Tak, Polska wygląda ubogo. Zostaliśmy obnażeni. Ale nie bądźmy hipokrytami

1 tydzień temu
Zdjęcie: Fot. REUTERS/Antonio Bronic


Sporo się zmienia, ale efekt jest ten sam - reprezentacja Polski gra ponuro i piłkarsko kuleje. Starcie fantazji Michała Probierza z rzeczywistością trwa więc w najlepsze. I oby selekcjoner wyszedł z niego zwycięsko.
Za reprezentacją Polski bardzo niejednoznaczne zgrupowanie. Widać po nim i pomysł na rozwój drużyny, i wiele elementów do poprawy. Cieszą trzy punkty zdobyte w dwóch wyjazdowych meczach Ligi Narodów, ale martwi poczucie, iż w obu spotkaniach - i w zwycięskim 3:2 ze Szkocją, i przegranym 0:1 z Chorwacją - wyniki były lepsze niż gra. Smuci, iż chociaż pierwszeństwo u Michała Probierza mają gracze technicznie uzdolnieni, to gra wciąż kuleje. Pociesza jednak, iż w piłce mało co zmienia się z dnia na dzień.


REKLAMA


Zobacz wideo Tak kibice powitali reprezentację Polski po meczu ze Szkocją!


Kadra dopiero wystartowała po latach spędzonych w tym samym miejscu, więc to naturalne, iż pojawiają się turbulencje. Należy wręcz spodziewać się, iż na pokładzie jeszcze nieraz wszystko się zatrzęsie i zadrży, bo już w październiku sterowany przez Probierza samolot wpadnie w sam środek portugalskiej burzy. To jednak nie powód, by wątpić w obrany kierunek i zawracać. Odejście od zachowawczej gry i minimalizowania ryzyka jest słuszne, wystawianie ofensywnych pomocników w środku pola ma sens, szukanie obrońców umiejących wyprowadzić piłkę także, mimo iż na razie zysk z tego jest niewielki. Potrzeba czasu, by selekcjoner nie tylko dał piłkarzom narzędzia do lepszej gry, ale też nauczył ich, jak z nich korzystać. Kiedy ma próbować zmienić grę kadry, jeżeli nie teraz?


Michał Probierz nie jest hipokrytą. Mecz z Chorwacją nie był powtórką z Euro
W meczu ze Szkocją odważna gra kilkukrotnie się opłaciła, bo po dobrym pressingu i odbiorze piłki na połowie rywali Polacy zdobyli bramkę na 1:0 i wywalczyli rzut karny, który dał zwycięskiego gola. Ale to nie wszystko, bo dzięki próbie rozegrania akcji od własnej bramki i przejścia przez pressing Szkotów kilkoma podaniami udało się też przeprowadzić najlepszą akcję w meczu, którą bardzo groźnym strzałem skończył Sebastian Szymański. Ale już w spotkaniu z Chorwacją korzyści z wystawienia wielu ofensywnych piłkarzy było bardzo mało.
Obrodziło po nim w komentarze, iż na razie Michał Probierz tylko mówi o ofensywnej i odważnej grze, ale na słowach się kończy, bo nie dość, iż jego drużyna oddała tylko dwa celne strzały, to rzadko w ogóle pojawiała się pod polem karnym rywali i miała spory kłopot z rozegraniem akcji na ich połowie. Tak, Polska wyglądała ubogo i kulturą gry znacznie odstawała od Chorwatów, ale nie ma w tym żadnej hipokryzji selekcjonera. My też nie bądźmy hipokrytami, bo ten mecz to raczej kolejny przykład tego, w jak głęboki dół wpadła reprezentacja w ostatnich latach i jak dużo potrzeba czasu, by się z niego wygrzebać.
U Probierza za słowami idą czyny - jego skład na Chorwację składał się niemal wyłącznie z zawodników, którym "nie przeszkadza piłka przy nodze". Swoją drogą - jakże to piękne i doskonale przyjęte w naszym kraju określenie! W każdym razie - gdzie selekcjoner miał wybór, tam stawiał na zawodnika lepiej wyszkolonego technicznie, dlatego Piotr Zieliński zagrał zamiast Bartosza Slisza jako defensywny pomocnik, a Sebastian Szymański i Kacper Urbański uzupełnili środek pola kosztem choćby Jakuba Piotrowskiego. Wśród stoperów pojawiał się jeszcze Sebastian Walukiewicz - od początku kariery wyróżniający się tym, iż dobrze wyprowadza i rozgrywa piłkę. Z kolei najbliżej Roberta Lewandowskiego grał Mateusz Bogusz - kreatywny ofensywny pomocnik, a nie żaden z klasycznych napastników.


To zatem zupełnie inna historia niż ta ze środka Euro 2024, gdy Probierz na konferencjach prasowych deklarował ofensywną grę, a na mecz z Austrią dokonywał wyborów w drugą stronę - zawodników mocniejszych fizycznie stawiał ponad technicznie uzdolnionymi, więc Urbański, Moder i Szymański usiedli na ławce, a po boisku biegali Piotrowski, Slisz, Buksa i Piątek. Polska przegrała tamten mecz 1:3 i jeszcze tego samego wieczoru odpadła z mistrzostw. Przeciwko Chorwacji ze strony selekcjonera wszystko było spójne - przedmeczowe deklaracje i wystawiony skład. Problem w tym, iż Probierz dał drużynie narzędzia do technicznej gry, ale ta kompletnie nie wiedziała, jak z nich korzystać. Miała piłkarzy potrafiących grać w piłkę, ale w nią nie grała.
Skład pełen kreatywnych piłkarzy i mało kreatywnej gry na boisku
W teorii każdy z obrońców - Walukiewicz, Bednarek i Dawidowicz - potrafi na przyzwoitym poziomie wprowadzać piłkę do gry, a jednak liczba błędów w obronie i strat na własnej połowie, po których Chorwaci stwarzali groźne sytuacje, była zatrważająca. Byli na boisku także środkowi pomocnicy, z których każdy potrafi piłkę dobrze rozegrać, a jednak nic nie sprawiało Polsce większych problemów niż przejście z piłką z obrony do ataku. Zderzenie z pressingiem Chorwatów i ich wysoko ustawianą linią obrony było nadzwyczaj bolesne. Dość powiedzieć, iż Robert Lewandowski przez pierwszy kwadrans choćby nie dotknął piłki, a po pół godzinie wciąż nie miał z nią kontaktu na połowie rywali.


Widać było po Polakach narastającą nerwowość i bojaźń, brak chęci do wzięcia odpowiedzialności za konstruowanie akcji. Jeszcze przed przerwą zaczęli intuicyjnie - wobec kolejnych niepowodzeń w rozegraniu piłki - szukać mniej skomplikowanych zagrań w kierunku napastników. Efekt był jednak mizerny, bo Lewandowski, a Bogusz szczególnie, byli świetnie kontrolowani przez chorwackich obrońców. Później bezpańskie piłki zgarniali niemal wyłącznie ich pomocnicy i po chwili znów byli daleko od własnej bramki. Polska mogła liczyć tylko na przebłyski Nicoli Zalewskiego, który nieustannie (i często skutecznie) kiwał się z rywalami byle przepchnąć akcję o kilkanaście metrów do przodu, i na pojedyncze ofensywne wejścia Piotra Zielińskiego. Niestety, tylko pojedyncze, bo rola defensywnego pomocnika - wbrew zamiarowi Probierza - wydaje się ograniczać jego realny wpływ na grę.
Zieliński - owszem - częściej ma piłkę, ale zagrożenie, które może sprawić, będąc ustawionym na boisku tak nisko, jest mniejsze. Pomysł ten wziął się oczywiście z biedy na tej pozycji. Probierz zaakceptował, iż Zieliński będzie dalej od napastników i bramki rywali, ale chciał, by kosztem stwarzania podbramkowych sytuacji, usprawnił rozegranie piłki we wcześniejszej fazie akcji. Ani Bartosz Slisz, ani Patryk Dziczek, którzy byli już sprawdzani na tej pozycji, nie potrafili tego zrobić wystarczająco dobrze. Probierz dostrzegał to już wcześniej. W meczu z Francją na Euro obsadził w tej roli Jakuba Modera i mógł być zadowolony, bo pomocnik Brighton zapełnił drużynie większą równowagę niż Zieliński i lepsze rozegranie niż Slisz. Selekcjoner chętnie powtórzyłby ten manewr we wrześniu, gdyby Moder nie stracił okresu przygotowawczego do sezonu z racji kontuzji i nie był w tak słabej formie.


Ale kierunek, w którym chce iść Probierz, zdradził nie tylko skład i obsadzenie Zielińskiego jako defensywnego pomocnika, ale także początek drugiej połowy. Polacy po wyjściu z szatni wreszcie zagrali nieco odważniej i spokojniej. Potrafili wyżej zaatakować Chorwatów, przeprowadzić wielopodaniową akcję na ich połowie i oddać pierwszy celny strzał na bramkę. Niestety - trwało to bardzo krótko. Już w 52. minucie Modrić strzelił pięknego gola z rzutu wolnego i Chorwacja na dobre przejęła inicjatywę. Polacy odgryźli się później tylko dwa razy. W 70. minucie przydało się odważne wejście Dawidowicza i dośrodkowanie do Lewandowskiego, który w polu karnym poradził sobie z Josipem Sutalo jak profesor. Odepchnął go, opanował pikę i błyskawicznie uderzył, ale trafił w poprzeczkę. A w doliczonym czasie gry z jego nieudanego strzału wyszło natomiast obiecujące dogranie w kierunku Karola Świderskiego, któremu zabrakło kilkunastu centymetrów, by opanować piłkę.


Modrić wskazał różnicę między "momentami" a nieustanną grą na bardzo wysokim poziomie
Polska od stanu: "nie chcemy grać, bo nie umiemy" przeszła więc w stan "jeszcze nie umiemy, ale chwilami o tym zapominamy i próbujemy grać". Probierz się nie zniechęca, chce piłkarzy takiej gry uczyć. Kilka treningów to za mało. Do wykonania jest praca mentalna i taktyczna. Postępy w tym aspekcie widać, choć nie są imponujące. Polacy grają odważniej niż za Czesława Michniewicza i Fernando Santosa, ale jeszcze brakuje im umiejętności, by przeciwstawić się i znaleźć sposób na drużynę tak dobrze zorganizowaną jak Chorwacja. Sam Probierz na pomeczowej konferencji i w wywiadzie dla TVP Sport przyznawał, iż rywale byli była lepsi i wygrali zasłużenie, ale jednocześnie starał się wspomnieć o tym, co w grze jego zespołu było dobre. - W pierwszej połowie udało nam się wyeliminować atuty Chorwatów. Nie ma co mówić, to zespół z wieloma indywidualnościami, a oprócz dwóch groźnych dośrodkowań nic sobie nie stworzyli. Bramkę straciliśmy po rzucie wolnym i to w momencie, gdy gra trochę się wyrównała - stwierdził. Wrócił też do strzału Lewandowskiego w poprzeczkę i momentu straty gola, po którym Chorwacja zaczęła grać jeszcze lepiej. - Nie ma co narzekać, postawiliśmy się, pokazaliśmy, iż potrafimy, trzeba umieć też na pewne elementy chłodno patrzeć i tak też patrzymy - stwierdził na koniec.
Probierz potrzebuje czasu, by nie tylko wystawić ofensywny skład, ale jeszcze nauczyć piłkarzy korzystania z potencjału, który mają. Niemal każdy z ofensywnych zawodników z najlepszą techniką - Zalewski, Urbański, Szymański i Zieliński - miał na wrześniowym zgrupowaniu moment, w którym błysnął i pokazał, iż stać go na wiele. Ale różnicę między "momentami" a nieustanną grą na bardzo wysokim poziomie im wszystkim pokazał 39-letni Modrić. Pamiętajmy jednak, iż w reprezentacji Polski etap zmiany stylu gry dopiero się rozpoczął. I - jak boleśnie pokazał mecz z Chorwacją - jeszcze potrwa.
Idź do oryginalnego materiału