Wydawało mi się, iż mamy w polskiej piłce jakiś wyjątkowy sezon. Taki, na który czekaliśmy od lat. Cztery polskie kluby awansowały do fazy ligowej pucharów i co kolejkę liczymy punkciki, jak wysoko wspięliśmy się w rankingu UEFA. Patrzymy, ile jeszcze dzieli nas od lokaty marzeń, żeby polski zespół mógł grać bez eliminacji w Lidze Mistrzów. Wystarczyło jednak, iż pojawił się temat: trener Rakowa Marek Papszun chce do Legii, i to, iż Legia, Lech, Jagiellonia i Raków zagrają w kolejnej serii meczów Ligi Konferencji UEFA, zeszło na dalszy plan.
REKLAMA
Zobacz wideo
Papszun przebił "siwego bajeranta"
I gdy w środę Marek Papszun oświadczył na konferencji przed meczem Rakowa, iż on do Legii bardzo chce i iż Legia bardzo chce Papszuna, nie mogłem uwierzyć, iż to dzieje się naprawdę. Polskiej piłce przyglądam się od lat i niejedną rzecz widziałem, ale tego się nie spodziewałem. Przecież to sytuacja tak żenująca, iż przebija wszelką skalę. Paulo Sousa, gdy porzucił kadrę Polski, bo dostał propozycję z brazylijskiego Santosu, okazał więcej klasy. Nie załatwił tej sprawy przez media społecznościowe czy naciski na konferencji prasowej. Rozwiązanie kontraktu załatwił w ciszy gabinetów. A i tak kibice nie nazywają go inaczej, jak: siwy bajerant. Portugalczyk swoim postępowaniem pokazał zupełny brak lojalności wobec PZPN i szacunku wobec kibiców. Udowodnił, iż jego słowa o wartościach, jakie reprezentuje, były tylko grą pod publiczkę. Potem sam napluł na to, co wyznawał, czy też wmawiał innym, iż wyznaje.
I tak samo jest z Papszunem. Do tej pory uchodził on za trenera twardego, może choćby zamordystę, ale człowieka o wysokiej etyce pracy. Tymczasem okazało się, iż wartości Papszun wyznaje tylko wtedy, gdy mu to pasuje. Gdy tylko Legia zaświeciła mu przed oczyma kontraktem, postanowił podeptać lojalność wobec pracodawcy, okazać brak szacunku kibicom i naruszyć integralność rozgrywek.
Legia zniszczyła się sama, teraz niszczy rywala
Choć jeżeli chodzi o to ostatnie, to dużo większą winę ponosi Legia. Na to powinien być jakiś paragraf. Skoro klub naraża się na kary, gdy negocjuje z zawodnikiem związanym kontraktem bez zgody jego drużyny, to tym bardziej powinien być ukarany, gdy rywalowi z tej samej ligi chce wyszarpać trenera. Przecież to jak wyrwanie serca z organizmu. Powiedzieć, iż Legia działa nieetycznie, to nic nie powiedzieć. Nie dość, iż warszawski klub dał w tym sezonie popis amatorszczyzny w swoim działaniu, to jeszcze postanowił zniszczyć przy okazji lokalnego rywala, który też reprezentuje Polskę w pucharach. Przecież o tym powinno się mówić głośno i dosadnie: to czysta bandyterka. I nie ma tu znaczenia, iż Papszun sam przebiera nogami, żeby tylko do Legii dołączyć. Warszawski zespół przez samo podjęcie rozmów z trenerem wpłynął negatywnie na integralność rozgrywek ekstraklasy.
W całej tej sytuacji najbardziej szkoda mi Michała Świerczewskiego, właściciela Rakowa Częstochowa. Zainwestował grube miliony w zespół, który kocha. A tu trener, którego zatrudnił za poważne pieniądze, okazał się koniem trojańskim, który w kluczowym momencie sezonu zaśpiewał na całe gardło: "Ja kocham Legię, oooo". I co ma w tej chwili zrobić Świerczewski? Może najlepiej zwinąć interes? Skoro w polskiej piłce nie można liczyć na przestrzeganie zasad, na dotrzymywanie słowa i integralność rozgrywek, to może lepiej się w to nie bawić?
Nie mogę uwierzyć, iż Marek Papszun postanowił jedną wypowiedzią przekreślić swój dorobek w Rakowie, ale jeszcze bardziej nie mogę uwierzyć, iż on i Legia znajdują swoich obrońców. Dla mnie to coś niepojętego. Legia i Papszun prawdopodobnie właśnie wysadzają w powietrze polskie nadzieje na awans w rankingu UEFA, a my deliberujemy, czy miłość trenera do Legii jest ważniejsza niż dotrzymanie słowa?
Tu naprawdę nie chodzi tylko o kwestię obsady trenera w warszawskim zespole. Tu chodzi o coś dużo więcej. Naprawdę uważacie, iż bogaty i utytułowany klub może wywołać zamęt u rywala stojącego wyżej w tabeli i jeszcze dostać za to nagrodę? Pytanie jest chyba retoryczne.

1 godzina temu
















