- To wiele dla mnie znaczy - przyznała na początku pomeczowego wywiadu Iga Świątek. Chwilę wcześniej Polka pokonała po dwugodzinnym hicie Jelenę Rybakinę 7:6, 6:4. Rywalkę, która dotychczas była dla niej bardzo niewygodna. Mało tego, Iga dokonała tego w Sydney na korcie twardym, który w teorii faworyzował reprezentantkę Kazachstanu - świetnie serwującą i dysponującą potężnym uderzeniem. I to jeszcze wtedy, kiedy wydawało się, iż Polce może braknąć w końcu paliwa.
REKLAMA
Zobacz wideo Zamieszanie wokół Igi Świątek. "To zostało bardzo dziwnie zakomunikowane"
Świątek dumna z siebie. "W ostatniej możliwej chwili"
4-2 - taki był dotychczas bilans meczów Rybakiny ze Świątek. Jako jedyna tenisistka z Top10 może pochwalić się tym, iż więcej razy wygrywała z Polką, niż przegrywała. W półfinale United Cup jednak górą była liderka Biało-Czerwonych, choć w pierwszym secie przegrywała już 3:5.
- Sądzę, iż to był pierwszy raz, gdy zdołałam wygrać z Jeleną na szybszej nawierzchni. To wiele dla mnie znaczy. Nie zaczęłam dobrze. Czułam się, jakbym grała na zaciągniętym hamulcu ręcznym. Wiedziałam, iż muszę coś zrobić, bo ten mecz pójdzie na straty. Chciałam odmienić momentum. Cieszę się, iż zrobiłam to w ostatniej możliwej chwili w pierwszym secie - przyznała Świątek.
W pierwszej części meczu po jej stronie mnożyły się niewymuszone błędy. Druga rakieta świata wiedziała, iż musi je ograniczyć, jeżeli ma nawiązać walkę ze świetnie prezentującą się Rybakiną. Dodatkowo Polka ma za sobą sporo grania - wcześniej rozegrała nie tylko trzy spotkania singlowe (w tym w ćwierćfinale niemal trzygodzinne), ale i dwa w mikście.
- Powiedziałam sobie, iż nie będę więcej się mylić. To było trudne. Ale w meczach z Jeleną zawsze jest trudno. Wiele dla mnie znaczy, iż byłam w stanie dziś zagrać. Zwłaszcza po tak intensywnych dniach. Nie jest łatwo o regenerację, gdy jedziesz do hotelu o pierwszej w nocy, a zasypiasz o piątej nad ranem. Jestem naprawdę dumna z tej wygranej - podsumowała 23-latka.
Świątek z receptą na przerwanie kryzysu. Co z nogą Polki?
Po chwili dostała pytanie, jak udało jej się przełamać wspomniany kryzys z pierwszej części spotkania. Odsyłała wówczas dość często rakiety, by zmienić naciąg.
- O mój Boże, to nie jest łatwe. To najtrudniejsza rzecz w tym sporcie. Pomyślałam, iż nie mam nic do stracenia. Zmiana naciągu z pewnością pomogła, ale myślę, iż w głównym stopniu to była kwestia mnie samej i braku odpowiedniej rotacji oraz szybkości ręki. Starałam się skupić na detalach i pracować nad nimi. Nie analizować nadmiernie i myśleć tylko o najbliższym zagraniu. Pod koniec czułam się swobodniej niż dwa dni temu, bo się z tym uporałam - oceniła.
Nie mogło też zabraknąć pytania o nogę zdobywczyni pięciu tytułów wielkoszlemowych. W trzecim secie ćwierćfinałowego spotkania z Katie Boulter poprosiła o przerwę medyczną, sygnalizując problem. Później opowiadała, iż zażyła wtedy kilka tabletek przeciwbólowych. Pod koniec meczu była już wyraźnie wyczerpana i oddychała ciężko po intensywnych wymianach. Czy polscy kibice mają się czym martwić?
- W poprzednim meczu ta noga trochę mnie bolała. Wczoraj bardziej panikowałam, bo po jednym dniu trudno stwierdzić, co dokładnie się dzieje. Ale zdaniem wszystkich nic się stało, więc jestem gotowa, by grać. Z pewnością jutro nie będę najświeższą zawodniczką. Trudno o to przy obowiązującym w tym turnieju formacie. Dodatkowo grałam miksta. Ale uważam, iż to idealne przygotowanie do Australian Open. Zyskałam dzięki temu pewność siebie - zapewniła z uśmiechem Świątek.
Polacy czekają jeszcze na wyłonienie rywala, z którym zmierzą się w niedzielnym finale. Będą nim Czesi lub Amerykanie, którzy w tej chwili walczą o awans do decydującego meczu.