Thurnbichler zostawia polskich skoczków. Oto jak zapadła decyzja

2 godzin temu
Zdjęcie: Fot. Agencja Wyborcza.pl, Screen YouTube @TVPSport


- To zrozumiała decyzja, podjęta wcześniej i zaplanowana - mówi o przerwie Thomasa Thurnbichlera na zawody Pucharu Świata w Sapporo trener kadry B polskich skoczków, Wojciech Topór, który zastąpi go w Japonii.
Do Sapporo poleciało czterech polskich skoczków. Dwóch z nich - Kamil Stoch i Maciej Kot - ma mieć jeszcze szanse na miejsce w składzie kadry na mistrzostwa świata w Trondheim, które rozpoczną się za niecałe dwa tygodnie.


REKLAMA


Stocha i Kota, a także Kacpra Juroszka i Pawła Wąska na miejscu będzie prowadził trener kadry B Wojciech Topór. W rozmowie ze Sport.pl mówi o zastąpieniu Thomasa Thurnbichlera, ale także o wzroście formy swoich zawodników na zapleczu polskich skoków, czy tym, jak wielka operacja logistyczna czeka ich już po zawodach na Okurayamie.


Zobacz wideo Coming out polskiego skoczka! Kosecki: Mega szanuję taką postawę


Jakub Balcerski: Cieszy się pan na powrót do Pucharu Świata?
Wojciech Topór: Praca jak praca, tak bym powiedział. Nie patrzę na to pod względem tego, czy jadę na Puchar Świata, czy Kontynentalny. Po prostu wszędzie trzeba wykonać to samo.
Zastępuje pan Thomasa Thurnbichlera, podobnie jak w zeszłym roku. Na tych samych zasadach, czy pojawia się np. większa odpowiedzialność, bo to weekend PŚ tuż przed mistrzostwami świata w Trondheim?
- Nie, jest tak jak zawsze. Normalna rzecz. W innych ekipach też trenerzy główni często potrzebują wziąć weekend wolny, żeby doładować baterie. Tym bardziej tutaj Thomas potrzebuje się zająć organizacją i przygotowaniami do mistrzostw świata. To zrozumiała decyzja, podjęta wcześniej i zaplanowana. Nic nadzwyczajnego.
Jak dawno temu o tym rozmawialiście?
- Ciężko mi konkretnie wskazać, ale już podczas planowania sezonu z góry było zakładane, iż przejmiemy tam na moment stery w Japonii. Tak, żeby reszta grupy mogła się przygotować do MŚ.


Do Sapporo leci z panem czterech zawodników: Paweł Wąsek, Kamil Stoch, Maciej Kot i Kacper Juroszek. Trochę szkoda, iż nie wypełniamy całej kwoty startowej i nie ma piątego skoczka. Była dyskusja o tym, żeby jakoś go znaleźć i jednak kogoś wysłać do Japonii?
- Temat był, bo zawsze szkoda tej kwoty startowej. jeżeli się ich nie wypełnia, to jest przykre, ale z w tej chwili startujących zawodników Thomas zdecydował, iż nikogo poza Pawłem nie chce tam wysyłać. Mają odpocząć. W przypadku pozostałych poza Maćkiem, Kacprem i Kamilem, na ten moment nikt nie prezentuje poziomu, który dałby szansę powalczenia o punkty lub coś więcej w Sapporo.
Pewnie nie pomógł fakt, iż nie da się wysłać żadnego z juniorów - akurat mają swoją najważniejszą imprezę w sezonie, czyli mistrzostwa świata w Lake Placid?
- Tak, zgadza się. To dla nich główne wydarzenie i nie było mowy o tym, żeby w przypadku kogoś odpuszczać. Gdyby ich nie było, na pewno jest paru zawodników, którzy prezentują dość wysoki poziom i można byłoby ich sprawdzić w Pucharze Świata.
Maciej Kot i Kacper Juroszek lecą do Sapporo także trochę w ramach nagrody za dobre wyniki w Pucharze Kontynentalnym. Maciek wygrał zawody w Kranju, choć dzień wcześniej prowadził i spadł na piąte miejsce. W poprzednich weekendach długo wdrapywał się na podium. Bał się pan, iż choć widać było, iż stać go na taki wynik, to może trochę zabraknąć?
- Nie bałem się, byłem spokojny, bo robiliśmy swoje. Nie ma co liczyć, czy wyprzedzać, tylko robić swoje, bo na koniec wszystko w sprawie wyniku pokaże komputer. A propos tego, czy się bałem: przed skokiem Maćka w niedzielnym konkursie dostałem pytanie od trenera innej reprezentacji tuż przed zapaleniem mu zielonego światła. "Co, denerwujesz się?". Odpowiedziałem, iż jestem spokojny, a Maciek wygrał zawody.
Czyli próbowali na was wywrzeć presję? Takie gierki.
- Ha, ha, tak. Ale się nie udało.


W skokach Maćka coś drgnęło? Ma ewidentnie najlepszy okres w tym sezonie: w Pucharze Świata na początku zimy nie punktował, potem w Pucharze Kontynentalnym też rósł od granicy Top20, czy Top15 do regularnych miejsc w dziesiątce, aż wreszcie stanął na podium w Lillehammer i wygrał konkurs w Kranju.
- To, co widzieliście w Pucharze Świata, nie zachwycało. Jednak trzy tygodnie spędzone na skoczni przed startem sezonu wskazywały, iż prezentuje się bardzo dobrze i dlatego znalazł się w składzie na inaugurację w Lillehammer. Przejście na śnieg i nowy sprzęt trochę się wtedy nie zgrało. Potrzebowaliśmy później chwilę czasu, żeby na nowo to poukładać i wrócić do starszego sprzętu. On był dobry i mogliśmy konsekwentnie realizować swoją wizję. Odkąd współpracuję z Maćkiem, nie zmieniamy kierunku pracy. Nie szukamy czegoś nowego z tygodnia na tydzień, tylko wiemy, co chcemy zrobić. To się różni szczegółami i adaptacją do obecnej sytuacji. jeżeli jest potrzeba zmian, widzimy błędy, to reagujemy. Ale wizję mamy ciągle tę samą.
Ostatnie wyniki w drugiej lidze skoków dały mu dużo pewności siebie?
- Oczywiście. Jest w stanie nawiązywać walkę z najlepszymi zawodnikami Pucharu Kontynentalnego, a startuje tam kilku takich, którzy pojawiają się co jakiś czas w PŚ. Fajnie, iż te skoki Maćka zaczynają wyglądać coraz bardziej powtarzalnie. Nie nastawiamy się na żaden wynik, bo nie mamy nic do stracenia. Maciek może tylko zyskać. Jak będzie skakał tak jak teraz, to będziemy się tym cieszyć. A jakie to miejsce da? Chce się jak najlepiej, żeby były punkty i będziemy o to walczyć.
Dla Kacpra Juroszka to też będzie istotny weekend, bo wraca do Pucharu Świata, gdzie tej zimy zupełnie mu nie szło. Jest w stanie przenieść te dobre skoki o poziom wyżej?
- Jak najbardziej. To są dobre skoki, nie jest tak, iż od czasu do czasu mu coś wyjdzie, tylko pokazuje je już któryś weekend z rzędu. Kacper ma dobrą wizję, wie, co ma robić i jest do tego przekonany. Czasem wyjdzie lepiej, czasem gorzej, ale to przez cały czas dobry poziom.
Maciek myśli o mistrzostwach świata? Thomas Thurnbichler przekazał, iż jest w grze, ale potrzeba mu bardzo dobrych wyników, żeby polecieć do Trondheim. Wasza misja skupia się jednak głównie na zyskaniu dodatkowego miejsca startowego na ostatni period Pucharu Świata od Oslo do Planicy i łączy się z podróżą do Stanów Zjednoczonych już w kolejny weekend.
- Maciek ma szansę i tak samo jak w przypadku samego startu w Sapporo: może tylko zyskać. Nie ma żadnego balastu, może skakać na spokojnie.


Thomas sugerował, jaki pułap miejsc dałby Maćkowi to miejsce na MŚ?
- Nie. Nie rozmawialiśmy na ten temat. To będzie decyzja Thomasa. I słusznie, jest trenerem głównym, chce mieć najlepszych zawodników na mistrzostwach świata w zgodzie z tym, co sam uważa.
Będzie pan uczestniczył w dyskusji na temat składu na MŚ? W końcu będzie pan obserwował z bliska trzech zawodników, którzy mogą tam pojechać, choć Thomas pewnie też wszystko ma w planach śledzić na bieżąco.
- Nie ma potrzeby doradztwa, bo Thomas wszystko będzie miał pod kontrolą. Jednak najpierw się muszą odbyć zawody, żeby potem ustalić, co robić i jak się mamy wewnątrz konsultować. Jedziemy oddać tam dobre skoki, robić wszystko, co możemy. I zobaczymy, na co to pozwoli.
Po Sapporo będzie podróż dookoła świata na Puchar Kontynentalny w Iron Mountain. To duże wyzwanie, przede wszystkim logistyczne, prawda?
- Pierwszy raz zderzamy się z czymś takim. Mniej więcej wiemy, co nas czeka, ale to czas pokaże, jak zareagujemy i jak to wpłynie na zawodników. To będzie taka podróż do przeszłości, bo wylecimy z Tokio o 16, a w Detroit wylądujemy o 14 tego samego dnia.
I co pan zrobi z tymi dwoma godzinami zaoszczędzonego czasu?
- Jeszcze nie wiem, ha, ha. Ale będzie ciekawie. Musimy do tej całej podróży rozsądnie podejść. Długo siedziałem nad wszelkimi rozpiskami: kto i co weźmie do Sapporo, kto potem doleci z czymś z Krakowa. Druga ekipa dolatuje z Lake Placid do Iron Mountain, a Andrzej Stękała dolatuje sam z Polski. Wszyscy razem będziemy dopiero lecieć z powrotem, 24 lutego bodajże, 25 będziemy na miejscu.


To wyższy poziom logistyki, ale najważniejsze w takich podróżach dla skoczków jest pewnie to, żeby wszystko doleciało na miejsce. Ostatnio sporo się mówi o przypadkach gubienia sprzętu, trochę się tego obawiacie?
- Są jakieś zwariowane czasy i jest dużo problemów z tym, żeby wszystko docierało wszędzie na czas. Zwłaszcza gdy mamy do czynienia z ponadwymiarowymi rzeczami takimi jak narty, czy skrzynie. W tym roku mieliśmy już sporo przygód i nie do końca udawało nam się wszystko zrealizować tak, jakbyśmy chcieli. Wina nie leżała jednak po naszej stronie. W Chinach czekaliśmy dwa dni na narty. Potem polecieliśmy do Finlandii, a narty dotarły dopiero na drugi dzień. Z powrotem część zawodników i sprzętu została uwięziona w Talinnie. Dopiero do trzech dni wszystkie rzeczy nam doleciały. Ciągle jakieś przygody.
Macie w razie czego kogoś zaprzyjaźnionego, kto jest gotowy pomóc z pożyczaniem sprzętu?
- Nie raz już takie sytuacje się zdarzały i wtedy każdy sobie jakoś pomaga, czy to my innym reprezentacjom, czy Norwegowie, Niemcy, czy Austriacy nam. Próbujemy dopasować sprzęt wymiarami skoczków. Największy problem zwykle jest z nartami, to one najczęściej nie dolatują. Trudno się je dopasowuje, bo każdy ma je wyliczone co do centymetra, ma swoje wiązania i montaż, więc to nie jest takie proste, ale z kombinezonami sytuacja pozostało gorsza. One są praktycznie nie do dopasowania. To bardzo indywidualna sprawa: długości rękawów, wysokość kroku, a wszystko musiałoby się jeszcze zgadzać z pomiarami FIS. U mnie w kadrze tylko Tymoteusz Amilkiewicz i Klemens Joniak mogliby sobie pożyczać stroje, u nich różnice są najmniejsze.
Przynajmniej nie macie czipów jak w Pucharze Świata. W Pucharze Kontynentalnym jest tylko zasada dotycząca braku zmiany kombinezonów pomiędzy seriami zawodów.
- Tak. I zbiera się takie pieczątki, a ten system z prostym, archaicznym stemplem, choć wygląda specyficznie, to świetnie się sprawdza. Nie ma szans tu oszukać, jest zawsze inna pieczątka. Nikt nie kombinuje, skaczemy przez dwie serie w jednym kombinezonie.
A jakie pamiątki będą po całym sezonie!
- No ładna kolekcja nam się już tam uzbierała na niektórych kombinezonach.


W Sapporo będzie pan miał nie tylko swoich zawodników. Podglądał pan trochę, jak wyglądał Paweł Wąsek w Lake Placid i myślał o pracy z nim przy okazji startu w Japonii?
- Oglądaliśmy skoki w wolnej chwili w Kranju, ale nie patrzyłem na nie pod tym kątem. Zawsze działamy z Thomasem w taki sposób, iż na bieżąco dyskutujemy i rozmawiamy, nad czym koncentruje się dany zawodnik. To nie jest tak, iż lecimy w ciemno i nie wiemy nic, tylko wymieniamy się poglądami i wskazówkami. Na miejscu parę zdań z samym Pawłem też zamienię. Będę chciał wiedzieć, nad czym się koncentruje, żeby kontynuować to, jak dobrze się prezentuje. I tyle.
Był pan zaskoczony, iż będzie z wami Paweł? Dla wielu to nie była oczywista decyzja - żeby jako jedyny z tej grupy Thomasa z Pucharu Świata jechał dalej.
- Nie zdziwiło mnie to, bo wiem, iż jak zawodnik jest pewny siebie i skacze bardzo dobrze, to chce to kontynuować. Tu chodzi o rytm startowy pod kątem mistrzostw świata.
A co z Kamilem Stochem? Był pan w kontakcie z Michalem Doleżalem odnośnie do ich ostatnich treningów?
- Byliśmy przed zawodami w Kranju na treningu w Planicy, widzieliśmy się. Moi zawodnicy trenowali na mniejszej skoczni, bo ta w Kranju nie była jeszcze odpowiednio przygotowana przed konkursami PK, a Kamil był na dużej. Widziałem go jednak tylko tyle, co mi przeleciał nad bulą w tle przez kilka sekund. Nie mieliśmy czasu, żeby dłużej porozmawiać. A do tej pory z "Dodem" byłem w kontakcie bardziej w kwestiach logistycznych. Kamil ma jednak własny sztab i na miejscu będzie Michal, żeby trzymać rękę na pulsie. Ja nie będę się wymądrzał, nie będę wychodził przed szereg. Będę pomagał, tyle ile będzie trzeba i ile będę mógł.


Kamil też walczy o miejsce na mistrzostwach świata. Gdyby nie poleciał do Trondheim, zabrakłoby go na tej imprezie pierwszy raz od 22 lat. Pewnie i Kamila i pana by to mocno zabolało, prawda?
- Oczywiście, iż tak. Wierzę jednak w to, iż będzie w stanie wywalczyć sobie to miejsce. Po to ma na to szansę w Sapporo. Taki zawodnik takiej klasy może załapać dobre skakanie dzięki jednej próbie. Prezentował je nie raz, także przed sezonem. Gdy tylko poczuje iskrę, to rozpali z niej ogień.
Idź do oryginalnego materiału