Tegoroczny finał Ligi Europy, rozgrywany na San Mames w Bilbao, był bardzo nietypowy. Zmierzyły się w nim dwa zespoły z angielskiej Premier League, co samo w sobie nie jest dziwne, niemniej jednak tym razem chodzi o drużyny, które w Anglii kończą sezon tuż nad strefą spadkową - na 16. i 17. miejscu. Dla Manchesteru United i Tottenhamu finał w Bilbao był szansą na uratowanie sezonu, zdobycie trofeum i przepustki do Ligi Mistrzów. Porażka dla którejkolwiek z tych drużyn wieńczyła koszmarne dla niej rozgrywki 2024/25.
REKLAMA
Zobacz wideo Pierwszy taki finał Ligi Mistrzów od 17 lat! "Nigdy bym się nie spodziewał"
Faworytem tego spotkania wydawał się zespół Rubena Amorima, ale wcale nie przez swoją dobrą formę (choć w europejskich pucharach jest niepokonany),lecz ogromne osłabienia w zespole Tottenhamu, gdzie nie mogli zagrać Lucas Bergvall, Dejan Kulusevski czy James Maddison, podczas gdy "Czerwone Diabły" mogły wystawić swoje najsilniejsze zestawienie.
Od pierwszego gwizdka niemieckiego sędziego Felixa Zwayera tempo tego meczu było wysokie, piłka często przechodziła z jednej strefy obronnej pod drugą, ale obu zespołom brakowało jakości, by stworzyć klarowne sytuacje bramkowe. Z gry na chaos wynikało bardzo niewiele.
W 11. minucie po fatalnym błędzie Harry'ego Maguire'a z piłką w pole karne wpadł Brennan Johnson, jednak jego zagranie z bardzo ostrego kąta odbił Andre Onana, po czym uderzenie Pape Sarra z 16 metrów zostało zablokowane.
Na pierwszą dobrą szansę United trzeba było czekać do 16. minuty, gdy z ostrego kąta nieznacznie pomylił się Amad Diallo. Ten sam piłkarz próbował zaskoczyć Gugliermo Vicario również w 40. minucie za sprawą uderzenia z 16 metrów, ale wówczas strzelił zdecydowanie zbyt mizernie, by sprawić problemy włoskiemu bramkarzowi Tottenhamu.
Choć konkretów pod obiema bramkami było bardzo mało, w 42. minucie zespół z Londynu zdołał objąć prowadzenie. Po dośrodkowaniu z lewego skrzydła Pape Sarra, Brennan Johnson nie zdołał oddać uderzenia z powietrza z pięciu metrów, ale piłka odbiła się jeszcze od Luke'a Shawa i Johnson zdołał ją trącić do bramki Andre Onany, dzięki czemu "Koguty" prowadziły do przerwy 1:0.
Druga część spotkania rozpoczęła się od ataków Manchesteru United, choć bez większych konkretów. W 58. minucie po centrostrzale z rzutu wolnego Bruno Fernandesa piłki nie sięgnął Leny Yoro, a bramkarz Tottenhamu Gugliermo Vicario zdołał ją odbić.
Jeszcze bliżej gola było w 69. minucie, ponownie za sprawą stałego fragmentu gry, gdy po rzucie wolnym i długiej piłce zagranej w pole karne koszmarnie pomylił się na przedpolu Vicario i choć Rasmus Hojlund uderzał głową do pustej bramki, to fenomenalną interwencją zdołał się jeszcze popisać Mickey van de Ven, ekwilibrystycznie wybijając piłkę z linii bramkowej.
Ataki "Czerwonych Diabłów" nasilały się. Chwilę po sytuacji Hojlunda, z kilku metrów niecelnie główkował niepilnowany Bruno Fernandes. Kilka minut po wejściu na boisko z ławki rezerwowych bramce Tottenhamu zagroził też Alejandro Garnacho, którego strzał z kilkunastu metrów skutecznie obronił Vicario.
Manchester United napierał do końca, ale konkretów zaczęło brakować. Nie brakowało za to nerwów, szczególnie na linii Harry Maguire - Cristian Romero. Obu zawodników sędzia Felix Zwayer musiał kilkakrotnie rozdzielać, a i tak skończyło się to żółtą kartką dla Anglika. Ten sam Maguire w doliczonym czasie gry pełnił rolę jednego z napastników, ale stać go było jedynie na niecelny strzał głową z około ośmiu metrów.
Najbliżej szczęścia w postaci wyrównania był już w 97. minucie Luke Shaw, który celnie główkował po dośrodkowaniu Diogo Dalota, jednak Tottenham uratował jego bramkarz Gugliermo Vicario, odbijając piłkę. Po chwili niecelnie przewrotką uderzał jeszcze Casemiro.
Wynik w Bilbao już się nie zmienił. Tottenham Hotspur, choć przez zdecydowaną część finału się bronił, pokonał Manchester United 1:0 i został zwycięzcą Ligi Europy w okresie 2024/25. Piłkarze z Londynu oddali tylko 3 strzały, 1 celny, a w zamian popełnili aż 22 faule. To jednak wraz z ofiarną defensywą pozwoliło osiągnąć im sukces, na który czekano przez dziesiątki lat.
Dla Tottenhamu jest to bowiem pierwsze trofeum od 17 lat, a dokładniej od 2008 roku, gdy "Koguty" sięgnęły po Puchar Ligi Angielskiej. Australijski trener Ange Postecoglou zapowiadał, iż w swoim drugim sezonie pracy z klubami zawsze zdobywa trofea i słowa dotrzymał, wprowadzając tym samym Tottenham do Ligi Mistrzów. Dla United ten przegrany finał wieńczy katastrofalny, najgorszy od dziesiątek lat sezon, który nie może się skończyć inaczej, jak ogromną letnią rewolucją, wszak zespołu Rubena Amorima zabraknie w przyszłym sezonie europejskich pucharów.