"Włoski trener najprawdopodobniej zostawi Pablo Rosario na prawej obronie, aby nie przyspieszać powrotu Martima Fernandesa. Jakub Kiwior utrzyma miejsce z Janem Bednarkiem na środku obrony, a Zaidu prawdopodobnie będzie wyborem na lewą obronę, biorąc pod uwagę słabą formę Francisco Moury" - zapowiadały portugalskie media przed piątkowym meczem Rio Ave z FC Porto. I niemal idealnie wytypowały linię defensywy. Pomyliły się jedynie co do lewej strony boiska - tam ostatecznie pojawił się Moura. Tak więc w drugim spotkaniu z rzędu na murawie obok siebie zagrali polscy obrońcy. A nie był to jedyny polski akcent tego wieczora. W bramce przeciwników stanął Cezary Miszta. Mimo wszystko to drużyna Kiwiora i Bednarka była absolutnym faworytem do zwycięstwa. Czy udało się potwierdzić to również na boisku?
REKLAMA
Zobacz wideo Lewandowski już tylko rezerwowym w Barcelonie? Żelazny: Nie wyobrażam sobie, iż przegra rywalizację
Kapitalna pierwsza połowa FC Porto. Rywale dwukrotnie zaskoczeni po rzutach rożnych
Już od początku goście, czyli FC Porto, byli bardziej aktywni i agresywni. To błyskawicznie przyniosło efekt. Nie minęło pięć minut, a bramkarz Rio Ave już musiał wyjmować piłkę z siatki. Jak padł gol? Po stałym fragmencie gry. Gabri Veiga perfekcyjnie dośrodkował w pole karne z rzutu rożnego, tam stał Pablo Rosario i umieścił główką piłkę w siatce.
A na tym Porto zatrzymywać się nie zamierzało. Rio Ave było bezradne po stałych fragmentach gry rywali. Bo już w 14. minucie, a więc równo 10 minut po pierwszej bramce padła kolejna i to znów po rzucie rożnym. Ponownie asystował Veiga, ale tym razem Miszta wyjmował futbolówkę z siatki po strzale głową Samu Aghehowa.
W kolejnych minutach Porto przez cały czas nadawało tempo rywalizacji, jednak pod koniec pierwszej połowy do głosu zaczęli dochodzić gospodarze. Popisali się kilkoma groźnymi akcjami, przy których czujnością musiał wykazać się polski duet stoperów, a szczególnie Kiwior. - To mecz, w którym Polak będzie mógł sprawdzić się bardziej w obronie, aniżeli w rozegraniu - sugerowali komentatorzy.
FC Porto postawiło kropkę nad "i"
Ostatecznie w pierwszej partii więcej goli nie padło i Porto schodziło do szatni z dwubramkową zaliczką. Końcówka sugerowała jednak, iż kolejne 45 minut wcale nie musi być spotkaniem do jednej siatki. Problem w tym, iż druga partia zaczęła się fatalnie dla gospodarzy. W 52. minucie na listę strzelców wpisał się ten, który dwukrotnie asystował w tym spotkaniu. Tym razem wziął sprawy we własne ręce, znakomicie przyjął na ciało piłkę dośrodkowaną w pole karne i posłał ją prosto do siatki. Miszta znów był bezradny.
Ta bramka ewidentnie przybiła Rio Ave. Choć gospodarze próbowali atakować, to robili to dość nieporadnie. Gubili się i gwałtownie groźne akcje zatrzymywali goście, oddalając zagrożenie. Nie pomógł choćby były piłkarz Legii Warszawa, czyli Marc Gual - wszedł w 66. minucie. I tak dotarliśmy do końca spotkania, w którym ostatecznie padły trzy gole.
Rio Ave - FC Porto 0:3
Strzelcy: Pablo Rosario (4'), Samu Aghehowa (14'), Gabri Veiga (52')
Zobacz też: Nie chciała go choćby Wisła Kraków. Mistrz świata mówi: Koniec.
Dzięki temu zwycięstwu Porto pozostało na pozycji lidera. Ba, umocniło się na niej. Po sześciu kolejkach ma komplet punktów na koncie (18). Nad drugim Sportingiem CP ma aż sześć "oczek" przewagi, ale też jeden mecz rozegrany więcej. A co z Rio Ave? Znajduje się tuż nad strefą spadkową. Ma ledwie trzy punkty w dorobku po pięciu spotkaniach i jeszcze w ten weekend może zameldować się w strefie, która na ten moment dawałaby klubowi spadek do niższej ligi. Następny mecz Porto? Już w czwartek, ale w ramach Ligi Europy. Rywalem? RB Salzburg. Do gry w lidze portugalskiej drużyna Bednarka i Kiwiora powróci w poniedziałek 29 września w meczu z FC Arouca.