Stanisław Chomski został nowym trenerem reprezentacji Polski na żużlu. Legendarny szkoleniowiec wraca do tej roli po niespełna dwudziestu latach. Sprawował tę funkcję w sezonach 2005-2007, gdy zdobył m.in. Drużynowy Puchar Świata w 2005 roku. Po odejściu Rafała Dobruckiego ze stanowiska selekcjonera reprezentacji, GKSŻ musiało szukać nowego trenera i wybór padł właśnie na Chomskiego. W minionym sezonie pełnił on jedynie rolę trenera wspierającego w Moonfin Malesie Ostrów. Jak sam przyznaje, przez 20 lat sporo zmieniło się w sporcie żużlowym.
– Trudno mi powiedzieć, bo nie miałem na co dzień styczności z kadrą, choć oczywiście miałem ciągle do czynienia z zawodnikami. W obliczu reprezentowania Polski moje doświadczenie nie jest w tej kwestii zbyt duże, aczkolwiek z pewnością przed wszystkim zawodnicy są inni oraz jak pan wcześniej wspomniał sprzęt. Doszło do roszad trenerów. Najpierw funkcję trenera pełnił Marek Cieślak, następnie Rafał Dobrucki, który zastąpił Marka Cieślaka na dwóch pozycjach. Sporo zmian nastąpiło także w kwestii rozwoju różnych klas rozgrywkowych. Dawniej młodzi żużlowcy ścigali się w klasach 85-125cc, natomiast w między czasie doszła klasa pit bike’ów, gdzie również szkoli się adeptów i może nie jest to typowo w kontekście kadry, ale to także przyszłość naszej kadry narodowej. Dodatkowo pojawiła się klasa 250cc oraz 500Rcc. Zmienił się też system rozgrywek z dziesięciozespołowej do ośmiozespołowej ligi czy rozgrywania fazy play-off. Pojawiło się też sporo nowych imprez, bo w pewnym momencie zrezygnowano z Drużynowego Pucharu Świata na poczet Speedway of Nations, w którym nie udało nam się jeszcze zdobyć złotego medalu. Rozszerzono rozgrywki w ramach FIM Europe oraz na randze zyskały Indywidualne Mistrzostwa Europy, czyli SEC – mówi na łamach ekstraliga.pl.
Został podstawiony pod ścianą
Gdy Chomski obejmował reprezentację w 2005 roku, to kadra nie była w najlepszej kondycji. Brakowało chętnych do objęcia stanowiska trenera i ówczesny przewodniczący GKSŻ postawił mu w zasadzie ultimatum. Jego debiut wypadł bardzo dobrze, ponieważ reprezentacja wygrała Drużynowy Puchar Świata we Wrocławiu z ogromną przewagą.
– To była deklasacja, aczkolwiek ponad trzydzieści lat temu zdobyliśmy już złoty medal, choć ta impreza nazywała się Drużynowe Mistrzostwa Świata. Srebrny medal zdobyliśmy w 2001 roku, ale trzy lata później w 2004 pojechaliśmy totalną klapę i może nie było tak, iż nikt nie chciał w tej kadrze jeździć, ale nasz skład był mocno eksperymentalny. Nie było chętnych do objęcia funkcji trenera kadry, a ja zostałem podstawiony przez przewodniczącego Głównej Komisji Sportu Żużlowego pana Marka Karwana pod ścianą i niejako musiałem podjąć rękawicę prowadzenia kadry. Pracując wcześniej w klubie miałem zająć się kadrą, co było dla mnie sporym wyzwaniem mimo tego, iż miałem za sobą pewne szlify pracując wcześniej z młodzieżą. Pamiętam, iż na ówczesnym posiedzeniu dostałem informację, iż po prostu mam się tego podjąć i koniec. W kadrze była duża rywalizacja i nie każdy się w niej znalazł. Zawodnicy znali swoje role i nastąpił pewien podział hierarchii. Wszyscy mieli dużą świadomość tego, jak wygląda nasza droga od eliminacji w szwedzkiej Eskilstunie, a następnie w razie niepowodzenia race-offy we Wrocławiu. Wszyscy wiedzieli, iż jeżeli nie teraz to kiedy? Sympatią nie pałali do siebie Tomasz Gollob i Piotr Protasiewicz, ale byliśmy jedną scementowaną drużyną, w której dominowała zasada jeden za wszystkich – wszyscy za jednego. Do kadry powołany był junior – Krzysztof Kasprzak, który ścigał się dla miejscowego zespołu Smederny Eskilstuna i jako zawodnik oczekujący pojawił się w kadrze zamiast mocno niezadowolonego Grzegorza Walaska. Decyzja się nie obroniła, ale każdy pomagał sobie w każdej kwestii od sprzętowych po mentalne. Kontrowersją okazało się powołanie Rune Holty, który był obcokrajowcem z polskim paszportem. Zawodnik ten reprezentował wtedy UNIĘ Tarnów i w pełni zasługiwał na powołanie, a jak się później okazało w kolejnych latach również dostawał powołanie do kadry między innymi z rąk Marka Cieślaka, więc pewne zasady musieliśmy wtedy złamać – mówi o kulisach tych zawodów.
Nie chce zdradzać składu
W 2026 roku w nie odbędzie się Speedway of Nations tylko rozegrany zostanie Drużynowy Puchar Świata. Oznacza to, iż przed Stanisławem Chomskim stoi zadanie zdobycia kolejnego złota dla Polski w tych rozgrywkach. Jest to dość trudne zadanie, bowiem bardzo mocną czwórką będą dysponować Australijczycy, czy Duńczycy. Chomski na razie nie chce typować, kto znajdzie się w składzie drużyny.
– O takie zabawy się nie pokuszę, ponieważ nie chciałbym skreślać pewnych zawodników. Jest grupa zawodników, którzy zostaną wybrani do reprezentowania naszego kraju, ale z jakim skutkiem tego nie wiemy. Takie typowania mogą zniechęcić zawodników i obniżyć ich morale. Można łatwo powiedzieć, iż przecież mamy czterech reprezentantów Polski w Speedway Grand Prix, więc wybór powinien być oczywisty, ale niestety tak nie jest i wszystko zweryfikuje sezon, który rozkręci się dopiero za jakiś czas, więc niestety nie pokuszę się o typowanie – stwierdza.
Przyszłoroczna edycja Drużynowego Pucharu Świata odbędzie się 29 sierpnia w Warszawie. Polacy oraz Australijczycy są pewni udziału w finale.
PGE Narodowy (fot. Hubert Czaja)















