Stojilković i Cracovia przeczytani przez Ekstraklasę?

3 tygodni temu

Filip Stojilković wszedł do Ekstraklasy z buta, był tak przekonujący, iż fani Cracovii mogli ze spokojem zapomnieć o Kallmanie, który przecież swoje dla klubu zrobił – ale właśnie, Stojilković dawał nadzieje na jeszcze więcej. Tyle iż ostatnie tygodnie są dla napastnika słabe, czyżby liga nauczyła się zarówno piłkarza, jak i całego zespołu?

W siedmiu ostatnich spotkaniach Stojilković strzelił jedną bramkę i zaliczył jedną asystę. Dla niektórych „snajperów” tej ligi wciąż są to liczby nieosiągalne, w takiej Legii mógłby być wręcz pochwalony, niemniej przyzwyczaił nas do czegoś innego. Do meczu z GKS-em (19 września) trafiał do siatki sześć razy, był szybki, błyskotliwy, nieuchwytny dla obrońców. Gwiazda. Naturalny kandydat na króla strzelców całych rozgrywek, majstersztyk transferowy.

Ale coś się zacięło i pewnie wynika to z tego, iż jego gra, ale też gra Cracovii została przeczytana. Być może w pewnym momencie chciano pójść w Krakowie na zbyt dużą łatwiznę – mianowicie skoro szybki atak działał i czasem wystarczyło byle długie podanie od Klicha, by strzelić gola, to dlaczego od tego odchodzić? Dla przykładu wspomniany mecz z GKS-em nie bardzo się układał, gospodarze mogli wysoko prowadzić, ale nie grzeszyli skutecznością i cóż – wystarczyło jedno szybkie zagranie, by zdobyć gola i GKS się posypał, a zamiast 3:0, skończyło się na 0:3.

Tyle iż ekstraklasowe zespoły nie są głupie i nauczyły się, iż jeżeli cofniesz się przeciwko Pasom i nie zostawisz za plecami za dużo miejsca, to ekipa Elsnera będzie miała problem. Jest bezradna, nie radzi sobie z taką sytuacją, nie pomógł choćby powrót Hasicia. Trener próbuje reagować, mówił o czystej karcie dla wszystkich, ale to nie działa – mecze z Arką, Zagłębiem, Radomiakiem czy teraz z Motorem były w wykonaniu Cracovii bardzo kiepskie.

Zgasła Cracovia, zgasł Stojilković. Szkoda, bo długo się to dobrze oglądało.

W kozakach za to przełamanie, czyli Molnar i jego dwa gole. Jest tutaj bardziej jako symbol, iż akurat w meczu z Zagłębiem coś w przypadku Pogoni puściło – mecze z Jagiellonią i Wisłą Płock były po prostu absurdalne. Pogoń grała naprawdę dobrze, miała masę sytuacji, ale nie wpadało. Świetnie bronił Leszczyński, rewelacyjnie radził sobie Piekutowski i Portowcy mieli smutną twarz Kamila Grosickiego. A wczoraj? Już pierwsza akcja przyniosła gola i jak ruszyło, to ruszyło, choćby strzał w słupek z karnego Greenwooda udało się zamienić na bramkę (choć gdyby sędziowie byli przytomniejsi, mogliby się pozycji Molnara przyjrzeć na VAR-ze, ale cóż…).

W każdym Molnar nie trafiał od meczu z Lechią, kiedy pięknie przyłożył, a przecież miał być dziewiątką, następcą Koulourisa. jeżeli tak – podobnych meczów jak wczoraj będzie potrzebował zdecydowanie więcej.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:

  • Kiedy Papszun dołączy do Legii? „Wszyscy są skupieni na Rapidzie”
  • Raków stracił Papszuna. Negocjuje warunki klęski [KOMENTARZ]
  • Thomasberg ustawia Pogoń po swojemu. Widać pierwsze efekty

Fot. Newspix

Idź do oryginalnego materiału