Amerykański serial "Śmierć na 1000 sposobów", opowiadający o nietypowych przypadkach zgonów, doczekał się aż czterech sezonów. Lech Poznań nie dobrnął jeszcze do połowy tego, a już zgromadził wystarczająco dużo materiału, by nagrać własną wersję - "Rozczarowanie na 1000 sposobów". Każda historia miałaby w sobie coś niepowtarzalnego.
REKLAMA
Zobacz wideo Feio trenerem Radomiaka. Żelazny: To bardzo trudny człowiek. Co się wydarzyło w Dunkierce?
Odc. 1. "Mecz z Lincoln. Rozczarowanie absolutne" - Lech rozczarowuje już samym podejściem do meczu. Trener wystawia rezerwowy skład, a piłkarze snują się po boisku przez półtorej godziny i schodzą pokonani. Mecz ten wydaje się największą kompromitacją w historii występów polskich zespołów w europejskich pucharach, bowiem tak słaby i nisko notowany rywal jeszcze nigdy polskiej drużyny nie pokonał. Rozczarowanie jest absolutne. Miesza się ze wstydem i zażenowaniem.
Odc. 2. "Mecz z Motorem Lublin. Rozczarowujące hamowanie" - Lech rozczarowuje na początku meczu, gdy traci dwie bramki. Później jednak gra znacznie lepiej i odrabia straty. W drugiej połowie, gdy wszyscy spodziewają się, iż ruszy po zwycięskiego gola, on wciska hamulec, wprowadza rezerwowych, zwalnia jeszcze bardziej i zadowala się remisem. Rozczarowuje drugi raz w tym samym meczu.
Odc. 3. "Mecz z Pogonią Szczecin. Rozczarowanie last minute" - Lech gra bardzo dobrze i w 89. minucie w końcu dopina swego - wychodzi na zasłużone prowadzenie 2:1. Koniec emocji? A skąd! Pora na potężne rozczarowanie - rywale w doliczonym czasie gry zdobywają wyrównującą bramkę.
Odc. 4. "Mecz z Rakowem Częstochowa. Niespodziewane rozczarowanie" - Lech gra doskonale w pierwszej połowie, tłamsi rywala, prowadzi 2:0, strzela jeszcze dwa gole, które nie zostają uznane przez sędziego. Fruwa nad boiskiem. Ma wszystko pod kontrolą. Pozostaje wyjść na druga połowę i zwieńczyć dzieło. Ale nie. Zaraz po przerwie Luis Palma dostaje czerwoną kartkę, rywale przejmują inicjatywę, strzelają dwa gole i wywołują u kibiców z Poznania gigantyczne rozczarowanie. Zespół Marka Papszuna był wtedy w dołku, można było zakopać go jeszcze głębiej. Ale Lech podał mu rękę.
Odc. 5. "Mecz z Gryfem Słupsk. Mistrzowi nie wypada" - to pucharowy mecz, w dodatku wygrany 2:1, a i tak mówiło się po nim o delikatnym rozczarowaniu, bo Lech znów próbował wygrać na stojąco i doprowadził do tego, iż czwartoligowiec w samej końcówce był raptem o kilka centymetrów od dogrywki. Lech nie powtórzył błędów z Gibraltaru i wyszedł w mocnym składzie, ale i tak długimi fragmentami człapał po boisku i pozwolił skazywanym na pożarcie rywalom uwierzyć w cud.
Odc. 6. "Mecze z Cracovią, Koroną Kielce, Zagłębiem Lubin" - to już kompilacja z ligowej młócki toczonej między eliminacyjnymi meczami europejskich pucharów. Lech żadnego z tych meczów nie wygrał i w każdym łatwo tracił bramki. Odcinek powstał, by podkreślić, iż właśnie gra w defensywie jest wspólną przyczyną większości rozczarowań w tym sezonie, czego najlepszym podsumowaniem jest statystyka wyłapana przez Michała Zachodnego po ostatnim meczu z Rayo - Lech miał w tym sezonie aż dwanaście meczów z przynajmniej dwoma straconymi golami.
Najnowszy odcinek. Rozczarowanie z Rayo Vallecano
Na początku listopada kibice Lecha Poznań znają już wszystkie odcienie rozczarowań. Różnymi drogami klub zaprowadza ich wciąż w to samo miejsce. Czasem daje nadzieję, czasem nikogo nie łudzi, ale na koniec zawsze skazuje na ból i cierpienie. Trudno wręcz stwierdzić, która droga do rozczarowania jest gorsza i który rodzaj rozczarowania trawi się dłużej.
Rozczarowanie z meczu z Rayo Vallecano jest wyjątkowe, inne od dotychczasowych - Lech nie był w tym meczu faworytem, ale w pierwszej połowie zaskoczył bardzo dobrą grą i dał nadzieję na zwycięstwo. Jego piłkarze - w przeciwieństwie do kilku ostatnich meczów - byli i skoncentrowani, i zdeterminowani, i dobrze przygotowani taktycznie, i skuteczni. Luis Palma szybko, już w 11. minucie, po jednym z pierwszych ofensywnych wypadów, strzelił pięknego gola. Był w polu karnym sam, ale Joel Pereira i tak znalazł go swoim dośrodkowaniem. Palma odpowiednio się ustawił, złożył do uderzenia głową i idealnie przycelował. Lech w pierwszej połowie nie pozwolił Rayo oddać celnego strzału na bramkę, a sam strzelił jeszcze jednego gola - Pablo Rodriguez dograł przed pole karne do Antoniego Kozubala, który uderzył bez przyjęcia. Doprawdy, w jego grze działało niemal wszystko. Można było nieco się czepiać, iż np. Timothy Ouma ma zbyt wiele niecelnych podań i zbyt nerwowo reaguje na doskok rywali. Ale można też było wliczyć to w koszty - po drugiej stronie był przecież rywal, który specjalizuje się w grze pressingiem i zwykle w meczach u siebie zaprasza do bardzo intensywnej gry. W poprzednim sezonie Rayo wywalczyło w ten sposób 8. miejsce, było jedną z rewelacji hiszpańskiej ligi i pierwszy raz w historii w czysto sportowy sposób, a nie poprzez klasyfikację fair play (starsze czasy), awansowało do europejskich pucharów. Lech nie tylko od takiego rywala nie odstawał, co zasłużenie z nim prowadził.
Co więcej, wydawało się, iż na drugą połowę wyszedł z zamiarem strzelenia jeszcze jednego gola. I choćby miał ku temu niezłą okazję, ale Rodriguez ją zmarnował. Z każdą minutą Lech bronił się jednak coraz bliżej własnej bramki, a przełomem była 55. minuta, kiedy trener Inigo Perez zmienił czterech piłkarzy na raz. Po meczu widać to wyraźnie - on wygrał ten mecz zmianami. To w tym aspekcie znajdziemy największy kontrast między nim a Nielsem Frederiksenem. Isi Palazon trzy minuty po wejściu strzelił kontaktowego gola po asyście innego rezerwowego - Pedro Diaza. W 80. minucie trener Rayo dokonał ostatniej zmiany i wprowadził na boisko Jorge de Frutos. Efekt? Znów minęły trzy minuty, a on strzelił gola na 2:2.
Zmiany Lecha Poznań - to dopiero jest rozczarowanie!
Tymczasem Lech z każdą kolejną zmianą był coraz słabszy. Ależ to była różnica! Yannick Agnero, który zmienił Mikaela Ishaka nie dał zespołowi absolutnie nic - ani nie dało się na nim oprzeć gry, ani nie było sensu zagrać w jego kierunku prostopadłych piłek, bo przegrywał każdy pojedynek z obrońcą, ani nie można było liczyć, iż pomoże w defensywie i utrudni rywalom rozegranie piłki. Żadnych zalet, fatalny występ. Kornel Lisman - wszedł na boisko, trzy raz podjął próbę okiwania rywali i trzy razy stracił piłkę, po czym został zastąpiony przez Roberta Gumnego, bo trener Lecha zmienił pomysł na końcówkę meczu i postanowił użyć formacji z pięcioma obrońcami. Taofeek Ismaheel miał wnieść na boisko szybkość i umiejętność dryblingu, którymi kilka razy pomagał już zespołowi w tym sezonie, ale tym razem na wierzch wyszła jego nie najwyższa piłkarska inteligencja. Na długo zapamiętamy akcję z 83. minuty, w której tak zaciekle walczył o wychodzącą na aut piłkę, iż bohatersko utrzymał ją w boisku i dał rywalowi szansę, by dośrodkował ją w pole karne. Po tym dośrodkowaniu padła bramka na 2:2. No i Robert Gumny, który wszedł na boisko, by zmienić ustawienie na pięciu obrońców i pomóc zmęczonemu Joelowi Pereirze zabezpieczyć prawą stronę. I co? I przy golu na 3:2 dla Rayo najpierw złamał linię spalonego, a później nie zdążył pomóc Pereirze z upilnowaniem wbiegającego mu za plecy Alvaro Garcii. Dramat.
Lech z każdym kolejnym rezerwowym na boisku miał coraz mniej argumentów w ofensywie i coraz większy bałagan w tyłach. I to nie pierwszy raz, gdy po zmianach mistrz Polski prezentuje się gorzej - by nie szukać daleko, wystarczy wrócić do niedzielnego meczu z Motorem Lublin. Po meczu Niels Frederiksen narzekał, iż sędziowie nie pozwalali mu przeprowadzać zmian w pierwszej możliwej okazji i odwlekali to - jego zdaniem - aż do trzeciej przerwy w grze. Patrząc na grę rezerwowych, może wcale nie było to dla Lecha aż tak niekorzystne? Ostatecznie Lech przegrał z Rayo na własne - trenera i rezerwowych - życzenie. Zapłacił za naiwność, proste błędy i brak kalkulacji. Zaprzepaścił cały wysiłek z pierwszej połowy. Zaprzepaścił okazję, by mentalnie się odbić. Zaprzepaścił też szansę, by nieco przypudrować porażkę na Gibraltarze, na zawsze dodając do niej istotne "ale". I dopiero jak złoży się to wszystko w całość, rozczarowanie będzie największe.

3 godzin temu















