wyglądać inaczej - red.) - pytany o fatalną grę stwierdził pod nosem, co jednak ściągnęły mikrofony. - Zawiedliśmy na całej linii - przyznawał, po czym dawał do zrozumienia, iż sam nie rozumie, dlaczego jego drużyna nie wykonuje tego, o czym jest mowa w szatni, czy też, dlaczego atakuje z większą pasją dopiero po otrzymaniu gonga, po którym przegrywa i musi odrabiać wynik. Tak było w Chorzowie dwukrotnie - raz się błyskawicznie udało wyrównać po szarży Jespera Karlstroema, za drugim razem już to nie wyszło i Lech wyjeżdża z Górnego Śląska bez punktów.


Swoją drogą - Karlstroem znów wyjeżdża ze Stadionu Śląskiego mocno niepocieszony. Dwa lata temu podczas barażu o mistrzostwa świata w Katarze Polska - Szwecja (2:0) Szwed sprowokował karnego faulem na Grzegorzu Krychowiaku. Tym razem indywidualną akcją karnego dla swojej drużyny wywalczył, ale w sumie co z tego, skoro znów jego drużyna przegrała.
A Ruch? "Niebiescy" wciąż mogą wierzyć w cud, jakim byłoby ich utrzymanie w ekstraklasie. Bo choćby w tej kolejce, przy niekorzystnych wynikach meczów Warty Poznań, Puszczy Niepołomice i Radomiaka Radom, mogą stracić matematyczne szanse, ale Janusz Niedźwiedź zapowiada: Do końca będziemy walczyć, żeby dać sobie szanse na utrzymanie jak najdłużej.
Idź do oryginalnego materiału