Dla Aryny Sabalenki to już koniec sezonu 2024. Białorusinka odpadła w półfinale imprezy WTA Finals, a jej reprezentacja nie występuje w finałach drużynowych rozgrywek Billie Jean King Cup w Maladze. To dlatego, iż Białoruś od dwóch lat jest zawieszona w zawodach z uwagi na wojnę w Ukrainie.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek wybrała nowego trenera. "Jestem bardzo podekscytowana"
Sabalenka może udać się na zasłużone wakacje po najlepszym sezonie w karierze. Wygrała w tym roku dwa turnieje wielkoszlemowe (pierwszy raz w życiu): Australian Open i US Open. Została ponownie numerem jeden na świecie, odrodziła się po licznych problemach w ostatnich miesiącach. Sukcesów było sporo, ale nie brakuje też pytań, jak będą wyglądały jej kolejne występy.
W styczniu Białorusinka pierwszy raz w karierze obroniła tytuł w Wielkim Szlemie. Była zdecydowanie najlepsza w Melbourne, w finale pokonując Qinwen Zheng. Po tym triumfie zdecydowała się na przerwę, a imprezy rangi WTA 1000 na Bliskim Wschodzie oraz w Indian Wells i Miami nie wyszły jej najlepiej. Odpadała z nich szybko, zdobyła w tym okresie mało punktów.
Trudny środek sezonu
Do tego w marcu tuż przed startem na Florydzie świat dowiedział się o śmierci jej byłego partnera Konstantina Kołcowa. Wielu zastanawiało się, jak w tej sytuacji tenisistka odnajdzie się na korcie, czy nie zawiesi kariery. Kolejne starty w USA i Stuttgarcie świadczyły o tym, iż trudno jej o pełne skupienie na sportowej rywalizacji, co absolutnie nie mogło nikogo dziwić.
Natomiast po kilku tygodniach Sabalenka odżyła - pierwszy i nie ostatni raz w tym sezonie. Na kortach ziemnych nie gra zwykle najlepiej, ale doszła do finału zarówno w Madrycie, jak i Rzymie. W obu przypadkach przegrała z Igą Świątek, a panie stworzyły w stolicy Hiszpanii najlepsze widowisko w tym sezonie. - Mam nadzieję, iż spotkamy się także w meczu finałowym w Paryżu - mówiła Aryna do Igi podczas ceremonii na Foro Italico.
Tak się jednak nie stało, a Białorusinka odpadła już w ćwierćfinale Roland Garros. Lepszy występ w starciu z Mirrą Andriejewą utrudniły jej problemy żołądkowe. Tym samym przerwana została fantastyczna seria tenisistki z Mińska - od US Open 2022 w żadnym turnieju wielkoszlemowym nie zaszła poniżej półfinału.
Jakby tego było mało, w Berlinie na kortach trawiastych odczuła ból barku i w lipcu wycofała się z Wimbledonu. Przez miesiąc nie grała w ogóle w tenisa. Zrezygnowała także z występu na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Oficjalnie zasłaniając się kłopotami zdrowotnymi, ale ostatecznie wzięła udział w imprezie startującej na początku sierpnia w Waszyngtonie, która rozgrywana była równolegle z walką o medale w stolicy Francji.
Powrót do gry po miesięcznej przerwie nie był specjalnie udany - w Waszyngtonie (WTA 500) odpadła w półfinale z Marie Bouzkovą, a w Toronto (WTA 1000) w ćwierćfinale z Amandą Anisimovą. Większość najlepszych tenisistek nie grała w tych zawodach, koncentrując się na igrzyskach.
Sabalenka znów odżyła w Cincinnati. Nie straciła tam choćby seta, po drodze pokonując w półfinale wyraźnie Igę Świątek 6:3, 6:3, a w finale Jessikę Pegulę 6:3, 7:5. To był jej pierwszy tytuł w rozgrywkach WTA od… maja 2023, gdy okazała się najlepsza w Madrycie. Australian Open organizowany jest bowiem przez ITF - Międzynarodową Federację Tenisową.
Odrodzenie w USA
Po Cincinnati poszła za ciosem i wygrała turniej, co do którego była tak blisko triumfu w zeszłym roku. Podczas US Open 2023 prowadziła w finale z Coco Gauff, ale to Amerykanka sięgnęła po pierwszy tytuł w singlu w Wielkie Szlemie. Tym razem Aryna Sabalenka rywalizowała w nowojorskim finale z inną z reprezentantek gospodarzy - Jessiką Pegulą. Powtórka z imprezy w Ohio z tym samym wynikiem - znów to Aryna pokonała Jessikę.
Końcówkę sezonu czołowe tenisistki świata rozgrywały w Azji. Sabalenka sięgnęła po jeszcze jeden triumf - w turnieju WTA 1000 w Wuhan. Zaimponowała tam podwójnie, gdy wychodziła z wielkich opresji - w meczach z Julią Putincewą i Coco Gauff przegrywała pierwsze partie sromotnie 1:6. Pokazała, iż choćby mając problemy i dobrze dysponowaną rywalką po drugiej stronie siatki, jest w stanie odwrócić losy rywalizacji.
Sabalenka zmieniła także swój styl gry. Nie opiera się już wyłącznie na sile uderzeń, choć ta przez cały czas pozostaje imponująca. Urozmaiciła sposób rozgrywania akcji. Częściej stosuje skróty, slajsy, woleje, chodzi do siatki. Dzięki temu jest bardziej uniwersalna, a mniej przewidywalna dla rywalek. Jej styl gry zmienił się nie do poznania. Jej trener Anton Dubrow prawdopodobnie zostanie wybrany szkoleniowcem roku Organizacji Kobiecego Tenisa.
Te sukcesy w połączeniu z wycofaniem się Igi Świątek z kolejnych turniejów sprawiły, iż w październiku Białorusinka znów objęła prowadzenie w rankingu WTA. Zasłużenie, choć miała ku temu sprzyjające okoliczności. Białorusinka już w poprzednim sezonie na dwa miesiące była liderką. Teraz będzie prowadzić co najmniej do lutego 2025.
Sukcesy, ale i pytania
Na fantastycznej drugiej części sezonu pojawia się jednak pewna rysa w postaci dwóch występów - w Pekinie i Rijadzie. W stolicy Chin Aryna Sabalenka odpadła w ćwierćfinale z Karoliną Muchową. Czeszka wybitnie nie leży Białorusince, wygrała trzy z czterech ich pojedynków. Większe obawy kibice Sabalenki mogą mieć po WTA Finals. Co prawda 26-latka doszła tam do półfinału, ale ostatnie dwa mecze sezonu przegrała - z Jeleną Rybakiną oraz Coco Gauff. W obu bardzo denerwowała się, rzucała rakietą, nie prezentowała formy, do jakiej nas ostatnio przyzwyczaiła.
Skąd nagłe problemy tenisistki? Być może ciąży jej bagaż w postaci pozycji numer jeden na świecie. Przyleciała do Rijadu jako główna faworytka do końcowego zwycięstwa i nie podołała temu zadaniu. Dziś ma 1046 pkt przewagi nad drugą w zestawieniu Igą Świątek. Sporo, ale pamiętajmy, iż już na początku roku Sabalenka broni tytułu w Australian Open. Nowy sezon zapowiada się pasjonująco.