To, co zrobił Flick, nie mieści się w głowie. Zapamiętają mu to na zawsze

3 tygodni temu
Mistrzowska Barcelona ma wielu bohaterów, ale ten najważniejszy siedział na ławce. Wszystko, co dobre sprowadza się do Hansiego Flicka. Dzięki niemu wystrzelili młodzi zawodnicy i odżyli starsi. Drużyna zakochała się w pressingu i szybkiej grze. Rok temu traciła 10 punktów do Realu Madryt, dzisiaj ma nad nim siedem punktów przewagi. A to i tak nie jest w tej historii najbardziej imponujące.
Jednym z najbardziej nieprawdziwych stwierdzeń, które na dobre wkradły się do futbolu, jest to, iż po latach pamięta się tylko wyniki. Bzdura! Pamięta się emocje, symbole, pojedyncze wydarzenia, które jak w soczewce wydawały się skupiać szerszy obraz. Akurat Hiszpanie to rozumieją i są mistrzami w naklejaniu etykiet na największe sukcesy. Dla przykładu - mistrzostwo z 2015 roku ma kryptonim MSN, bo Barcelona zdobyła je dzięki golom hurtowo strzelanym przez Messiego, Suareza i Neymara, a mistrzostwo Barcelony sprzed dwóch lat zostało ochrzczone jako "mistrzostwo 1:0", bo drużyna Xaviego Hernandeza, wbrew wszelkim zasadom stereotypowo przypisywanym Barcie, wiele meczów wygrywała minimalnie i opierała się na czystych kontach zachowywanych przez znakomitego wówczas Marca-Andre ter Stegena. Teraz pomysły są dwa - albo ten triumf przejdzie do historii jako "mistrzostwo La Masii", bo kadra ugina się od wychowanków, albo jako "mistrzostwo Hansiego Flicka", głównego architekta tego sukcesu.


REKLAMA


Zobacz wideo Lewandowski buduje imponującą posiadłość! To tu może zamieszkać po karierze


Za Barceloną niemal perfekcyjny sezon zakończony zdobyciem mistrzostwa Hiszpanii, Pucharu Króla i Superpucharu, a także uświetniony niesamowitym półfinałem Ligi Mistrzów, w którym lepszy okazał się Inter (7:6 w dwumeczu). Do wszystkich tych sukcesów Barcelona dojechała z gazem do dechy, mając na pokładzie wielu młodych piłkarzy. Potrafiła rozwalcowywać kolejnych rywali, gdy była w najwyższej formie, ale umiała też wychodzić z zakrętów i podnosić się po niepowodzeniach. To olbrzymia zmiana względem poprzedniego sezonu, w którym brakowało jej wyraźnej tożsamości, stabilności i spokoju. Dzisiaj wygrywa ligę z przewagą siedmiu punktów nad Realem Madryt, który wydawał się absolutnym faworytem, a jeszcze rok temu była dziesięć punktów za nim, odpadała w ćwierćfinale Pucharu Króla i na tym samym etapie żegnała się z Ligą Mistrzów, przegrywając już pierwszy mecz z PSG 1:4.


A skoro zmian w kadrze było w tym czasie tak kilka - dołączyli do niej tylko Dani Olmo, Pau Victor i Wojciech Szczęsny, a odeszli Ilkay Gundogan, Joao Cancelo i Joao Felix - to tym trudniej przegapić wpływ trenera. Na pewno dostrzegają go piłkarze, którzy zaraz po zdobyciu mistrzostwa, jeszcze w szatni na stadionie Espanyolu, podrzucali Flicka i skandowali jego imię i nazwisko. Wystarczy posłuchać ich wypowiedzi - ile w nich jest szacunku i wdzięczności. Laurki w wywiadach malowali mu ostatnio Raphinha, Perdi, Lamine Yamal i Eric Garcia, ale lista zachwyconych jego pracą jest znacznie dłuższa. Dzięki niemu niemal każdy zawodnik ma za sobą lepszy sezon niż poprzedni. Młodzi i starsi, kluczowi i rezerwowi. Dotarł do każdego.
Hansi Flick spełnił najważniejsze oczekiwania Barcelony. Polecił go Rangnick
W Barcelonie narzekają na niego tylko ochroniarze z centrum treningowego, bo wcześniej na długo przed treningiem zdarzało im się jeszcze przysypiać, tymczasem Flick potrafi pojawić się znienacka już przed siódmą rano i niecierpliwie czekać aż podniosą mu szlaban. Sąsiedzi z ulicy Diagonal mijają go jeszcze wcześniej - niekiedy przed świtem, gdy wyprowadza na spacer swojego psa. To tytan pracy. I tego samego wymaga od piłkarzy. Nie toleruje spóźnień i nie przymyka oka, gdy dostrzeże u kogoś brak zaangażowania. W wielu klubach spóźnieni piłkarze płacą kary albo muszą w jakiś sposób - często nieco humorystyczny - odkupić winy. U Flicka żartów nie ma, spóźnieni nie grają w następnym meczu. Już na początku wyjaśnił drużynie, iż to kwestia szacunku nie tyle do niego, co do całej reszty zespołu. Zawodnicy się z tym zgodzili.
Sprawdziło się więc to, co przewidział Ralf Rangnick, mentor wielu niemieckich trenerów z nowej fali, z którym Joan Laporta konsultował wybór nowego szkoleniowca. Prezes Barcelony już wcześniej zachwycał się pracą trenerów z Niemiec i chciał jednego z nich w swoim klubie. Zastanawiał się nad Juergenem Kloppem, Thomasem Tuchelem, Julianem Nagelsmannem i właśnie Flickiem. Rangnick doradził mu, by postawił na Flicka, bo choć każdy z tych trenerów gra ofensywną piłkę i ma olbrzymią taktyczną wiedzę, więc będzie pasował do Barcelony, to on przy okazji zbuduje świetną atmosferę w zespole, wprowadzi do niego młodych piłkarzy i zarazi wszystkich dookoła swoim spokojem.


Ale to i tak nie był dla Barcelony prosty wybór. Flick zaczynał pracę w morzu wątpliwości i problemów, z pokiereszowanym zespołem i nadszarpniętą własną reputacją - Barcelona skończyła poprzedni sezon przegrana na wszystkich frontach, a jego niemiecka federacja wypchnęła za drzwi tuż przed organizowanymi u siebie mistrzostwami Europy. Klub chwiał się na każdym polu, a on został w Niemczech kozłem ofiarnym wyśmiewanym przez kibiców i krytykowanym przez ekspertów.
Od początku pracował jednak tak, jakby w ogóle nie zależało mu na tym, by komukolwiek coś udowodnić. Nie chciał być kierować reflektorów na siebie. Tak, jak przewidywał Rangnick - zarażał spokojem, co było kluczowe, bo Barcelona od kilku lat przypomina dżunglę. W gabinetach ścierają się różne frakcje, każda ma swoich zaufanych dziennikarzy, a oni codziennie muszą zapełnić kilkanaście stron w swojej gazecie. W Barcelonie analizowany jest więc każdy ruch trenera i każde wypowiedziane przez niego słowo. Łatwo o nadinterpretacje. W dodatku mało który klub był dotychczas tak nieszczelny. Xavi Hernandez żył w tej dżungli od lat, a i tak dał się pożreć. Miotał się, irytował, obrażał, co chwilę zarzucał komuś stronniczość, nie gryzł się w język. Mówił, iż odchodzi, ale po chwili zmieniał zdanie. Flick? Nie dyktuje nagłówków. Gasi pożary, a nie je podsyca. jeżeli podejmuje trudne decyzje - sam jako najtrudniejszą wskazał tę dotyczącą postawienia na Wojciecha Szczęsnego kosztem Inakiego Peni - to racjonalnie tłumaczy je wszystkim bezpośrednio zainteresowanym. Jest sprawiedliwy, szczery. Nie dał się uwikłać w żadne gierki ani nie zapisał do żadnej frakcji. Zarządza kadrą tak, iż niemal każdy zawodnik czuje się potrzebny. Ale choćby odstawieni od gry - choćby Pena - nie wypłakują się anonimowo w mediach. To olbrzymia zmiana.
W wielu klubach stawianie na młodych jest dobrze postrzegane i potrzebne. Ale akurat w Barcelonie, targanej finansowymi i kadrowymi problemami, było absolutną koniecznością. Zwykle przez "stawianie na młodych" rozumie się wprowadzenie jednego-dwóch zawodników z akademii do pierwszego zespołu i stopniowe zwiększanie ich roli. Tymczasem to, co Flick musiał zrobić w Barcelonie, było ekstremalne - mówimy o dwóch nastolatkach, którzy grają niemal w każdym meczu, a w sumie o siedmiu zawodnikach poniżej 22 lat obsadzanych w bardzo istotnych rolach.
Lamine Yamal rozwija się w szalonym tempie, z roku na rok podwoił liczbę goli i asyst, a i tak nie można mierzyć jego progresu samymi liczbami, bo czasem najwięcej dawał drużynie ściągając na siebie uwagę rywali. Podobnie jest z Pau Cubarsim, który zadomowił się na środku obrony, utrzymywał wysoką formę przez kilka miesięcy i dopiero w końcówce sezonu zaczął spisywać się słabiej. Pedri wreszcie został przeprowadzony przez cały sezon bez poważnej kontuzji i udowodnił, iż gdy jest zdrowy, należy do najlepszych środkowych pomocników na świecie. Gavi, Fermin Lopez, Alejandro Balde, Marc Casado – każdy z nich dołożył cegiełkę do tego mistrzostwa.


Hansi Flick - zza lady w Niemczech, po potrójną koronę w Barcelonie
Flick nie tylko rozwinął młodych zawodników, ale też odbudował doświadczonych i ukształtowanych. Raphinha u Xaviego przeskakiwał z ławki rezerwowych do wyjściowego składu, w niemal każdym meczu był zmieniany, nie miał zaufania trenera i sam trenerowi nie ufał, a latem poważnie rozważał odejście z klubu. Flick przekonał go do pozostania, przesunął bliżej centrum boiska, mianował wicekapitanem. Brazylijczyk strzelił 34 gole, miał 22 asysty i stał się jednym z kandydatów do zdobycia Złotej Piłki. Robert Lewandowski też zaliczył najlepszy sezon, odkąd jest w Barcelonie. Flick dał mu wszystko, czego oczekuje napastnik - sytuacje, serwis, swobodę w polu karnym. Nie ma dla Lewandowskiego lepszego trenera niż Flick. Ani w Bayernie, ani w Barcelonie z żadnym nie odnosił takich sukcesów, jak z nim.
Ale piłkarzem, który musiał najbardziej zmienić swoją grę jest Inigo Martinez, który przez większość kariery grał w drużynie broniącej się nisko, a nagle zaczął ścierać się z rywalami już na połowie boiska. Wiedział, iż brakuje mu szybkości, więc tym bardziej musiał polegać na nieustannej koncentracji i przewidywaniu zdarzeń. Przez większość sezonu robił to nienagannie. Jules Kounde, po namowie Flicka, wreszcie zaakceptował zmianę pozycji i zadomowił się na prawej obronie. Frenkie de Jong od dwóch lat był wypychany z klubu i dopiero w tym sezonie zaczął grać na miarę oczekiwań. Flick we właściwym momencie wprowadził do bramki Wojciecha Szczęsnego, by w kluczowych meczach sezonu drużyna korzystała z jego doświadczenia i luzu.
Dalej - w ostatnich tygodniach najważniejsze role odgrywali rezerwowi. Ferran Torres zastąpił kontuzjowanego Lewandowskiego i choćby w ostatnim El Clasico asystował przy trzech golach. Eric Garcia strzelał gole z Interem i Realem Madryt. Trzeba też wspomnieć o Peni, który jako pierwszy zastąpił ter Stegena i nie zawodził tak, jak jeszcze sezon wcześniej.
W ostatnich dniach katalońskie media znów obiega zabawne zdjęcie Flicka, który stoi na dworcu kolejowym z jedną torbą i rusza w podróż do Barcelony. Nie było jeszcze wtedy wiadomo, iż w tej torbie wiezie inny klucz do każdego piłkarza i iż naprawi cały zespół tak szybko. Barcelona miała w tym sezonie wielu bohaterów, ale ten najważniejszy nie biegał po boisku. To mistrzostwo im. Hansiego Flicka. Trenera, który zaczynał za ladą sportowego sklepu. Trenera, w którym przez wiele lat wszyscy widzieli tylko asystenta. Trenera, który został odkryty przez Bayern Monachium nieco przez przypadek. Trenera, w którego zwątpiono po pracy z niemiecką kadrą. Trenera, który w Barcelonie potwierdził swoją wielką klasę. Wreszcie trenera, który należy do najlepszych na świecie.
Idź do oryginalnego materiału