Wystarczyło, iż Afimico Pululu strzelił pięknego gola w Lidze Konferencji, a już pojawiły się spekulacje, gdzie lider klasyfikacji strzelców tych europejskich rozgrywek odejdzie latem. Angolijczyk ma bowiem kontrakt tylko do końca czerwca 2026 i za rok mógłby odejść z Jagiellonii za darmo. Z automatu więc słychać sugestie, iż polski klub nie może sobie na coś takiego pozwolić.
REKLAMA
Zobacz wideo
Polacy pogodzili się z tym, iż są peryferiami Europy
Płytkość tych rozważań obnażył Zbigniew Boniek, cytowany w Polsat Sport. - Dlaczego Pululu nie może być szczęśliwy w polskiej ekstraklasie? Musi mi to ktoś wytłumaczyć, dlaczego po strzeleniu jednej pięknej bramki czy zrobieniu kilku dobrych rzeczy trzeba go gdzieś wypychać? A co, nie podoba mu się Polska? Jest w dobrym klubie, gdzie go wszyscy szanują. Strzela gole, rozwija się, więc niekoniecznie musi gdzieś odchodzić - stwierdził były prezes PZPN.
Oczywiście eksperci zaraz wytkną Bońkowi naiwność, bo przecież wiadomo, o co chodzi. O pieniądze. Żaden polski klub nie jest w stanie zapewnić Pululu takiej pensji, jak dają na Zachodzie kluby choćby całkiem przeciętne.
Tu jednak nie chodzi o pieniądze, ale sposób myślenia. Sam Pululu jest tylko pretekstem. Nigdy nie wyzwolimy się ze swojego peryferyjnego położenia w europejskiej piłce, jeżeli będzie u nas pokutować przekonanie, iż każdego wyróżniającego się zawodnika trzeba opchnąć na Zachód, póki jeszcze coś można na nim zarobić przed wygaśnięciem kontraktu. Ba, wypchnięcie każdego grajka za granicę uważa się za sukces. Tymczasem gdy spojrzy się na listę najwyższych transferów ekstraklasy, trudno oprzeć się wrażeniu, iż większość zawodników z jej czołówki to raczej transferowe niewypały niż hity. Trochę wstyd przed Zachodem.
Z Pululu na boisko Jagiellonia zarobi więcej niż na jego transferze
Boniek zachęca więc do zmiany sposobu myślenia. Może warto jednak zatrzymać takiego Pululu do końca kontraktu? Może warto zaryzykować i spróbować zarobić więcej niż te dwa-trzy mln euro, które będzie można za 25-letniego Angolijczyka dostać latem? Przecież w Lidze Konferencji Jagiellonia za sam start w fazie ligowej dostała 5,2 mln euro. A dzięki golom Pululu kwota ta może jeszcze wzrosnąć dwukrotnie, gdy mistrz Polski awansuje do ćwierćfinału.
A gdyby znów Jagiellonia została mistrzem Polski, do czego kilka jej brakuje? Wtedy w Lidze Mistrzów miałaby okazję powalczyć o jeszcze większą nagrodę. Slovan Bratysława nie zdobył punktu w fazie ligowej w tym sezonie, a dostał 21,9 mln euro. Polski reprezentant w Lidze Mistrzów zarobiłby jeszcze więcej, bo w rankingu biorącym pod uwagę w tzw. filar wartości Polska zajmuje wyższe miejsce niż znakomita większość lig europejskich. A to dlatego, iż polski nadawca płaci za prawa do transmisji europejskich rozgrywek więcej niż co najmniej 75 procent jego odpowiedników na Starym Kontynencie.
Jesteśmy peryferiami i bardzo nam się to podoba
Oczywiście nie wystarczy, żeby zmieniła się mentalność szefów klubu, by ekstraklasa wyrwała się ze swojej peryferyjności. Popracować trzeba by było też nad mentalnością piłkarzy i agentów, bo to oni bardzo często naciskają na kluby, by jak najszybciej swój sukces w krajowych barwach spieniężyć. Jak krótkowzroczne to podejście, udowadnia lista młodych Polaków, którzy w ostatnich latach odchodzili z ekstraklasy za rekordowe kwoty. Dziewięciu na 10 jest dziś wycenianych niżej niż kwota transferowa, którą kluby uzyskały przy ich odejściu.
Parafrazując słynne powiedzenie Stefana Kisielewskiego: to, iż jesteśmy peryferiami europejskiego futbolu, to jasne. Problem w tym, iż nam się to podoba.