Iga Świątek za wygraną nad Marią Sakkari w drugiej rundzie turnieju WTA 1000 w Dosze zarobiła ponad 41 tys. dol. Kwota ta może robić wrażenie nie tylko na zwykłych śmiertelnikach, ale także wielu tenisistach, którzy zawodowo uprawiają ten sport. Wynagrodzenie Polki za jeden wygrany mecz jest bowiem wyższe od rocznych zarobków wielu z nich. A momentami - boleśnie wyższe.
REKLAMA
Zobacz wideo Cezary Kulesza kandyduje wybiera się do UEFA. Żelazny: To super fucha. Same wyjazdy i diety
Oto cała prawda o tenisie. "Zarabiałbym więcej, gdybym pracował w McDonaldzie"
31-letni Brazylijczyk Karue Sell to postać anonimowa, choć za nim najlepszy sezon w karierze. W 2024 r. po raz pierwszy awansował do top 250 rankingu ATP. Wygrał kilka turniejów ITF i Futures. W przegranym finale imprezy tej rangi zagrał z Learnerem Tienem - amerykańskim nastolatkiem, który zachwycił podczas niedawnego Australian Open, kiedy wyeliminował m.in. Daniiła Miedwiediewa.
O Sellu zrobiło się głośno jednak nie za sprawą swoich życiowych wyników. Furorę zrobił jego post na X. "Dziś po raz pierwszy wszedłem do top 300 rankingu. A mimo to zarabiałbym więcej, gdybym pracował w McDonaldzie" - napisał we wrześniu ubiegłego roku. Brazylijczyk zdołał awansować jeszcze wyżej, na 248. lokatę, ale nie poprawiło to jego zarobków.
Analogia zastosowana przez tenisistę wydawała się przesadą, ale okazała się brutalną rzeczywistością, co obnażył sam Sell w podsumowaniu roku. Sell regularnie publikuje vlogi na swoim kanale na YouTubie. Jeden z nich, nagrany po zakończeniu sezonu 2024, dotyczył wydatków i zarobków w minionym roku.
- W sumie wydałem 39 137 dolarów w 2024 r. Mam na myśli zakwaterowanie, podróże, jedzenie, słowem: wszystko, co wiąże się z byciem profesjonalistą. Same bilety podróżnicze kosztowały mnie ponad trzy tys. dolarów. A to wszystko, gdy podróżuję sam, nie mam trenera i staram się planować swoje turnieje na podstawie czynnika geograficznego, abym nie musiał pokonywać dużych odległości - zdradził tenisista z Brazylii.
- Ile zarobiłem na tenisie w 2024 roku? 38 051 dolarów. Więc już jestem w czerwonej strefie. Jest też duże "ale": ta kwota jest przed opodatkowaniem. Mówimy o kwocie o 30 proc. mniejszej. Różne kraje, różne zasady, ale średnio 30 proc. uważam za adekwatny współczynnik. Mówimy zatem o kwocie 11 415 dolarów, która nigdy nie trafiła na moje konto. W rezultacie w zeszłym sezonie zarobiłem 26 636 dolarów. To jest minus 12 500. Bądźmy szczerzy, bycie profesjonalnym tenisistą jest przepalaniem pieniędzy - gorzko podsumował w swoim vlogu.
"Życiówka" nie pomogła. Z tenisa może przeżyć niewielu
A przecież mówimy o zawodniku, który w poprzednim roku zanotował bilans 56 wygranych meczów przy raptem 21 porażkach, co jest jego życiowym osiągnięciem, podobnie jak dostanie się do top 250 rankingu ATP. Można zadać zadane pytanie - w którym sporcie zawodnik znajdujący się w wśród 300 najlepszych na świecie będzie w podobnej sytuacji?
W dodatku mówimy o tak globalnej dyscyplinie, która co roku ma swoich licznych przedstawicieli w czołowej dziesiątce zarobków według Forbesa - zarówno u kobiet, jak i mężczyzn. Oczywiście składają się na to nie tylko nagrody "podniesione" z kortu, ale także kontrakty sponsorskie, na które tenisiści niżej sklasyfikowani nie mogą liczyć. I nie ma co się dziwić, albowiem dla marki liczy się ekspozycja. Sellowi pomogło w tym zainteresowanie, które generuje jego kanał na YouTube. w tej chwili subskrybuje go 159 tys. osób, a każdy vlog generuje od 40 do 120 tysięcy wyświetleń. Finansowe podsumowanie roku obejrzało natomiast ponad 300 tysięcy widzów.
- Jedyne umowy, jakie mam, są związane z moim kanałem YouTube. Gram rakietą Yonex, ale nie dostaję za to pieniędzy. To prawda, rakiety są mi dostarczane za darmo, ale nie mam podpisanej umowy, która przyniosłaby mi korzyści takie jak u najlepszych graczy. jeżeli chodzi o sprzęt sportowy, używam marki Lacoste. Podoba mi się, jest jakościowa i dlatego ją wybrałem, ale nie mam z tego tytułu żadnych korzyści finansowych poza tym, iż ubrania są mi dostarczane za darmo - mówił 31-latek. I dodatkowo przestrzegał młodsze pokolenie. - jeżeli nie uda ci się przejść przez turnieje ITF i Futures po dwóch-trzech sezonach, przestań! Stracisz dużo pieniędzy i mało prawdopodobne, iż zostaniesz zawodowym tenisistą, dopóki nie uda ci się zrobić kroku do Challengerów - podkreślił.
Sztuczne zawyżanie cen, walka o korty, a choćby o wodę
O to, jak wygląda tenisowa rzeczywistość na dole tenisowej piramidy, zapytaliśmy 28-letniego Michała Dembka, który był wielokrotnym mistrzem Polski oraz rywalizował w turniejach rangi Challengerów, ITF-ów oraz Futuresów. Najwyżej sklasyfikowany był na 562. miejscu w rankingu ATP (w 2021 r.), ale mimo to kilka miesięcy później - w wieku 25 lat - zrezygnował z kariery.
- Jako obiecujący junior grałem w Wielkich Szlemach, więc przez kilka lat byłem sponsorowany przez Polsat. Dzięki temu miałem duże możliwości, gdy wkroczyłem w seniorski tenis - opowiada. - Na początku mogłem podróżować z trenerem, miałem spory komfort. Natomiast kiedy ten kontrakt się skończył, zaczęło się prawdziwe rzeźbienie. Trochę pomagał PZT, ale pewnym momencie zacząłem dobierać turnieje nie pod względem warunków i możliwości, ale tam, gdzie mnie na to stać. Skończyłem z tenisem, bo nie stać mnie było na trenera choćby tu, na miejscu, a co dopiero na wyjazdy z nim. To mnie dobiło. Wracałem do Warszawy po turniejach, musiałem organizować korty, treningi. Wszystko sam. To nie miało sensu - dodaje Michał Dembek, który zetknął się z historiami, które w trudno uwierzyć.
- Jako 19-latek zacząłem jeździć do Szarm el-Szejk w Egipcie. Wtedy hotel kosztował 50 dolarów za dobę z all-inclusive. Teraz to już kosztuje 80 dolarów. A za porażkę w pierwszej rundzie dostaje się około 100 dolarów. W takiej sytuacji starasz się wybierać turnieje, które są przez kilka tygodni z rzędu w tym samym kraju. Tak było w Tunezji, Turcji, Egipt etc. Ale z roku na rok ceny hoteli rosły, natomiast nagrody za zwycięstwa na korcie stały w miejscu. W dodatku ceny za nocleg dla zawodników były podbijane. Mogłeś wykupić wycieczkę przez np. biuro podróży i byłaby ona tańsza niż rezerwacja jako zawodnik przez pośrednictwo organizatora. gwałtownie się jednak wycwanili i zaczęli pobierać opłaty za wynajem kortów - np. 20 dolarów za godzinę, co się przestało opłacać. Zawodnicy na tym poziomie w żaden sposób nie byli i nie są chronieni przez ITF czy ATP. Miałem wrażenie, iż byliśmy traktowani jak bankomat. Podbijane były ceny wszystkiego. W Polsce naciąganie rakiet zwykle kosztowało 40 zł, w tygodniu turniejowym to rosło do 70 zł. W taki sposób robią na tym wielki biznes - tłumaczy nam nasz rozmówca.
W Polsce także próbowano stworzyć serię turniejów trwających przez kilka tygodni. Takowe odbywały się m.in. w Mrągowie i Wiśle. Tam także dochodziło do scen, które przekraczały granice absurdu. Dembek wspomniał nam o sytuacji, gdy dany zawodnik poprosił sędziego o wodę, a ten zapytał go, czy śpi w oficjalnym hotelu. jeżeli nie, musiał sam zadbać i zakupić wodę. - Na tych turniejach zarabiają jedynie organizatorzy. Na Futuresach poziom determinacji jest dużo wyższy. Tam jest walka o treningi, kort, piłki, o wszystko. Atmosfera jak walka o życie - podsumowuje.
W przeszłości wielu zawodników apelowało, iż utrzymanie na godnym poziomie zagwarantować mogą sobie jedynie tenisiści z top 150 rankingu ATP. Pozostali, mimo iż i tak znajdują się w elicie, biorąc pod uwagę skalę konkurencji, są w niekorzystnej sytuacji, co sprawia, iż utrzymanie się i skupienie jedynie na rozwoju tenisowym jest dla nich praktycznie niemożliwe.
Tenisowe władze są świadome finansowych problemów niżej notowanych zawodników. Od 2025 roku obowiązują nowe, wyższe stawki w turniejach rangi Challenger Tour. Ogłoszono rekordową pulę nagród w wysokości 28,5 mln dolarów, czyli o 6,2 mln dolarów więcej niż w roku poprzednim i o 135 proc. więcej niż chociażby w 2022. Challenger Tour obejmuje 200 turniejów w ponad 40 krajach w każdym sezonie. Dostanie się do imprez tej rangi świadczy już o wysokim poziomie sportowym. Mniej więcej potrzebne do tego jest miejsce w czołowej 300 rankingu.
Ale choćby bycie wśród trzystu najlepszych tenisistów lub tenisistek na całym globie nie gwarantuje godnych zarobków. Czasem - jak w przypadku Brazylijczyka Sella czy mnóstwa innych zawodników - oznacza tylko walkę o przetrwanie.