Trzy mecze w Cincinnati Igi Świątek i trzy te same grzechy na koncie Polki, ale znów uniknęła surowych konsekwencji. Przy okazji zrewanżowała się Rosjance Annie Kalinskiej za zaskakującą porażkę sprzed ponad roku i zamieniła się z nią rolami.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek przeszła do historii Wimbledonu! "Gwiazda na skalę wszechświata"
"Spóźniona" - to słowo wielokrotnie padało z ust komentującej ten mecz w Canal+ Joanny Sakowicz-Kosteckiej w odniesieniu do 34. w światowym rankingu Kalinskiej. Rosjanka rzeczywiście miała spore problemy z nadążeniem za akcją podczas wymian, w których będąca trzecią rakietą świata Świątek tradycyjnie narzucała bardzo mocne tempo.
To tempo stanowiło w piątek podwójne utrudnienie w przypadku Rosjanki. Po pierwsze, przez bardzo trudne warunki pogodowe (upał, wielka wilgotność) w Cincinnati, a po drugie, z racji wyraźnych kłopotów fizycznych 26-latki z Moskwy. Przed meczem w mediach społecznościowych dała do zrozumienia, co myśli o wyznaczeniu jej meczu z Polką jako pierwszego z ćwierćfinałów.
- Jak WTA i organizatorzy turnieju mogą oczekiwać, iż sportowcy dadzą z siebie wszystko, kiedy harmonogram jest tak niesprawiedliwy? Po moim meczu z Jekateriną Aleksandrową wróciłam o godz. 2.40 nad ranem i nie mogłam zasnąć do 4. Trochę pospałam i przyjechałam na obiekt, żeby trenować. Potem dowiaduję się, iż mam zaplanowany mecz na jutro o 11. Jak organizatorzy turnieju i WTA oczekują, iż odzyskam siły i będę nieustannie dostosowywać swój rytm snu, który jest jednym z najważniejszych aspektów regeneracji? - pytała retorycznie Kalinska.
Już w pierwszych gemach pojedynku z Polką notorycznie się spóźniała do piłki. gwałtownie też zasygnalizowała, iż chciałaby skorzystać z przerwy medycznej. Cechująca się dość kruchym zdrowiem zawodniczka przy stanie 2:1 dla rywalki wróciła na kort z zabandażowaną łydką, a niektórzy zaczęli zastanawiać się, czy dotrwa do końca meczu.
Mimo to próbowała oszukać rzeczywistość - starała się gwałtownie kończyć akcje lub męczyć Świątek częstymi skrótami. Ale skuteczne akcje zbyt często przeplatała błędami.
- Wiedziałam, iż jeżeli nie będę agresywna, to ona mnie zniszczy. Mój plan zakładał więc pozostanie agresywną bez względu na wszystko - opowiadała podekscytowana Kalinska w lutym ubiegłego roku, tuż po niespodziewanym zwycięstwie nad Polką w ich jedynym aż do teraz spotkaniu singlowym.
Wygrała wtedy w Dubaju 6:4, 6:4 i po raz pierwszy w karierze awansowała do finału turnieju WTA. A przed tym spotkaniem wychwalała Polkę za podejmowanie dobrych decyzji i wielką siłę oraz wytrzymałość.
W tamtym meczu jednak ówczesna pierwsza rakieta globu była daleka od swojej najlepszej dyspozycji. - Czułam, iż nie mam więcej mocy. Jakbym nie miała kontroli. Zwykle, kiedy mówię sobie, co mam zrobić, to jestem w stanie poprawić grę - podsumowała wtedy Polka, która zaliczyła 18 niewymuszonych błędów.
Teraz zamieniły się rolami. To Kalinskiej brakowało sił i powiększała gwałtownie liczbę niewymuszonych pomyłek. Wciąż próbowała grać agresywnie, co czasem przynosiło dobry efekt.
- Nie liczy się z konsekwencjami - stwierdziła Sakowicz-Kostecka pod koniec meczu, gdy Rosjanka "strzelała", broniąc cztery piłki meczowe przy stanie 5:3 dla Polki.
Wydawało się, iż Świątek mogła wygrać ten mecz efektowniej, ale kilka razy znów wyciągnęła pomocną dłoń do rywalki. W pierwszym secie kosztowało ją to gema, a w drugim dwa i odroczenie euforii ze zwycięstwa.
Polka na nowo musi budować formę po Wimbledonie i przenosinach na korty twarde w USA. Mimo iż zagrała już ćwierćfinał, to w Cincinnati rozegrała tylko trzy spotkania, bo zaczęła od tzw. wolnego losu, a do 1/8 finału awansowała po walkowerze Marty Kostiuk. Miała kryzys w drugiej rundzie z Anastazją Potapową, po meczu z Soraną Cirsteą, w którym popełniła 33 niewymuszone błędy, sama mówiła, iż trzeba o tym występie zapomnieć.
Póki co awansowała po raz trzeci z rzędu do półfinału w Cincinnati, potwierdzając po raz kolejny, iż jest mistrzynią regularności. O pierwszy finał zagra ze zwyciężczynią hitu pomiędzy liderką światowego rankingu Białorusinką Aryną Sabalenką i Jeleną Rybakiną z Kazachstanu.