Świątek chciała wyprosić fotografa. Pegula to wykorzystała

3 godzin temu
- Musiałam tylko wyjść i panować nad emocjami - powiedziała Jessica Pegula po pokonaniu Igi Świątek. Nie teraz, poprzednio. Ale teraz, w finale turnieju WTA 500 w Bad Homburgu, Amerykanka zrobiła dokładnie to samo, co w ostatnim pojedynku z Polką. Na niemieckiej trawie Pegula grała tak, iż Świątek się ślizgała i upadała. Iga walczyła z całych sił, ale ten finał przegrała 4:6, 5:7. Siła gry Świątek okazała się nie tak ważna jak siła spokoju Peguli.
Iga Świątek rozegrała swój pierwszy w dorosłej karierze finał turnieju na trawie. I swój pierwszy finał od ponad roku – od Roland Garros 2024.


REKLAMA


Zobacz wideo Jakub Kosecki o kryzysie psychicznym Igi Świątek: Ta sytuacja weszła jej mocno do głowy


Przez ten czas Jessica Pegula wystąpiła w ośmiu finałach. Tak, aż w ośmiu! I cztery wygrała. W te dane trudno uwierzyć. Gdyby rok temu ktoś powiedział, iż tak dla obu wymienionych tenisistek potoczy się czas od czerwca 2024 do czerwca 2025 roku, to pewnie temu komuś nikt by nie uwierzył. I mimo przytoczonych statystyk mało kto wierzył, iż Amerykanka będzie górą w finale w Bad Homburgu. Bukmacherzy oferowali niemal trzy razy tyle, ile ktoś chciał postawić na triumf Peguli. A na tzwycięstwo Igi wystawiali kurs tylko rzędu 1,45. Sztuczna inteligencja dawała Polce aż 70 proc. szans na tytuł, a Amerykance – tylko 30 proc.
Ale kort pokazał, jak ważna jest inteligencja Peguli. Numer trzy światowego rankingu nie jest wybitną specjalistką do gry na trawie – rozegrała na niej tylko jeden ze swych 18 finałów WTA (wygrała rok temu w Berlinie, pokonując Annę Kalinską). Ale Pegula jest wybitną specjalistką od trzymania nerwów na wodzy i od rozmontowywania tenisa rywalek.
Przypomniało się to, co Pegula powiedziała o Świątek w CNN
- Musiałam tylko wyjść i panować nad emocjami – powiedziała w CNN niecały rok temu, po ostatnim starciu ze Świątek. Wówczas pokonała naszą faworytkę 6:2, 6:4 w ćwierćfinale US Open. W tamtym meczu Pegula poprawiła swój niekorzystny bilans starć ze Świątek (z 3-6, na 4-6), bo idealnie wkładała ówczesnej liderce światowego rankingu kij w szprychy. Bardzo solidnie grała w defensywnie, oddawała wszystko na drugą stronę i korzystała z niecierpliwości Polki. Świątek popełniła wówczas aż 41 niewymuszonych błędów. Przy zaledwie 12 uderzeniach kończących.
Ciekawe, jak wielu kibicom przypomniał się tamten mecz, gdy realizator transmisji wyświetlał nam statystyki pierwszego seta finału w Bad Homburgu, a w nich w oczy rzucało się aż 19 niewymuszonych błędów. Po trudnych meczach z Wiktorią Azarenką (6:4, 6:4) i zwłaszcza z Jekatieriną Aleksandrową (6:4, 7:6) Świątek niespodziewanie gwałtownie i łatwo zdmuchnęła z kortu Jasmine Paolini. W półfinale rozbiła finalistkę ubiegłorocznego Wimbledonu 6:1, 6:3. W tamtym meczu bez zarzutu działał już choćby forhend Igi, czyli uderzenie nazywane na trawie jej piętą achillesową. W półfinale z Paolini Świątek weszła na wysoki poziom, ale w finale z Pegulą zobaczyliśmy, iż stabilizacji u Igi jeszcze nie ma.


Zaczęło się dla Polki nieźle. Do stanu 3:3 to ona była bliżej przełamania serwisu rywalki. Tylko ona miała w pierwszej fazie gry breakpointa (niewykorzystanego na 3:1). Ale im dłużej trwał mecz, tym wyraźniej widzieliśmy, ile znaczy spokój atakowanej Peguli. Amerykanka coraz częściej grała slajsy, z czym Świątek miała coraz większe problemy. W siódmym gemie straciła swoje podanie chyba głównie dlatego, iż denerwowała się, nie mogąc znaleźć recepty na te zagrania. Gdy po slajsie Peguli Świątek wyrzuciła w aut bekhend, to aż zaklęła. Po chwili poirytowana przegrała akcję, w której próbowała bronić trzeciego w tym gemie i w całym meczu breakpointa dla rywalki.
Niestety, to był najważniejszy moment pierwszej partii. Co prawda jeszcze przegrywając 4:5, Świątek prowadziła 30:0 przy serwisie rywalki, ale cały czas była zbyt niespokojna. I zbyt niecierpliwa. Od tego momentu popełniła cztery niewymuszone błędy z rzędu. A po chwili – gdy zeszła na przerwę toaletową, oglądaliśmy planszę z liczbami, na której raziło nas, iż Iga popełniła aż 19 niewymuszonych błędów. Dużo za dużo, zwłaszcza przy tylko 10 winnerach. Pegula miała pięć uderzeń kończących przy 10 niewymuszonych pomyłkach. Taktyka niepsucia, spokoju, panowania nad emocjami przyniosła jej prowadzenie w finale.
Świątek chciała wyprosić fotografa. Pegula to wykorzystała
Od początku drugiego seta oglądaliśmy tę samą Świątek, co w pierwszym secie. Ofensywną, wierzącą w przełamanie spokojniejszej przeciwniczki. A Pegula przez cały czas grała bardzo sprytnie.
Przy stanie 6:4, 2:2 Świątek już drugi raz w meczu upadła. Ślizgała się na nawierzchni, na której nie czuje się najpewniej, bo Amerykanka posyłała jej szczególnie niewygodne, niskie piłki. Idze trudno było do nich zdążyć. Często oglądaliśmy też Igę grającą forhend z bardzo niewygodnej, niestabilnej pozycji. Wyglądało to trochę tak, jakby Polka robiła pajacyka.


Ale co by nie mówić o technicznych problemach, jakich Idze nastręczał inteligentny tenis rywalki, trzeba docenić waleczność Polki. Przy stanie 4:6, 3:3 Iga serwowała i przegrywała 0:30. To był moment dużego zagrożenia. I wtedy nastąpiła świetna reakcja Igi. Cztery wygrane punkty z rzędu pozwoliły Świątek wyjść na 4:3 w tym secie. W twardej walce bez żadnych breakpointów Świątek dociągnęła tę partię do stanu 5:4 i poniekąd sprawdziła, jak presję serwowania o pozostanie w secie zniesie Pegula. Ale w tym gemie to Iga się denerwowała. Przy wyniku 30:0 dla rywalki poprosiła sędziego, żeby wyprosił z kortu fotografa, który prawdopodobnie w trakcie akcji wrzucił piłkę na kort. Pierre Bacchi prośbę Polki zrealizował połowicznie - nakazał mężczyźnie zmianę miejsca. A jeszcze szybciej doszło do innej zmiany – wyniku. Dwa kolejne punkty powędrowały na konto Peguli i po wygranym przez nią gemie do zera zrobiło się 4:6, 5:5, patrząc z perspektywy Świątek.
Po kolejnej chwili doczekaliśmy się pierwszego breakpointa w drugim secie. Niestety, dla Peguli. Wypracowała go sobie przy stanie 6:4, 5:5, 30:30, wygrywając długą wymianę. Nie wykorzystała go, trafiając w siatkę. Ale za moment miała drugą szansę i tej już nie zmarnowała - wyszła na 6:4, 6:5 po kapitalnym forhendzie po crossie. Wypracowanej przewagi Pegula nie zmarnowała. Przy swoim podaniu wygrała gema do 30. Świątek zakończyła mecz uderzeniem w siatkę. I przegrała 4:6, 5:7.
Teraz Wimbledon. Świątek zagra już we wtorek
Na dekoracji Iga płakała. A my oglądaliśmy statystyki i rozumieliśmy, iż przegrała przez aż 39 niewymuszonych błędów, przy 30 winnerach. Pegula miała 16 pomyłek niewumyszonych pomyłek, przy 15 uderzeniach kończących.


Dla Świątek to był już 27. finał turnieju WTA w karierze (22 wygrała), ale dopiero pierwszy na trawie. W 2018 roku 17-letnia wówczas Iga triumfowała w juniorskim Wimbledonie, ale w seniorskim graniu ten najstarszy tenisowy turniej świata pozostaje dla niej zdecydowanie najtrudniejszym ze wszystkich czterech wielkoszlemowych. Roland Garros Świątek wygrała już cztery razy. Jeden triumf fetowała na US Open. W Australian Open dwa razy dotarła do półfinału. A na Wimbledonie raz była w ćwierćfinale, raz odpadła w czwartej rundzie, dwukrotnie żegnała się z turniejem po trzeciej rundzie i raz – jeden, jedyny w historii swoich 25 wielkoszlemowych występów – została wyeliminowana już w pierwszej rundzie. Teraz w Bad Homburgu Świątek grała głównie po to, żeby jak najlepiej przygotować się do swojego szóstego występu na Wimbledonie. Efekt jest dobry.


Jasne, iż trudno o euforia po przegranym finale. Zwłaszcza gdy w jego trakcie słyszało się Igę przeklinającą i mówiącą "Nie mam pomysłu". Ale na pewno cztery mecze w Bad Homburgu to duży kapitał przed Wimbledonem, który Polka zacznie już we wtorek (w pierwszej rundzie zmierzy się z Poliną Kudermietową). Na pewno na plus liczy się też jej pierwszy od ponad roku występ w finale. A iż ciągle trzeba czekać na tytuł? Cóż, to trawa i mało kto liczył na niej na aż tyle. Tak, mimo wszystko "aż".
Idź do oryginalnego materiału