To była 98. minuta. 1:1 i do rzutu wolnego podchodzi piłkarz Motoru

2 godzin temu
Zdjęcie: screen


Koszmar Śląska Wrocław trwa. Wydawało się, iż w sobotę wicemistrzowie Polski w końcu przełamią trwającą siedem meczów passę bez zwycięstwa. Długo prowadzili w Lublinie z Motorem po golu Jakuba Świerczoka i zanosiło się na to, iż na Dolny Śląsk wrócą z kompletem punktów. Wtedy nadeszła feralna 83. minuta, a spisująca się do tej pory bez zarzutu obrona popełniła katastrofalny błąd. To nie był koniec.
"Mówię to cały czas. Z Jackiem przyszliśmy, z Jackiem również odejdziemy. Zawsze razem, niezależnie od wyników. Jacek ma pełne zaufanie: moje, zarządu, pracowników, wszyscy sobie ufamy i tyle. To przecież Magic" - takimi słowami dyrektor sportowy David Balda, w rozmowie ze Sport.pl, dementował informacje, jakoby Śląsk Wrocław był zainteresowany zakontraktowaniem nowego trenera. Tematu Alberta Rude we Wrocławiu dziś nie ma, a w klubie wicemistrza Polski zapewniają, iż Jacek Magiera zostanie na stanowisku.


REKLAMA


Zobacz wideo Kosecki o hejcie: Słowa bolą, ale nie tych mizernych lamusów w Internecie


Dramat Śląska. Wicemistrz przez cały czas na dnie tabeli
Szkoleniowiec WKS-u, mimo fatalnej sytuacji na początku sezonu, starał się zachowywać optymizm. Jego zespół od startu rozgrywek nie wygrał ani razu i do Lublina pojechał w roli czerwonej latarni ligi. Trener podkreślał, iż Śląsk ma w zanadrzu dwa mecze zaległe i patrzenie na tabelę w obecnym momencie jest złudne. Wiadomo już kiedy zostanie rozegrane pierwsze z tych spotkań. 23 października Śląsk zmierzy się ze Stalą Mielec.
Wyjazdowe starcie z Motorem miało być okazją do przełamania. Magiera zaproponował kilka zmian w składzie. W pierwszej jedenastce znalazło się miejsce dla Jakuba Świerczoka, którego przyjście do Śląska wzbudziło wiele emocji. Duet stoperów stworzyli powracający do zdrowia Aleks Petkov i schowany ostatnio do przysłowiowej szafy Serafin Szota.


Czytaj także:


Magiera ogłosił to po porażce. "Z jakiej racji?"


Po drugiej stronie barykady byli lublinianie, którzy w ostatnich dwóch kolejkach ponieśli dwie porażki, ale w meczu z Jagiellonią (0:2) pokazali się z niezłej strony. Dodatkowym smaczkiem był fakt, iż sobotnie spotkanie było wyjątkowe także ze strony kibicowskiej. Fanów Motoru i Śląska łączy wieloletnia przyjaźń.


Czytaj także:


Oto cała prawda o mistrzowskiej Jagiellonii. Tej drużyny już nie ma. Dyrektor ujawnia


Na murawie nie było jednak mowy o żadnych sentymentach. Pierwszą niezłą okazję do zdobycia gola mieli gospodarze. W 10. minucie Sergi Samper oddał strzał z pola karnego, ale piłkę lecącą w kierunku bramki - tuż przed linią bramkową - wybił Serafin Szota. To gospodarze prowadzili grę i w 26. minucie w pozoru niegroźnej sytuacji mogli zaskoczyć Leszczyńskiego. Marek Bartos posłał nieudane dośrodkowanie w pole karne, ale piłka o mały włos wpadłaby za kołnierz golkiperowi gości. Ten zachował jednak czujność.


Pod drugą bramką działo się niewiele. Śląsk nie potrafił dłużej utrzymać się przy piłce, a przy szesnastce rywala meldował się rzadko. Można było mieć wrażenie, iż jeżeli ktoś otworzy wynik meczu, to będzie to Motor. Lublinianie w 32. minucie byli bardzo bliscy zdobycia pierwszego gola. Doskonałe prostopadłe podanie do Caliskanera w pole karne posłał Samper. W porę z bramki wyszedł jednak Leszczyński, skrócił kąt i utrudnił Niemcowi oddanie skutecznego strzału. Swoją szansę kilkadziesiąt sekund później zmarnował Samuel Mraz.
Śląsk na dobre Motorowi zagroził dopiero w 37. minucie. Piłkę przed polem karnym miał Jakub Świerczok i zdecydował się na strzał. Dobrą interwencją popisał się Ivan Brkić, ale przy dobitce Petra Schwarza był bezradny. Gospodarzy przed utratą gola uratował słupek. To było pierwsze i ostatnie ostrzeżenie wrocławian. Kilka chwil później Piotr Samiec-Talar zagrał prostopadłą piłkę do Świerczoka, a ten w sytuacji sam na sam się nie pomylił. Uderzył przytomnie, tuż obok próbującego interweniować Brkicia.


Strzelony gol wyraźnie pozytywnie podziałał na zespół gości. Wrocławianie od początku drugiej połowy sprawiali wrażenie drużyny, która czuje się pewniej. Motor też atakował z mniejszym animuszem, niż miało to miejsce w pierwszej połowie. Mateusz Stolarski już po godzinie gry zdecydował się dokonać dwóch zmian. Na boisku zameldowali się Simon i Ceglarz i już pięć minut po tych roszadach lublinianie zagrozili bramce Leszczyńskiego. Piłka znalazła się w polu karnym, jeden ze strzałów zablokował Macenko, a kolejna próba trafiła prosto w bramkarza WKS-u.
Wydawało się, iż wrocławianie dowiozą zwycięstwo do końca meczu, ale w 83. minucie fatalny błąd popełnił grający do tej pory bardzo dobry mecz Serafin Szota. Obrońca źle obliczył lot piłki, dopadł do niej Simon i pokonał Leszczyńskiego.


To nie był jednak koniec emocji w tym spotkaniu. W 98. minucie Marek Bartos podszedł do rzutu wolnego i zdobył pięknego gola. Gospodarze zainkasowali trzy punkty i pozbawili wrocławian jakichkolwiek złudzeń.


Motor zapunktował po raz pierwszy od trzech meczów, a Śląsk kontynuuje fatalną passę. Wrocławianie są jedynym zespołem w lidze, który jeszcze nie wygrał w lidze.
W następnej kolejce oba zespoły zmierzą się z trudnymi przeciwnikami. Motor w sobotę 5 października pojedzie do Poznania na mecz z Lechem. Śląsk pierwszego zwycięstwa w Ekstraklasie poszuka na własnym stadionie. Dzień później zmierzy się z Cracovią.
Motor Lublin 2:1 Śląsk Wrocław (0:1)


Gole: Christopher Simon'83, Marek Bartos'90+8 - Jakub Świerczok'44
Motor Lublin: Brkić (gk) - Paweł Stolarski (73' Wójcik), Najemski, Bartos, Palacz (73' Luberecki) - Bartosz Wolski (k), Samper, Caliskaner (60' Simon) - Ndiaye (60' Ceglarz), Mraz, Michał Król (80' van Hoeven)
trener: Mateusz Stolarski
Śląsk Wrocław: Leszczyński (gk) - Żukowski, Szota, Petkov (k), Macenko (90+4' Bejger) - Pokorny - Samiec-Talar (87' Ortiz), Schwarz, Cebula, Jezierski (78' Guercio) - Świerczok (87' Musiolik)


trener: Jacek Magiera


Lublin, Arena Lublin
żółte kartki: Mraz, Bartos, Król - Cebula, Świerczok
sędziował: Marcin Szczerbowicz (Olsztyn)
Idź do oryginalnego materiału