Takiej sytuacji w Hiszpanii jeszcze nie było. Ewenement na skalę XXI wieku

3 godzin temu
Zdjęcie: Fot. REUTERS/Vincent West


Hiszpanie podsumowują styczniowe okno transferowe. Okazało się, iż ich kluby dość skromnie poczynały sobie na rynku. Eksperci zwracają uwagę, iż jeszcze nigdy w XXI wieku La Liga nie była tak mało istotna. Więcej wydała choćby druga Bundesliga.
26 mln euro - tyle wydali Hiszpanie w zimowym oknie transferowym. Największej transakcji w ostatnich chwilach przed zamknięciem okna dokonał Real Betis, który zarejestrował Cucho Hernandeza, płacąc 13 mln euro amerykańskiej drużynie Columbus Crew. Sevilla z kolei pozyskała Akora Adamsa, nigeryjskiego napastnika z Montepellier, za którego zapłaciła 5,5 mln euro oraz szwajcarskiego napastnika Rubena Vargasa z Augsburga za 2,5 mln. Natomiast Athletic Bilbao dał 4 mln euro za Maroana Sannadiego. Kluby z czołówki ligi - Real Madryt, FC Barcelona i Atletico Madryt - powstrzymały się od wydawania pieniędzy.


REKLAMA


Zobacz wideo


Druga Bundesliga przed hiszpańską ekstraklasą
Serwis Transfermarkt, podsumowując zimowe transfery, umieścił ligę hiszpańską na 16. miejscu na świecie pod względem sum wydanych w tym okresie. Pozycja byłaby jeszcze niższa, gdyby nie wspominany Betis, który zaszalał w ostatnim dniu dozwolonym na transfery.


To, iż przed Hiszpanami znaleźli się Anglicy (500,5 mln wydanych przez kluby Premier League), Włosi (229,5 mln) czy Francuzi (200 mln) to żadna nowina. Ale fakt, iż lepsza była druga Bundesliga, angielska Championship (drugi poziom rozgrywek) czy liga belgijska musi budzić zastanowienie, dlaczego hiszpańskie kluby z taką rezerwą podchodzą do wydawania pieniędzy.
Jak podsumował portal Relevo: "hiszpański rynek jeszcze nigdy w tym stuleciu nie był tak nieistotny". Jak obliczyli eksperci, spośród wszystkich wydatków transferowych pięciu najsilniejszych lig Europy tylko dwa proc. kwoty wydały kluby La Ligi. Jeszcze nigdy w XXI w. hiszpańskie drużyny nie płaciły tak mało w stosunku do wydatków konkurentów z Anglii, Włoch, Niemiec i Francji.
jeżeli chodzi o liczbę gotówkowych transferów definitywnych, to w hiszpańskiej ekstraklasie zanotowano tylko sześć takich transakcji, które zostały przeprowadzone przez pięć klubów.


Oto główny powód zimowego snu ligi hiszpańskiej
Główny powód, dlaczego kluby La Ligi powstrzymują się zimą przez transferowym szaleństwem, jest oczywisty. To obowiązujące na Półwyspie Iberyjskim zasady finansowego fair play. Poziom wydatków zależy od przychodów. Kluby mogą go zwiększać, o ile uzyskają dodatkowe przychody np. ze sprzedaży zawodników. Takie dochody uzyskała np. Sevilla, która oddała obrońcę Gonzalo Montiel do River Plate za 4,5 mln euro i wypożyczyła Kelechiego Iheneacho do Middlesbrough.
Dodatkowe dochody uzyskała m.in. Barcelona, ale ona miała inne zmartwienia. Prezydent klubu Joan Laporta walczył, aby kupiony latem, a zarejestrowany tymczasowo Dani Olmo był zatwierdzony do klubu już na stałe. Ta walka zakończyła się tylko połowicznym zwycięstwem. Dodatkowo dochody, które miały załatwić sprawę, zostały potwierdzone dopiero 2 stycznia. A wtedy Olmo został już przez La Ligę automatycznie wyrejestrowany. Co prawda zawodnik został przywrócony do składu w trybie nadzwyczajnym przez Krajową Radę Sportu, ale to też rozwiązanie tylko tymczasowe, na trzy miesiące. W marcu sprawa wróci, a prezydent La Ligi Javier Tebas już zapowiedział, iż nie ma zamiaru ustąpić i Barcelona nie ma co liczyć na ponowną rejestrację Olmo w tym sezonie.


Dodatkowe dochody Barcelona przeznacza więc na przedłużanie umów z najważniejszymi graczami. Na dłużej w Barcelonie zostają m.in. Ronald Araujo, Pedri i Gavi. Na przedłużenie umowy czeka jeszcze ten najważniejszy: Lamine Yamal. 17-latek ma kontrakt do końca czerwca 2026 r. Jego przedłużenie to w tej chwili dla Barcelony ważniejsza sprawa niż jakikolwiek transfer.
Barcelona zarobiła dopiero ostatniego dnia okna transferowego
I choć wiele się mówiło o możliwości wypożyczenia Marcusa Rashforda z Manchesteru United, to w klubie pożałowali na to pieniędzy. Piłkarz ostatecznie odszedł do Aston Villa, a Barcelona dodatkową kasę, którą mogłaby ewentualnie na taki ruch przeznaczyć, dostała dopiero po zamknięciu okna. Okazało się, iż część pieniędzy, jakie Manchester City zapłacił za Nico Gonzaleza jego obecnemu klubowi FC Porto (60 mln euro) na finiszu okna transferowego zostanie przelanych na konto katalońskiego klubu. Barcelona, gdy sprzedawała pomocnika do portugalskiej drużyny, zapewniła sobie procent od kolejnego transferu. Według różnych źródeł klub Roberta Lewandowskiego i Wojciecha Szczęsnego dostanie od 13 do 24 mln euro.


Dermot Corrigan z serwisu The Athletic usprawiedliwia niskie wydatki klubów hiszpańskich w zimowym oknie transferowym faktem, iż większość klubów całą finansową "górkę" zainwestowało latem. Wtedy to zespoły Primera Division wydały 557,2 mln euro, co i tak było sumą zaniżoną, bo nie obejmującą np. transferu Kyliana Mbappe. Francuz co prawda przyszedł do Realu Madryt za darmo, ale za samo podpisanie kontraktu zażyczył sobie podobno 150 mln euro.


Nie ma więc powodu, by bić na alarm. Obowiązujące w Hiszpanii finansowe reguły tak działają, iż lepiej jest dokonywać transferów latem. Wspomniany Tebas twierdzi, iż to dobrze, iż reguły bronią kluby przed rozrzutnością na transfery. Jego zdaniem nie jest to dobry sposób na budowanie zespołów, a sukcesy hiszpańskich drużyn w europejskich pucharach i triumf drużyny narodowej w Euro 2024 to najlepszy dowód, iż ten system działa.
Idź do oryginalnego materiału