Thurnbichler dostał zakaz od Niemców? Nie chce mówić o Polakach

2 godzin temu
Wiosną Thomas Thurnbichler po zwolnieniu przez Adama Małysza wybrał niemiecką kadrę B zamiast polskiej kadry juniorów. Coraz więcej wskazuje na to, iż ten ruch byłego trenera głównej kadry polskich skoczków może mu się opłacić podwójnie. Nie tylko wygrał w sytuacji, gdy o parę słów za dużo powiedzieli o nim jego byli zawodnicy. Ma spore szanse powrotu do pracy w Pucharze Świata - i to na dużo lepszych dla siebie warunkach.
Była też szansa, iż w piątek na lotnisku w Balicach pod Krakowem, czekając na ten sam lot, spotkają się Thurnbichler, Dawid Kubacki i Aleksander Zniszczoł. Ciekawe, czy atmosfera drugiego dnia świąt pozwoliłaby, żeby w takiej sytuacji powiedzieli sobie coś więcej niż "cześć".

REKLAMA







Zobacz wideo To jest najlepsza praca. "Gadam o 22 gościach i mi za to płacą"



Były trener Polaków wciąż mieszka w naszym kraju i to stąd mógłby ruszyć do Szwajcarii, żeby poprowadzić kadrę B Niemców w zawodach Pucharu Kontynentalnego w Engelbergu. Chichot losu sprawił, iż Kubacki i Zniszczoł, którzy najgłośniej domagali się jego odejścia z Polski pod koniec zeszłego sezonu, teraz zostali zesłani z Pucharu Świata właśnie do "drugiej ligi".
Z tym, iż obydwaj polscy skoczkowie są w trudnej sytuacji sportowo, a dodatkowo wytyka im się słowa o Thurnbichlerze z Planicy, co nie pomaga ich wizerunkowi. Za to austriackiego szkoleniowca wiele osób nazywa zwycięzcą w tej sytuacji. Choć musiał odejść z Polski, to wiele zyskał w oczach kibiców, a także znalazł nową pracę. I zaraz może w niej mieć lepszą sytuację, niż gdy trenował naszą kadrę.


Thurnbichler za Horngachera? Wiedział, co robi, odchodząc z Polski
Od początku mówiło się, iż Niemcy sprowadzają do siebie Thomasa Thurnbichlera jako inwestycję na przyszłość. Miał być nie tylko nowym trenerem zaplecza niemieckich skoków, ale także tym, który mógłby w przyszłości wspiąć się o poziom wyżej. Większość środowiska chyba nie spodziewała się, iż to może nastąpić aż tak szybko. W końcu Stefan Horngacher przed rozpoczęciem nowego sezonu poinformował, iż odchodzi, więc zrobił miejsce dla swojego potencjalnego następcy. Thurnbichler naturalnie stał się faworytem do poprowadzenia Niemców od kolejnej zimy.
Obok Austriaka wymienia się jeszcze asystentów Horngachera z kadry A - Andreasa Mittera, Maximiliana Mechlera i Paula Wintera. Każdy z tego grona byłby ciekawym wyborem na nowego szkoleniowca Niemców, ale szanse Thurnbichlera na pewno będą spore. Może nie ma dużego doświadczenia, jest młody, a wyniki z Polski - dwa z trzech sezonów na słabym poziomie - nie stawiają go w pełni w dobrym świetle. Ale i tak pozostaje jednym z najciekawszych nazwisk na trenerskim rynku w skokach.



Wielu wciąż uważa go za świetnego fachowca - przez cały czas twierdzi tak choćby Adam Małysz, który chciał, żeby pozostał w Polsce jako trener kadry juniorów. Zamiast tego potęga skoków zabrała mu Thurnbichlera, a o ofercie prezesa Polskiego Związku Narciarskiego Austriak nie myślał prawie w ogóle. Za kilka miesięcy Małysz może zobaczyć, jak Thurnbichler zalicza w nowych barwach efektowny zawodowy awans.
Wiele elementów się tu zgadza. Jak udało nam się ustalić, niemieccy trenerzy znali decyzję Horngachera już wiosną. Szkoleniowiec nie zakomunikował jej wprost, ale dawał do zrozumienia, iż będzie pracował w Niemczech do końca obecnej umowy. Ta obowiązuje właśnie do końca trwającego sezonu. Thurnbichler, badając grunt pod odejście do Niemiec, musiał zatem wiedzieć, iż w 2026 roku dojdzie tu do sporej rewolucji.
Tyle Thurnbichler mógł zarabiać w Polsce, gdyby został. PZN sam to ujawnił
Sytuacja kontraktowa 36-latka też pozwala mu na wykonanie takiego ruchu wiosną. - Thomas ma umowę na rok, potem zobaczymy, co się wydarzy. Może będziemy chcieli to kontynuować, może coś się zmieni - mówił Sport.pl już w maju Horst Huettel.
Szefa niemieckich skoków i kombinacji pytałem też o to, ile niemiecki związek płaci Thurnbichlerowi w kadrze B. To dlatego, iż w sprawozdaniu z marcowego posiedzenia zarządu Polskiego Związku Narciarskiego można znaleźć informację o tym, ile Austriak miał zarabiać, gdyby zgodził się zostać trenerem polskich juniorów. To siedem tysięcy euro i premia za medal zdobyty przez jego zawodnika na mistrzostwach świata juniorów w Lillehammer. Choć Thurnbichler twierdzi, iż na etapie negocjacji o żadnej premii nie słyszał.



Huettel, gdy spotkaliśmy się na finale Letniego Grand Prix w Klingenthal pod koniec października, przez pomyłkę usłyszał ode mnie o kwocie dziesięciu tysięcy euro. I nagle mocno się zdziwił. - Nie, nie. To zdecydowanie mniej, na pewno nie więcej - zaczął tłumaczyć. W końcu skoro Thurnbichler przyjął ofertę z Niemiec, to powinna być podobna lub lepsza od polskiej. - Nie mówmy więcej o pieniądzach w tej sprawie, nie mam pozwolenia na podawanie kwot - od razu dodał działacz.
Dlatego, gdy później, już zorientowany w tym, ile rzeczywiście miał zarabiać Thurnbichler, próbowałem dopytać o to Huettela, odpowiedział tylko: "Bez komentarza".
Dwa nazwiska kluczem do nowej roli Thurnbichlera. Tak poukładały się niemieckie puzzle
Dlaczego Thurnbichler trafił akurat do kadry B? Wiosną, gdy zwolniono go z polskiej kadry, wiele osób uważało, iż zostanie zatrudniony jako jeden z asystentów Horngachera. Zwłaszcza iż - co opisywaliśmy na Sport.pl - obecny szkoleniowiec Niemców w PŚ już kiedyś, jeszcze zanim Thurnbichler został trenerem Polaków, chciał go sprowadzić do swojego zespołu. Tak się jednak nie stało.
O tym, gdzie Niemcy potrzebowali wsparcia Thurnbichlera, zadecydowały dwa czynniki. Pierwszym było odejście innego trenera z ich systemu. - Straciliśmy Andreasa Wanka (został trenerem kanadyjskich juniorów w skokach i kombinacji norweskiej w klubie Sea-to-Sky Nordics - red.). Szukaliśmy zatem trenera, który mógłby go zastąpić. Mieliśmy kilku dobrych, młodych z Niemiec, ale potrzebują jeszcze trochę czasu. Musimy ich rozwijać, ale myślę, iż wprowadzimy ich do systemu dopiero w kolejnych latach - tłumaczył nam Horst Huettel.



Żeby wszystkie puzzle ułożyły się na miejscu, potrzeba było jeszcze jednej zmiany. Ronny Hornschuh, dotychczasowy trener kadry B, musiał zejść o poziom niżej i przejąć juniorów. - Tylko on mógł to zrobić, bo chcemy wzmocnić nasz ośrodek w Oberhofie. Pracuje tam, żeby ten region później przyniósł nam wiele korzyści. Thomas mieszka w Polsce z rodziną, ale zostaje też w Niemczech pomiędzy obozami, wykonuje tu sporo pracy. Nie ma problemu z tym, żeby łączył swoje obowiązki tutaj z mieszkaniem w Krakowie - wyjaśnił Huettel.
Problemy skoczków Thurnbichlera. Ale w Niemczech nie odczuwa takiej presji jak w Polsce
Jak według Huettela Thurnbichler radzi sobie z pracą w Niemczech? - Pracuje bardzo konsekwentnie. Ma sporo wsparcia od swoich zawodników i całego zespołu. Dobrze mu idzie. Wnosi sporo do naszego systemu i dobrze go w nim mieć - oceniał jeszcze jesienią.
Letnie przygotowania grupy Austriaka rzeczywiście nie wyglądały źle. Luca Roth stanął na podium zawodów Letniego Grand Prix w Courchevel, a niemal cała jego kadra punktowała w Pucharze Kontynentalnym, zajmując też miejsca w Top10. Jednak im bliżej zimy, tym było gorzej. Już na mistrzostwach Niemiec skoczkowie Thurnbichlera nie byli zagrożeniem dla, skaczącej w kilku przypadkach przeciętnie, kadry A.
I start sezonu też im nie wyszedł: w pierwszych konkursach Pucharu Kontynentalnego w Ruce najlepszy był 17. i 20. Ben Bayer, a wszyscy Niemcy zdobyli łącznie 39 punktów. W PŚ jakikolwiek poziom zaprezentował tylko Roth - zajął 28. miejsce i zdobył trzy punkty w Engelbergu. Teraz ocena pracy Thurnbichlera mogłaby być zatem inna, choć na jej efekty patrzy się w Niemczech raczej długofalowo. Nikt nie wywiera na nim takiej presji jak w Polsce.



Bo trzeba przyznać, iż od Austriaka nie można też wymagać cudów. Na zapleczu niemieckich skoków problemów nie brakuje już od jakiegoś czasu. Thurnbichler od początku wiedział, iż przychodzi do zespołu, który nie wygląda obiecująco i z którym niewielkie sukcesy będą uznawane za naprawdę dobre wyniki. Już wiosną Werner Schuster, były trener Niemców, a także ekspert Eurosportu, mówił nam, wręcz bijąc na alarm, iż zmagają się tam z podobnym problemem co w Polsce - dziurą pokoleniową. Choć Niemcom pomagały dotychczasowe ciągłe sukcesy zapewniane głównej kadrze przez doświadczonych zawodników Stefana Horngachera. Teraz mogą ją pociągnąć dobre rezultaty nieco młodszych Philippa Raimunda i Felixa Hoffmanna, ale następców trzeba szukać bardzo głęboko. Głębiej niż w tym momencie sięga Thurnbichler.
Tak Thurnbichler pracuje w Niemczech. "Zawsze jest otwarty na pytania i prośby od zawodników"
Jak wygląda jego kooperacja z niemieckimi zawodnikami? - Jest młody, ma dobre pomysły i wydaje się być naprawdę dobrym trenerem. Bardzo cieszę się na pracę z nim - mówił Sport.pl Justin Lisso. Z 26-letnim skoczkiem rozmawialiśmy jeszcze, gdy wydawało się, iż popracują z Thurnbichlerem nad jego powrotem do formy po kontuzji - ponownym zerwaniu więzadeł krzyżowych. Niestety, uraz pojawił się u niego po raz trzeci i czeka go kolejna przerwa.
Thurnbichler wcześniej pomagał mu z podejściem do poważnej kontuzji od strony mentalnej. W końcu sam jako skoczek miał ogrom problemów ze zdrowiem i częściowo przez nie zakończył karierę. - Dużo rozmawialiśmy o psychice i robiliśmy treningi, na których zajmowaliśmy się głównie tą sprawą. Z innymi byłoby mi ciężko o tym mówić, ale z nim jest o wiele prościej. Zawsze ma pomysły na to, co mógłbym poprawić i jak wzmocnić pewność siebie z moim kolanem - opisał Lisso.
- Mamy trochę nowości w treningu, a Thomas zawsze jest otwarty na pytania i prośby od zawodników. Możesz do niego zadzwonić, kiedy chcesz. Na pierwszym obozie chłopaki mieli od niego trochę zadań, musieli rozpoznawać pewne rzeczy w powietrzu, czy na najeździe. Wydaje mi się, iż ostatni raz robiliśmy coś podobnego sześć lat temu, ale to była dobra odmiana, fajne pomysły i zabawne zgrupowanie. Cieszę się, iż mamy go w zespole i zobaczymy, co przyniesie nam przyszłość - wskazał Niemiec.



Thurnbichler mówi, iż ma zakaz od Niemców. Nie chce mówić o Polakach
Chcieliśmy, żeby o początku pracy w Niemczech opowiedział też sam Thurnbichler, ale dwukrotnie nie udało nam się z nim porozmawiać. Raz na skoczni w Klingenthal, a drugi raz już telefonicznie. Austriak zapytał, o czym miałaby być rozmowa i gdy usłyszał, iż otrzymałby trzy pytania o pracę w Niemczech i jedno o Pawła Wąska, od razu odmówił.
Tłumaczył się tym, iż niemiecki związek miał mu zakazać wypowiedzi na temat polskich skoczków. Udało nam się ustalić, iż Thurnbichler nie dostał żadnego zakazu, a jedynie słowną sugestię, iż to może nie być najlepszy moment na wypowiedzi o Polakach, na których i tak nic by nie zyskał. Jak widać, bardzo wziął to sobie do serca. Nie ma zatem żadnego formalnego zakazu wypowiedzi o polskiej kadrze od związku, a decyzję o tym, żeby pomijać ten temat, podjął sam. Z drugiej strony, nie ma co się mu dziwić - skoro z mediami w nowym miejscu pracy ma spokój, to po co miałby wracać do starych spraw, gdy pytają o nie Polacy? Nam nie chciał jednak odpowiedzieć choćby na pytania tylko o pracy w Niemczech. Pytaliśmy o różnice w stosunku do jego poprzednich doświadczeń w roli trenera, progresie i oczekiwaniach wobec zespołu na zimę oraz łączeniu pracy z mieszkaniem w Polsce. To chyba niezbyt kontrowersyjne kwestie, ale Thurnbichler i w tych tematach wolał wybrać milczenie.
Niedługo po przyjęciu oferty z Niemiec, Thurnbichler porozmawiał ze Skijumping.pl i odpowiedział na kilka pytań o pracę w Polsce. Najciekawiej wybrzmiały słowa o tym, dlaczego wybrał Niemcy: "Bo w Niemczech jest naprawdę dobrze zorganizowana federacja narciarska, z którą mogę współpracować".
Później długo nie pojawiał się w polskich mediach. Na początku zimy udzielił wywiadu portalowi WP SportoweFakty. Tam o Polakach wypowiadał się jednak zdawkowo. A po pytaniu o Pawła Wąska uciął temat. - Nie chcę i nie będę komentować formy żadnego innego mojego byłego podopiecznego. Trenerzy kadry Polski wiedzą, co mają zrobić, bo są to po prostu klasowi szkoleniowcy - wskazał Thurnbichler.



Tam powiedział też, jak zapatruje się na sprawę ewentualnego przejęcia głównej niemieckiej kadry. - Jak na razie jestem bardzo zadowolony z tej pracy, którą mam teraz i na tym się koncentruję. Jako trener nigdy nie wiesz jednak, co się zdarzy w perspektywie kilku miesięcy. choćby nie myślę o objęciu kadry A. Pewnie prezes federacji już myśli, kto będzie następcą Horngachera. Będzie, co ma być - stwierdził Austriak.


Słowa przeciwko Thurnbichlerowi brzydko się starzeją. Zyskuje na odejściu z Polski
Już trzeci raz trener polskich skoczków po pożegnaniu z naszą kadrą trafił do Niemiec. Tak było w 2019 roku, gdy odchodził Stefan Horngacher, do tego trzy lata później, gdy pracę w Polsce stracił Michal Doleżal, a potem został asystentem Horngachera. No i teraz w przypadku Thurnbichlera.
- Nie planowałem tego. Ani ze Stefanem, ani z "Dodem", ani teraz z Thomasem - śmiał się Horst Huettel, któremu wyliczyliśmy, ilu "podebrał" Polsce trenerów. - Z nim doszliśmy do porozumienia dopiero wiosną, rozmawialiśmy, odkąd było jasne, iż nie będzie pracował dłużej z polską kadrą. Byłem nim zainteresowany, bo myślę, iż to trener o sporym potencjale. Potrzebujemy odpowiedniego wsparcia dla naszego zaplecza. Dużo dobrych i nowych pomysłów - dodał szef niemieckich skoków.
On już pewnie wie, albo coraz mocniej rozważa, czy zatrudni Thurnbichlera w nowej roli na początek nowego cyklu olimpijskiego. Jedno jest pewne: jest przyszłością szkolenia w światowych skokach. Aż trudno wyobrazić sobie sytuację, w której nie poprowadziłby innej głównej kadry niż Polska. Wiele "grubych ryb" ma jego nazwisko z tyłu głowy. A tutaj został już rozliczony, także w tym tekście na Sport.pl. Nikt nie zapomni mu zwycięstw i sukcesów z pierwszego sezonu, ale wyniki w kolejnych latach już go nie obroniły. Nie zbudował tu spójnego zespołu i to właśnie przez to rok temu musiał odejść. Jednak nie jest oceniany jednoznacznie, nie tylko u kibiców czy dziennikarzy, ale także wśród skoczków. Choć słowa krytyki i wylewane żale w marcu były najgłośniejsze, to wcale nie było ich więcej od wstrzymywania się od głosu. Wielu gryzło się w język, dodając tylko: "Bo może jeszcze przyjdzie mi z nim pracować".



Teraz Thurnbichler zyskuje głównie na tym, iż jego w Polsce już nie ma. A słowa, które padły kilka miesięcy temu przeciwko niemu, bardzo brzydko się starzeją. Kto wie, być może za chwilę to, jak wszystko rozegrał wiosną, opłaci mu się jeszcze bardziej.
Idź do oryginalnego materiału