Świątek rozkładała bezradnie ręce. Fissette musiał interweniować

2 dni temu
Zdjęcie: Canal+


Iga Świątek bezradnie wzruszała ramionami w pierwszym secie 1/8 finału w Miami, a w pewnym momencie interweniować musiał trener Wim Fissette. Polska tenisistka - tak jak jej rywalka Elina Switolina - najlepsze zostawiły na koniec tej odsłony, czego podsumowaniem były reakcje publiczności. Ukrainka zrealizowała przedmeczową deklarację, ale górą i tak była Świątek - 7:6, 6:3.
- Najlepszy mecz Igi w tym turnieju - ocenił jeszcze w pierwszym secie komentator Canal+ Bartosz Ignacik. Niemal całkowite roztrwonienie przewagi 4:1 w drugiej partii mogło nieco ostudzić ten entuzjazm, ale też trzeba oddać zasługi Elinie Switolinie. Jako symbol oporu, jaki stawiała Świątek Ukrainka, można uznać worek z lodem, po który pierwsza z tenisistek sięgała, gdy na zegarze w Miami była już niemal północ. Wiceliderka światowego rankingu nie uniknęła pewnych trudności, z którymi mierzyła się już wcześniej na Florydzie.


REKLAMA


Zobacz wideo Kryzys dopadł Igę Świątek? Wesołowicz: Zacznie się bagno


Switolina uczy cierpliwości, Świątek odrobiła lekcję
- Fajny challenge - tak Świątek zareagowała, gdy dowiedziała się, z kim zagra o ćwierćfinał. I przypominała, iż jej wcześniejsze pojedynki z 22. w zestawieniu WTA Ukrainką były bardzo wymagające fizycznie. Nie inaczej było i tym razem.
W żadnym z wcześniejszych meczów w Miami dalszy los Świątek w turnieju nie był poważnie zagrożony, ale w obu miała przejściowe kłopoty. Po pokonaniu Francuzki Caroline Garcii 6:2, 7:5 wskazywała na nagły spadek energii w drugiej partii, a w pierwszej odsłonie pojedynku z Belgijką Elise Mertens - w której roztrwoniła przewagę 5:2 - szwankował serwis.
23-latka wygrała wtedy jedynie 60 procent akcji po pierwszym podaniu i 43 proc. po drugim. Dla porównania owe 60 proc. w drugim secie zamieniła na 79 proc.
- Jestem zadowolona, iż byłam wystarczająco cierpliwa, by po prostu nad tym pracować - przyznała Polka po niedzielnym zwycięstwie 7:6, 6:1.


Cierpliwość to także cecha, która bardzo przydaje się w rywalizacji ze Switoliną. 30-latka gra w sposób urozmaicony, a do tego jest waleczna. Podziw zaś budziły przede wszystkim jej determinacja i wyniki po powrocie do gry wiosną 2023 roku po urodzeniu dziecka. W trzy miesiące awansowała z 1344. na 27. miejsce w rankingu. Miejsce w Top30 dał jej półfinał Wimbledonu, do którego dostała się dzięki pokonaniu Świątek.
Z Polką mierzyły się w sumie przed meczem w Miami trzykrotnie i za każdym razem na innym typie nawierzchni. Switolina wygrała wspomniane spotkanie na londyńskiej trawie, a Świątek na rzymskiej mączce cztery lata temu i w poprzednim sezonie na korcie twardym w Dubaju. Najbardziej jednostronny był ten ostatni mecz - Polka straciła wtedy łącznie pięć gemów. Był na tyle szybki, iż druga rakieta świata...o nim zapomniała. W niedzielnym wywiadzie dla Canal+ była pewna, iż ostatnio grała przeciwko byłej trzeciej rakiecie globu w Wimbledonie.
Teraz po raz drugi przyszło im się zmierzyć na betonie. Obie mają na koncie sukcesy na tej nawierzchni i obie w drugiej połowie ubiegłego roku przechodziły trudne chwile. Świątek rozstała się po US Open z trenerem Tomaszem Wiktorowskim i miała pozytywny wynik testu na obecność zabronionych substancji (została zawieszona na miesiąc), a Switolina zaraz po nowojorskim turnieju poddała się operacji stopy.
W tym sezonie obie tenisistki nie pokazują jeszcze pełni swojego potencjału, ale znacznie lepsze wyniki osiągała Polka. Ale fakt, iż Ukrainka ani razu wcześniej nie przeszła ćwierćfinału, a do niego dotarła tylko dwukrotnie, nie powinien uśpić czujności. Bo wygrała w tym czasie m.in. dwukrotnie z tenisistkami z Top5.


- Nie mam nic do stracenia, a mogę jedynie zyskać. Postaram się odzyskać siły, bo gramy już jutro. Iga to wielka mistrzyni i wie, jak wygrywać. Będzie mnie sporo kosztowało, by ją pokonać, ale jestem na to gotowa - deklarowała zawodniczka z Odessy po trzysetowym niedzielnym meczu z Czeszką Karoliną Muchovą.
I rzeczywiście dawała z siebie wszystko, nieraz mocno utrudniając Polce zadanie, co dało efekt zwłaszcza w końcówce pierwszej partii. Od 11. gema tenisistki - ku uciesze kibiców - zaczęły się adekwatnie licytować na efektowne zagrania.


Wcześniej po stronie Świątek było trochę frustracji wyrażanej dzięki gestów. Był to efekt problemów ze wstrzeleniem się w kort. Polka kilka razy bezradnie rozkładała ręce. Po czwartym gemie pobiegła z rakietami do trybun, gdzie siedział jej sztab szkoleniowy, a Fissette przejął je i sprawdzał uważnie naciąg. Mogło to przywołać sytuację z jej meczu z Garcią, gdy Francuzka już na początku rozgrzewki zgłosiła, iż ma nieodpowiedni naciąg i była z tego wyraźnie niezadowolona w pierwszym secie.
Polki ta sytuacja nie wybiła z rytmu, ale pewne kłopoty też miała. Trzy razy miała przewagę przełamania i trzykrotnie ją od razu straciła. O ile niedzielny tie-break w meczu z Mertens był jednostronny, to mocno skupiona Switolina do końca walczyła o odwrócenie jego losów. Nie odpuszczała także w drugiej odsłonie, przed którą korzystała z pomocy medycznej (stopa). Ile wysiłku kosztował Świątek ten mecz, niech świadczy też fakt, iż podczas jednej z przerw w drugiej partii - choć było już blisko północy czasu miejscowego - kładła sobie na kark okład z lodem.


- Tu nie ma nic za darmo. Ani z jednej, ani z drugiej strony - stwierdziła w pewnym momencie partnerująca za mikrofonem Ignacikowi Paula Kania-Choduń.
Zaskakiwać może nazwisko kolejnej rywalki Świątek. Alexandra Eala z Filipin, która w maju będzie obchodzić 20. urodziny, jest 140. tenisistką świata. W głównej drabince imprezy na Florydzie znalazła się dzięki przyznanej przez organizatorów "dzikiej karcie". I pokazała, jak wykorzystywać takie szanse - wcześniej wyeliminowała m.in. mistrzynie wielkoszlemowe Łotyszkę Jelenę Ostapenko i Amerykankę Madison Keys. W ćwierćfinale w ogóle nie musiała wychodzić na kort - Hiszpanka Paula Badosa wycofała się przed spotkaniem.
Świątek nie jest jedyną polską tenisistką w ósemce tegorocznej edycji imprezy na Florydzie. Kilka godzin wcześniej jako pierwsza awansowała do niej Magda Linette. Poprzednio taka sytuacja w "tysięczniku" zdarzyła się w październiku w Wuhan, gdy do ćwierćfinału dotarły Linette i Magdalena Fręch.
Idź do oryginalnego materiału