Pierwszy gem grany na przewagi, drugi gem grany na przewagi, trzeci gem grany na przewagi – tak zaczął się mecz drugiej i 140. tenisistki światowego rankingu. A wynik po tych gemach zaskakiwał jeszcze bardziej niż ich zaciętość. Po 21 minutach Alexandra Eala wygrywała z Igą Świątek 2:1. Wielu ekspertów i kibiców spodziewało się, iż po 21 minutach Świątek będzie już blisko zamykania seta. Sztuczna inteligencja szanse na zwycięstwo Polki szacowała na aż 90 proc. a Flipinki – na zaledwie 10 proc. Ale Eala już w poprzednich rundach turnieju WTA 1000 w Miami pokazała, iż liczby nie grają, iż nie grają eksperckie i kibicowskie przewidywania.
REKLAMA
Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. "Świątek będzie musiała się tłumaczyć"
Wygrywając zwłaszcza z Jeleną Ostapenko i Madison Keys, a więc z dwiema mistrzyniami wielkoszlemowymi, 20-letnie Eala przypomniała, iż w sporcie po prostu czasami zdarzają się rzeczy trudne do wytłumaczenia. Ale choć ewidentnie wierzyła, iż w meczu ze Świątek jest w stanie jeszcze przebić tamte sensacje, to my patrzyliśmy i nie potrafiliśmy uwierzyć w to, co widzieliśmy.
Upał powyłączał prawie wszystko. Igę Świątek też?
Owszem, trochę niepokoiło nas, iż w zaledwie trzech gemach Świątek popełniła aż 12 niewymuszonych błędów (przy ośmiu uderzeniach kończących - Eala miała wtedy bilans 2:4). Owszem, zgadzaliśmy się z uwagą trenera Igi Wima Fissetta, który powtarzał swojej zawodniczce, iż musi lepiej pracować na nogach. Ale znając klasę drugiej tenisistki światowego rankingu nie martwiliśmy się, iż ona tego na razie nie robi, iż na razie dużo się myli, iż na razie ma problemy ze swoją grą. Przecież to musiało być tylko przejściowe – tak myśleliśmy.
Tymczasem po kolejnym gemie granym na przewagi Eala wyszła na prowadzenie 3:1. Dziwiliśmy się, iż Świątek do tego momentu nie wygrała swojego gema serwisowego (na 1:0 wygrała przy podaniu rywalki). Nie wiedzieliśmy, z jakimi prędkościami Polka serwowała. To dlatego, iż najpewniej przez upał w tej fazie meczu na bandach za zawodniczkami nie działały prędkościomierze, nie wyświetlały się też żadne reklamy. Komentujący mecz na antenie Canal+ Paula Kania-Choduń i Bartosz Ignacik opowiadali, iż z powodu upału i przegrzania wyłączyły się też ich telefony. Mówili, iż w cieniu jest 30 stopni Celsjusza i iż to jest najgorętszy dzień w trakcie turnieju. Ignacik zauważał, iż takie warunki atmosferyczne najpewniej bardziej odpowiadają Filipince. Ale jasne jest, iż trudne warunki nie mogły w całości tłumaczyć problemów Polki.
Nie poznawaliśmy Świątek
Zwłaszcza iż uczciwie trzeba zaznaczyć to, na co też zwracali uwagę komentatorzy – Eala miała pewne problemy z poruszaniem się. Najwyraźniej grała z kontuzją lewego uda. Miała je od początku meczu zabandażowane.
O dziwo mimo to gorzej poruszała się Świątek. I naprawdę coraz gorzej serwowała. Gdy przełamała przeciwniczkę i podgoniła na 2:3, to nagle do zera przegrała gema przy swoim podaniu. - Graj prościej – mówił wtedy już mniej spokojny Fissette. Niestety, coraz bardziej nerwowa była Świątek. Gema na 2:5 znów przegrała do zera.
Działo się coś, co teoretycznie nie mogło się wydarzyć. Przecież dopiero co Świątek rozegrała bardzo dobry, twardy mecz z Eliną Switoliną. Przecież od lat nie miała żadnych problemów z udowadnianiem swojej wyższości tym wszystkim mało znanym tenisistkom, które marzyły o sensacyjnym zwycięstwie nad nią. Od czterech lat Świątek nie przegrała meczu z nikim spoza pierwszej setki światowego rankingu. W marcu 2021 roku w trzeciej rundzie w Miami uległa 338. wtedy Anie Konjuh. Od tamtej porażki wygrała aż 38 kolejnych starć z przeciwniczkami spoza top 100.
- Nogi aktywnie! – krzyknął odpowiedzialny za przygotowanie fizyczne Igi Maciej Ryszczuk, gdy przy stanie 5:2 Eala wyszła z 0:30 na 30:30 w kolejnym gemie serwisowym Świątek. – Skoro z boksu przebija się Maciek, to już to wiele znaczy – smutno skonstatował Ignacik.
- Wielu kibiców jest pewnie w szoku – dodawał komentator zaledwie dwa punkty później. Bo wtedy Eala skończyła pierwszą partię sensacyjnym zwycięstwem 6:2.
Świątek przegrała w pierwszym secie wszystkie swoje gemy serwisowe. Aż cztery. Popełniła aż 19 niewymuszonych błędów. Przy tylko pięciu rywalki. Była bardzo nerwowa, nie słuchała rad swojego zespołu. - Musisz ją zmusić do biegania, dodaj więcej rotacji i musi być szybka ręka – przekazywał jej Fissette między setami, tuż przed tym jak Świątek zeszła na przerwę toaletową.
Ale po powrocie z przerwy nasza faworytka przez cały czas była bezradna. – Nic nie zmieniaj – powiedział Toni przez cały czas do Eali, gdy ta prowadziła już 6:2, 2:0. W boksie Filipinki siedział wujek Rafaela Nadala, bo Eala jest wychowanką tenisowej akademii legendarnego Hiszpana. To w niej w czerwcu 2023 roku Filipinka odebrała dyplom na koniec edukacji i zrobiła sobie pamiątkowe zdjęcie ze Świątek. Bo Iga była wtedy zaproszona jako idolka i inspiracja wielu z tych nastolatek. W tym podobno właśnie Eali.
Świątek jest idolką i inspiracją, bo walczy. Ale to było za mało
Świątek jest idolką i jest inspiracją nie bez powodu. Powiedzmy sobie szczerze: grała przeciw Eali wręcz fatalnie. Ale próbowała nie pękać. Po godzinie zdawało się, iż wreszcie zaczęła odwracać ten mecz. Gdy przegrywała 2:6, 0:2 pewnie wielu już przestało w nią wierzyć, ale Iga jakoś zdołała się uspokoić i krok po kroku poprawiać element po elemencie. Najpierw przełamała serwis rywalki, następnie wreszcie wygrała swojego gema serwisowego – na 2:6, 2:2 – po czym znów przełamała Ealę i wyserwowała sobie prowadzenie w drugim secie 4:2.
Wielka szkoda, iż nie słyszeliśmy, co w trakcie odrabiania strat mówił do Świątek jej trener, ale widzieliśmy, iż podpowiedzi dostawał od Darii Abramowicz. Przy stanie 2:6, 2:2 realizator transmisji wychwycił, jak psycholożka nachyla się w stronę szkoleniowca i coś do niego mówi. Na ile pomogły konsultacje wewnątrz teamu Igi i podpowiedzi płynące do niej z jej boksu? Nie wiemy. Ale wreszcie widzieliśmy, iż Świątek potrafi przegonić Ealę po korcie i iż chociaż przez cały czas zbyt często się myli, to jednak już mniej niż w pierwszym secie. To wciąż nie był stabilny, dobry tenis wiceliderki światowego rankingu. Ale zaczynał wystarczać na zawodniczkę numer 140. Tak się wydawało.
Nie budzik, tylko alarm dla Świątek. "Posłuchaj chociaż raz"
- Wygląda na to, iż Iga Świątek nastawiła budzik na godzinę 14 czasu w Miami, zamiast na godzinę 13 [o 13 zaczął się mecz] – żartował Ignacik po punkcie dla Polki na 2:6, 4:2. Niestety, kilka minut później słyszeliśmy nie budzik, tylko alarm, bo gra Świątek znów zafalowała tak bardzo, iż Eala serwowała przy stanie 6:2, 4:4.
To był brzydki dreszczowiec. Tak nerwowej Świątek nie widzieliśmy chyba od półfinału igrzysk olimpijskich. Ale tam, w Paryżu, Polka za rywalkę miała będącą w światowej czołówce Chinkę Zheng. Tamte nerwy łatwiej było zrozumieć też za sprawą stawki. Przecież wówczas Iga była o krok od zapewnienia sobie wymarzonego medalu. A tu, w Miami, grała kolejny – trudny już do zliczenia – ćwierćfinał wielkiego turnieju. Dla Świątek taki ćwierćfinał to zwykły dzień w biurze. W 2025 roku Iga jako jedyna tenisistka doszła przynajmniej do ćwierćfinałów wszystkich turniejów rangi WTA 1000. I przynajmniej do ćwierćfinałów wszystkich turniejów, w jakich w tym sezonie występowała.
Świątek to synonim stabilności na najwyższym poziomie. Media z całego świata wyliczają, iż nie zdobyła żadnego tytułu odkąd w czerwcu 2024 roku wygrała Roland Garros, ale do tych wyliczanek trzeba uczciwie dodawać, iż Polka cały czas jest w gronie najlepszych wszędzie, gdzie gra. Po jej dobrym meczu ze Switoliną w Miami na pewno wzrosły jej notowania na końcowy triumf w tej imprezie. Dlatego tak trudno zrozumieć to wszystko, co się działo w jej ćwierćfinałowej drodze przez mękę przeciw owszem rewelacyjnej, ale przecież dużo słabszej tenisowo Eali.
Naprawdę z trudem oglądało się, jak wciąż przegrywająca swoje gemy serwisowe Świątek dostaje coraz więcej podpowiedzi od trenera. I jak w pewnym momencie odpowiada mu: "Staram się/Próbuję!". Chwilę później z boksu Igi usłyszeliśmy – ale nie wiemy od kogo, chyba od Ryszczuka – prośbę: „Posłuchaj chociaż raz". To było przy wyniku 2:6, 5:5 i serwisie Eali. Po tym gemie Filipinka znów była już tylko o gema od sensacji. I - niestety dla nas - sprawiła ją!
Wielka brawa dla Eali, a dla Świątek wielkie rozczarowanie.