Toruń Maraton biegiem na skróty, czyli 40 kilometrów na 40. edycję biegu

6 miesięcy temu

Pytanie „na ile ten maraton?” wraca kolejny raz, tym razem za sprawą organizowanego w ostatni weekend Maratonu w Toruniu. W ramach imprezy rozegrano biegi na 5 kilometrów, a także biegi na dystansach półmaratonu i maratonu. Dystans najdłuższego dystansu wynosi z założenia 42 kilometry i 195 metrów, jednak dla zawodników biegnących w ostatnią niedzielę w Toruniu nie było to tak oczywiste.

Trasa maratonu startowała ze Starego Miasta w Toruniu i prowadziła głównie ścieżkami rowerowymi okolicznych miejscowości. Częściowo trasy biegów pokrywały się ze sobą, jednak pechowy okazał się odcinek pomiędzy 30. a 35. kilometrem trasy, gdzie zawodnicy mieli przebiec ponad kilometr w jedną stronę, po czym zawrócić i przebiec ten sam odcinek w drugą stronę. Okazało się, iż nie wszyscy zawodnicy dobiegli do końca prostej i zawracali dużo wcześniej. Inni zawodnicy natomiast mijali w jedną i drugą stronę tych samych rywali. Zaczęliśmy sprawdzać dzienniczki treningowe zawodników, którzy biegli maraton i okazało się, iż byli tacy, którzy nie pokonali całej trasy, a niektórzy nie mieli zarejestrowane choćby 40 kilometrów biegu. Na poniższych zrzutach pierwsza trasa to trasa pokonana przez jedną z zawodniczek, która zajęła miejsce na podium w kategorii OPEN, a po prawej poprawny ślad trasy pokonanej przez inną zawodniczkę.

Maraton w Toruniu na zrzucie innego zawodnika:

Tak relacjonuje nam bieg jego uczestnik Damian Falandysz:

Biegliśmy ścieżką rowerową wzdłuż drogi, gdzie trasa półmaratonu i maratonu się rozdzielała. Maraton biegł prosto i z założenia mieliśmy biec ponad kilometr, po czym była zawrotka i trzeba było ten sam odcinek pokonać w drugą stronę. Niestety po około 100 metrach skończyły się pachołki i w tym momencie nie było już żadnych oznaczeń, żadnej strzałki, po prostu ścieżka rowerowa biegła dalej, a dookoła drzewa, które ograniczały widok. Na końcu prostej był pomiar czasu, ktoś z obsługi i strzałka, iż należy zawrócić. Wciąż byłem piąty i wiedziałem, kto biegnie przede mną, ponieważ wbiegając na prostą, widziałem już drugiego zawodnika, który kończył agrafkę. Wiedziałem, iż trzeba gdzieś dobiec i iż będę mijał jeszcze trzeciego i czwartego zawodnika. Kończąc agrafkę, widziałem, iż mam około 7-8 minut przewagi nad następnym zawodnikiem. Na 37. kilometrze dogoniłem innego zawodnika, który miał numerek z maratonu, jednak zupełnie nie pamiętałem, żeby mnie gdzieś mijał wcześniej. Na 40. kilometrze kolejny zawodnik, co mnie bardzo zdziwiło. Na mecie byłem pewny, iż jestem piąty, a spiker ogłosił, iż jestem dziewiąty. Tu zacząłem się zastanawiać, o co chodzi. Rozmawiałem z zawodnikami na mecie, którzy przybiegli przede mną i zaczęliśmy porównywać trasy i faktycznie okazało się, iż niektórzy mają na GPS-ach około 2 kilometry mniej. Jeden zawodnik, który był początkowo szczęśliwy, bo zrobił życiówkę, po tym jak się dowiedział, iż przebiegł mniejszy dystans, to choćby nie był wkurzony tylko załamany, iż jednak się nie udało. Wielu zawodników skracało trasę nieświadomie, albo choćby na zasadzie, iż jak widzieli, iż inni zawracają, to oni też zawracali. To był 32. kilometr trasy, więc na mocnym zmęczeniu często robi się rzeczy z automatu. Skończyły się pachołki, to zawracają. Nie ma żadnego oznaczenia, nie ma nikogo z obsługi, więc to po części też było takie zachowanie stadne i poszło lawinowo„.

Damian Falandysz na stronie z wynikami widnieje jako piąty zawodnik 40. Toruń Maratonu. Co się stało z zawodnikami, którzy na metę wbiegli przed nim? Czy czasy zostały w jakiś sposób przeliczane, a zawodnicy według nowo ustalonych wyników znaleźli się na dalszych miejscach? Tego nie wiemy, gdyż organizator do dziś nie odpowiedział na nasze maile.

Wysłaliśmy zapytania zarówno do organizatora, czyli Stowarzyszenia „Run To Run”, którego siedziba według KRS znajduje się w Toruniu przy ulicy Szafranowej 6, jak i do firmy pomiarowej STS Timing, którego siedziba znajduje się przypadkiem w Toruniu przy ulicy Szafranowej 6, jednak do dziś nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Do dzisiaj brak jest również jakichkolwiek oficjalnych informacji o wynikach.

Najciekawsze w tym wszystkim jest to, iż przed biegiem na stronie maratonu w Toruniu organizator zachęcał do ściągnięcia aplikacji, aby śledzić LIVE wyniki zawodników. W ubiegłym roku było 7 punktów pomiarowych i tyle międzyczasów mają zanotowane w wynikach zawodnicy. W tegorocznej edycji w dzień biegu nie było żadnych międzyczasów, a po czasie pojawiły się z jednego punktu na osiemnastym kilometrze i są to jedyne pomiary, które można znaleźć na stronie wyników, oznaczonych wciąż jako nieoficjalne.

Najbardziej szkoda w tym wszystkim zawodników, którzy przygotowują się do startów maratońskich często kilka miesięcy, a przebiegają na maratonie zbyt krótką trasę. Często robią to nieświadomie, w efekcie zmęczenia czy nieodpowiedniego oznaczenia trasy. Niektórzy dokręcali brakujące dwa kilometry wokół mety, żeby mieć pełny dystans. Rekordzista Polski w maratonie Henryk Szost usłyszał kiedyś od jednego organizatora, iż powinien zatrudnić sobie psa przewodnika, jak nie potrafi znaleźć odpowiedniej trasy na biegu. Czy jednak to zawodnik musi wcześniej zapoznawać się z każdym centymetrem trasy, żeby dobiec do mety? Czy biegi uliczne muszą mieć elementy wspólne z biegami na orientację?

Uczestnicy biegu w Toruniu piszą w social mediach nie tylko o słabym zabezpieczeniu trasy i bardzo długich odcinkach bez jakiejkolwiek tasiemki czy pachołka. Czytamy również o bardzo długich kolejkach przed biegiem do toalet w strefie startowej, gdzie dla ponad tysiąca osób przeznaczone były jedynie cztery Toi-Toie. Aby odebrać koszulkę przed biegiem, również trzeba było uzbroić się w cierpliwość, a niektórzy oczekiwali niemal godzinę. Organizatorzy nie zaczekali również z dekoracjami na kobiety z kategorii K60 i K70, a zawodniczki odbierały statuetki bez publiczności, prosto z kartonu.

Takie błędy zdarzają się największym maratonom na świecie. Ostatnio pisaliśmy o tym, iż czołowa grupa zawodniczek podczas maratonu w Monachium skróciła trasę o 600 metrów, po czym organizator kazał zawodniczkom dokręcać dwa okrążenia (800 metrów) na stadionie, na którym była meta, aby miały zaliczone pełny dystans maratonu. Na początku września pisaliśmy również o trasie maratonu w Meksyku, którą skróciło niemal 11000 zawodników – wszyscy zostali potem zdyskwalifikowani. Oba wspomniane maratony łączy fakt, iż organizator zareagował na powstałe pomyłki. W Toruniu, póki co cisza.

Idź do oryginalnego materiału