Jak Madison Keys zatrzymała Arynę Sabalenkę? Opisujemy najważniejsze momenty finałowego spotkania w Australian Open. Amerykanka pokonała nie tylko Białorusinkę, ale także demony z przeszłości. W Australii mogła liczyć na wielkie wsparcie, które ma związek z jej życiem prywatnym. Zmieniła wiele w swoim tenisie, dzięki czemu zapisała się do historii dyscypliny.
REKLAMA
Zobacz wideo Niesamowite, co Iga Świątek zrobiła w Australian Open. "To już widać" [To jest Sport.pl]
Tak Keys pokonała Sabalenkę
Keys pokonała w finale Australian Open Sabalenkę 6:3, 2:6, 7:5. To był pasjonujący bezpośredni mecz o tytuł w Melbourne, w którym Amerykanka zaimponowała, zwłaszcza w kilku momentach.
Najpierw, gdy wyszła na kort jakby zapomniała o stawce meczu. Grała niezwykle agresywnie, a jednocześnie celnie. W jej postawie nie było widać nerwów, tremy związanej z walką o tytuł wielkoszlemowy. Raz już występowała w Nowym Jorku w finale, ale to jednak Aryna Sabalenka w ostatnich latach częściej rywalizowała o podobne sukcesy. Mocne uderzenia rozbijały grę liderki rankingu, a trener Sabalenki raz choćby złapał się za głowę po kolejnym ciosie forhendowym od Keys.
Drugi raz Keys zaimponowała w połowie drugiej partii, gdy zaczęła rosnąć przewaga Sabalenki. Amerykanka przegrała wtedy 2:6, ale nie pozwoliła rywalce odjechać tak łatwo, nie oddawała punktów za darmo. Dzięki temu łatwiej było jej wrócić do gry w trzecim secie. Secie, który był niezwykle zacięty.
Białorusinka starała się naciskać na rywalkę w jej gemach serwisowych, ale Keys znakomicie broniła się podaniem. A potem wykorzystała swoje szanse i zamknęła spotkanie wynikiem 7:5. Wygrana Amerykanki w Melbourne musi smakować wyjątkowo. Dlaczego?
W lutym Madison Keys skończy 30 lat. Przez wiele sezonów uchodziła za tenisistkę, która potrafi grać znakomicie, ale nie radzi sobie w najważniejszych momentach. Siedmiokrotnie docierała do półfinałów wielkoszlemowych, grała w finale US Open 2017. Gdy musiała zagrać najlepiej, czegoś jej brakowało.
Być może była to kwestia wielkiej presji, jaka od zawsze ciążyła na Keys. Gdy wchodziła do wielkiego tenisa, kariery kończyły powoli siostry Williams. W Stanach wielokrotnie pisano o Keys, jako o "tej, która może pójść śladem utytułowanych rodaczek". Gigantyczne obciążenie, prawda?
Amerykanki odradzają się
Całe pokolenie amerykańskich tenisistek albo żyło w cieniu Sereny Williams, albo pod ciężarem oczekiwań Amerykanów, iż zdołają powtórzyć sukcesy legendy tenisa. Dziś te same zawodniczki zaczynają osiągać seryjnie kapitalne rezultaty, a wynik jednej nakręca drugą.
Czytaj także: Do niego Keys zwróciła się po wygranej
Coco Gauff wygrała w listopadzie WTA Finals w Rijadzie, rok wcześniej US Open. Jessika Pegula pół roku temu w końcu przełamała barierę ćwierćfinałów Wielkiego Szlema, dochodząc do finału w Nowym Jorku. Na początku zeszłego roku najlepiej w życiu prezentowała się Danielle Collins, a dziś w życiowej formie jest Madison Keys.
Nowa mistrzyni Australian Open przyznała w jednym z wywiadów, iż sukcesy koleżanek stanowiły dodatkowy bodziec. Dowód, iż ona także może jeszcze powalczyć o wielkie osiągnięcia na korcie. Właśnie została pierwszą tenisistką od Świetlany Kuzniecowej w Roland Garros 2009, która w jednym turnieju Wielkiego Szlema pokonała zarówno światową jedynkę, jak i dwójkę. Rosjanka ograła wtedy Dinarę Safinę oraz Serenę Williams.
Madison Keys wraca do top 10, od poniedziałku będzie siódma na świecie. To nie przypadek, a konsekwencja znakomitej formy, jaką osiągnęła od początku roku. Gdy dwa tygodnie temu wygrywała imprezę WTA 500 w Adelajdzie, po drodze ograła tam m.in. Jessikę Pegulę, Jelenę Ostapenko czy Darię Kasatkinę.
W Melbourne zaś pokonała nie tylko Świątek i Sabalenkę, ale także m.in. Collins i Jelenę Rybakinę. Ma na koncie już 12 zwycięstw z rzędu. Nigdy tak dobrej serii nie zanotowała w trakcie zawodowej kariery. To jej czas, jej moment w rozgrywkach.
Lepsza gra, inna rakieta, mąż wsparciem
Keys poprawiła swój tenis, zaczęła lepiej serwować. przez cały czas opiera się na mocnych i płaskich uderzeniach, ale teraz potrafi być powtarzalna i regularna. Popełnia błędy, bo przy takim ryzyku ich całkowite wyeliminowanie nie jest możliwe. Pozostaje jednak na tle skuteczna, iż zwyciężyła już w dwóch imprezach sezonu 2025.
Nie bez znaczenia może być także wsparcie, jakie otrzymuje od swojego męża, a jednocześnie trenera. Para w listopadzie wzięła ślub, to ich pierwsze występy już w roli małżeństwa. Bjorn Fratangelo to były tenisista, dziś szkoleniowiec, który pomógł żonie kapitalnie rozpracować grę Świątek i Sabalenki.
Do tego był w trakcie tych spotkań znakomitym motywatorem. Od tego roku trenerzy mogą siedzieć w Melbourne bardzo blisko zawodników, tuż przy korcie. Fratangelo z tego korzystał, w czasie wielu przerw motywował partnerkę, pomagał jej przejść najtrudniejsze chwile.
Ostatnio zdecydowali, iż tenisistka zmieni rakietę. Po wielu latach odstawiła sprzęt marki Wilson i dołączyła do Yonex. Nie żałuje tej decyzji, bo na konferencji w Australii przyznała, iż to jedna ze składowych dobrych wyników.
W sobotę na korcie centralnym AO widzieliśmy historyczne obrazki. Aryna Sabalenka przegrała pierwszy finał tego turnieju w karierze. Doznała pierwszej porażki na kortach twardych w Wielkim Szlemie od finału US Open 2023 z Coco Gauff. Nie zdobyła czwartego tytułu w najważniejszych imprezach. Nie zatrzymała rozpędzonej Madison Keys, która pokazała, iż choćby zbliżając się do "trzydziestki" można osiągnąć życiową dyspozycję w tenisie.
Historia Keys pokazuje, żeby nigdy nie poddawać się. Niemal 30-letnia zawodniczka pokonała demony. Przechodziła w poprzednich latach przez wiele kontuzji. Miała m.in. dwie operacje nadgarstka, opuszczała kolejne starty. W zeszłym roku grała mało, podczas ceremonii wręczenia nagród w Melbourne powiedziała, iż nie była pewna, czy zagra kiedyś jeszcze na najwyższym poziomie. Zagrała i to jak!