To była tenisowa perfekcja, pokaz siły Igi Świątek, a przy okazji bezradności Amandy Anisimovej. Amerykanka aż krzyczała i jęczała z bezradności. Po jednym z gemów wściekła uderzyła piłkę o bandę. Nie pomagało jej wsparcie kibiców i ich okrzyki. Polka włączyła tryb walec i przejechała się po kolejnej rywalce na tegorocznym Wimbledonie.
REKLAMA
Zobacz wideo Wimbledon porwał Polaków! Tak bawią się nasi kibice
W sobotnim finale różnica klas była jeszcze większa niż w półfinałowym starciu z Belindą Bencic. Pierwszy set zakończył się szokująco szybko, bo zaledwie w 25 minut. - Niebywałe, nieprawdopodobne - zachwycali się dziennikarze w loży prasowej. W pierwszym secie Anisimova wyglądała na przytłoczoną ciężarem i stawką meczu. Amerykanka popełniała proste błędy, nie radziła sobie z własnym podaniem, a dłuższe wymiany najczęściej kończyły się wyrzuceniem piłki w aut lub zagraniem w pół siatki. Świątek oczywiście maksymalnie utrudniała jej grę: kapitalnie returnowała i niemal każdym kolejnym zagraniem pokazywała, jaka jest mocna i odporna psychicznie.
Igi Świątek - Amanda Anisimova. Było gorąco. Naprawdę gorąco!
Zwłaszcza, iż warunki do gry znów były trudne. W sobotę w Londynie było ponad 30 stopni Celsjusza. Na terenie All England Lawn Tennis and Croquet Club znów było kilka omdleń, interweniowały służby, na szczęście nie na trybunach kortu centralnego. Na nim atmosfera była wyjątkowo gorąca. - To nie jest normalne! Oczywiście mieliśmy tu choćby wyższe temperatury, ale zwykle wieje mocniejszy wiatr - mówili już w piątek kibice. Ten w sobotę był delikatny, na dodatek trybuny największego i najbardziej prestiżowego stadionu na Wimbledonie skutecznie go hamowały. Kibice korzystali z wachlarzy, elektrycznych wentylatorków, a nakrycie głowy, krem z filtrem i butelka wody były finałową koniecznością.
- Trudno powiedzieć, czy temperatura ma wpływ na moją grę. Czułam się dobrze także przy 20–22 stopniach. Gdy jest ciepło, piłka odbija się trochę wyżej. Zawsze mówiłam, iż powinno mi być łatwiej w wyższych temperaturach, ale w tym roku czułam się dobrze w obu warunkach - mówiła w trakcie tego turnieju Polka. Styl gry Amandy Anisimovej oparty jest na czystych i mocnych uderzeniach - ma bardzo dobry bekhend, a piłki po jej zagraniach odbijają się bardzo płasko. Szybszy kort byłby jej sprzymierzeńcem, choć i tak warto pamiętać, iż trawa to najszybsza nawierzchnia w świecie tenisa. W sobotę atutów Amerykanki kompletnie nie było widać. Siła Igi Świątek wytrąciła je z zadziwiającą łatwością.
Świątek mistrzynią Wimbledonu. "Nie da się lepiej!"
- To nie jest normalne! Perfekcyjny mecz. Nie da się grać lepiej w wielkim finale - komentowali dziennikarze. W pewnym momencie ktoś krzyknął choćby "pozamiatane". Miał rację, bo obraz drugiego seta był niemal identyczny, jak pierwszego. Polka dominowała, spychała Anisimovą do obrony i przede wszystkim wytrzymywała ważne piłki. Tak jak w czwartym gemie drugiego seta, gdy Amerykanka była blisko przełamania jej serwisu, ale wtedy Świątek wyjęła ze swojego tenisowego arsenału najcięższe działa. Gdy po fenomenalnej wymianie wygrała decydujący punkt, niemal natychmiast wypuściła rakietę z rąk, padła na kort, a później podziękowała rywalce i pobiegła w kierunku swojego teamu. Tam utonęła w objęciach Wima Fissette'a, Darii Abramowicz, Macieja Ryszczuka, Tomasza Moczka, a także swojego ojca i siostry. Bez nich nie byłoby tego historycznego sukcesu.
Dla Świątek to szósty wielkoszlemowy tytuł w karierze. Polka jest niepokonana w finałach turniejów tej rangi, a spotkanie z Anisimovą tylko potwierdziło, jak bogaty jest jej tenisowy repertuar i jak fenomenalnie potrafi radzić sobie z rolą faworytki. O tym, iż w drodze po najbardziej prestiżowe trofeum w świecie nie trafiła na żadną zawodniczkę z top 10 światowego rankingu, już jutro nikt nie będzie pamiętał. To są wielkie i historyczne chwile polskiego sportu, które w naszej pamięci powinny zostać na zawsze!