Z powodu doznanej w sierpniu kontuzji mięśniowej Lewandowski opuścił pierwszą kolejkę LaLiga. W kolejnym meczu pojawił się na boisku z ławki rezerwowych na ostatnie kilkanaście minut gry. Za to przed spotkaniem z Rayo Vallecano deklarował, iż jest już gotowy na grę od początku. Ponownie musiał jednak zadowolić się grą przez zaledwie kilkanaście minut.
REKLAMA
Zobacz wideo Koniec Lewandowskiego w Barcelonie? Kosecki: Jesteśmy świadkami początku końca
Jan Tomaszewski w rozmowie z Przemysławem Ofiarą doszukiwał się celowego traktowania w ten sposób 37-latka przez władze klubu. - o ile chodzi o Lewandowskiego, to wszystko jest możliwe. Działacze mówią raz, iż będzie grał, a raz, iż nie będzie. Naturalnie, iż nie będzie grał wszystkich spotkań, choćby o ile sam deklaruje, iż jest na to gotowy, bo inni piłkarze mogliby się temu sprzeciwić. [...] Działacze dają mu do zrozumienia, iż go lekceważą - stwierdził 77-latek.
Gra o kontrakt i sprzedaż? "Barcelona to cwaniaki"
Zdaniem Tomaszewskiego, słabnąca pozycja Polaka w zespole jest elementem gry o jego przyszłość w klubie. Lewandowski posiada kontrakt istotny do końca sezonu 2025/2026, ale z opcją przedłużenia o rok. o ile jednak ta klauzula nie zostanie aktywowana, to "Duma Katalonii" w grudniu będzie miała ostatnią szansę na to, by zarobić na transferze Lewandowskiego.
Tomaszewski: - Barcelona to cwaniaki. Prawda jest taka, iż za rok Robert będzie wolnym zawodnikiem i Barcelona nic na tym nie skorzysta. Ma nieprawdopodobne oferty od Arabów, by tam być takim ambasadorem futbolu jak Ronaldo. Jeszcze w grudniu Barcelona dostałaby za niego jakieś pieniądze. Dla Arabów byłaby to niewielka kwota, ale Barcelonie zawsze coś by wpłynęło.
- Moim zdaniem nie ma wyjścia: albo Lewandowski przejdzie w grudniu do jednego z arabskich klubów i Barcelona na tym zarobi, albo się uprze, zostanie tam do czerwca, a klub nie zarobi na tym nic. I to będzie taka kara od Roberta - stwierdził były bramkarz reprezentacji Polski.
Barcelona stoi na głowie? Tomaszewski podał przykład Szczęsnego
Zdaniem Jana Tomaszewskiego, "Duma Katalonii" jest tragicznie zarządzana, a chaosu organizacyjnego w klubie doświadczył Wojciech Szczęsny.
- Szczęsny, naprawdę wspaniały bramkarz, przekonał się, co robi Barcelona. Nie był zatwierdzony do rozgrywek, bo nie było na to pieniędzy. To jest jeden wielki cyrk. Wielki klub i wielki cyrk. W tej chwili zgłosili, iż będą grali z Valencią na nowym stadionie. Niekoniecznie, bo ktoś we władzach miasta sprawdził obiekt i nie zatwierdził tego pomysłu. Więc Barcelona zagra na Estadi Johan Cruyff, który pomieści sześć tysięcy kibiców. Ci ludzie nie dorośli do zarządzania klubem i powinni ponieść konsekwencje - powiedział były piłkarz.
- To w tej chwili boski klub, wielki, to jest fakt. Ale jeden Bóg wie, co się tam dzieje. Tam powinna wkroczyć prokuratura i ustawić kilku panów w szeregu - zakończył Tomaszewski.
Spotkanie Barcelony z Valencią odbędzie się w niedzielę 14 września. Pierwotnie władze klubu planowały tym meczem otworzyć nowe Camp Nou. Okazało się jednak, iż do tego terminu stadion nie może zostać oddany do użytku.