Stało się! Lewandowski przeszedł do historii. Wszystkie pokolenia będą o tym wiedzieć

1 tydzień temu
Zdjęcie: Reuters / screen


"W smutnym piłkarsko kraju - z przeciętniutką ligą, z reprezentacją, która od dekad nie doskakuje do najlepszych, z klubami, które grają w trzeciej europejskiej lidze, ze słabą klasą średnią wśród piłkarzy i bez uznanych trenerów - Lewandowski jest zjawiskiem surrealistycznym" - pisze Dawid Szymczak po zwycięstwie 4:0 Barcelony nad Realem Madryt.
Robert Lewandowski ma już oprawiony w ramkę mecz, w którym strzelił Realowi Madryt cztery gole w koszulce Borussii Dortmund. Ma też spotkanie z pięcioma golami strzelonymi w dziewięć minut Wolfsburgowi. Ale występ w sobotnim El Clasico to ta sama półka - jeden z najbardziej ikonicznych, pamiętnych, udanych i prestiżowych momentów w jego karierze. Świat patrzył, a on błyszczał. W dwie minuty strzelił dwa gole i rozpoczął demolowanie Realu, które dokończyli Lamine Yamal i Raphinha. 4:0! Na Santiago Bernabeu, w domu rywala! W meczu na szczycie!


REKLAMA


Zobacz wideo Szczęsny rzucił po meczu Bayernem tylko jedno zdanie! Demolka w Barcelonie


To były ważne dwie minuty nie tylko dla Barcelony i Lewandowskiego, ale dla historii polskiego sportu w ogóle. Ile razy jeszcze było nam dane zobaczyć, jak w najpopularniejszej na świecie dyscyplinie, uprawianej niemal w każdym kraju, na prawie każdym osiedlu, w najważniejszym klubowym meczu, najlepszy okazuje się Polak? Nie ma rywalizacji o bogatszej historii niż Realu z Barceloną. Nie ma też meczu, w którym na boisku jednocześnie byłoby tylu najlepszych i najzdolniejszych piłkarzy. Mbappe, Vinicius, Bellingham, Yamal, Raphinha, Pedri. A na okładkach dzienników z całego świata i tak wylądował Lewandowski.
W smutnym piłkarsko kraju - z przeciętniutką ligą, z reprezentacją, która od dekad nie doskakuje do najlepszych, z klubami, które grają w trzeciej europejskiej lidze, ze słabą klasą średnią wśród piłkarzy i bez uznanych trenerów - Lewandowski jest zjawiskiem surrealistycznym. Jego wielkim chwilom towarzyszą zwykle wspomnienia starszych kibiców, iż przecież jeszcze niedawno ekscytowali się golami Macieja Żurawskiego w Celticu i Andrzeja Niedzielana w Nijmegen, a dziś dostają Lewandowskiego w najlepszych klubach. Łapmy więc te chwile, doceniajmy, ekscytujmy się. choćby na zapas. Niedługo Lewandowski skończy, a my wrócimy do Żurawskich i Niedzielanów.


Idealny symbol idealnej współpracy. Lewandowski i Flick po raz setny
Lewandowski ma 36 lat, jest trzecim najstarszym strzelcem dwóch goli w historii El Clasico - za Ferencem Puskasem i Alfredo Di Stefano. W pierwszej bramkowej akcji najważniejsze były kryjące się za tym wiekiem doświadczenie i spokój, bo do podania Marca Casado nie wybiegł za wcześnie, uniknął spalonego - co po drugiej stronie było zmorą Mbappe - jednym dotknięciem opanował piłkę, a dwoma spojrzeniami w kierunku bramki ocenił sytuację i zdecydował się na techniczny strzał, który był poza zasięgiem Andrija Łunina. Przy drugiej bramce widać było sportowca, którego ciało wciąż w żaden sposób nie ogranicza i przez cały czas pozwala realizować wszystko, co zaprojektuje głowa. Najpierw imponujący wyskok, a później odchylenie głowy, które pozwoliło nadać uderzeniu moc i precyzję. Maszyna wciąż działa.
Wiemy, kto ją latem naoliwił. Dlatego to tak symboliczne, iż akurat setnego gola w swojej współpracy Lewandowski i Hansi Flick strzelili niemal razem: Polak faktycznie trafiając piłkę w polu karnym, a niemiecki trener, wykonując identyczny ruch głową przy linii bocznej. Działali synchronicznie, w telepatycznym porozumieniu. Mecz z Realem Madryt był 85., w którym Flick prowadził Lewandowskiego, a strzelony przez Polaka gol - setnym pod wodzą Niemca. U żadnego innego trenera Polak nie był tak skuteczny. Styl żadnego trenera aż tak wyraźnie nie uwypuklał jego atutów. Żaden nie budował drużyn, które tak pomagałyby mu zdobywać bramki. Żaden nie dał też Lewandowskiemu Ligi Mistrzów ani nie pchnął go w stronę pobicia czterdziestobramkowego rekordu Gerda Muellera. I być może żaden inny nie potrafiłby go tak odkurzyć. Maszyna zacięła się tylko raz, gdy Raphinha w 66. minucie wyłożył Lewandowskiemu piłkę przed pustą bramkę, a on trafił w słupek.


- Dlaczego Robert się poprawił? - powtórzył pytanie jednego z dziennikarzy Flick na pomeczowej konferencji, dając sobie chwilę na zastanowienie. - Razem z moim sztabem i dyrektorem sportowym musieliśmy zbudować środowisko, w którym będzie mu się grało lepiej. Myślę, iż nam się to udało - odpowiedział bez przesadnej ekscytacji. Szeroko o tym, jak Flick doprowadził Lewandowskiego do najwyższej formy, pisaliśmy TUTAJ. Jego przemianę łatwo zarysować samymi liczbami - w tym momencie ma 17 goli po czternastu meczach w lidze i w pucharach, a w poprzednim sezonie na 17 bramkę czekał do połowy lutego. Mecz Realem był piątym z rzędu, w którym trafił do siatki. W klasyfikacji strzelców prowadzi mając dwa razy więcej bramek niż drugi Ayoze Perez z Villarrealu (14 - 7). Największe gwiazdy Realu - Mabppe i Vinicius w sumie mają ich 11. Lewandowski ma też w lidze więcej bramek niż trzynaście zespołów w La Liga.
Ale nie miałby tak kapitalnych statystyk, gdyby Flick doprowadził do najwyższej formy tylko jego. adekwatnie dziennikarze mogli go pytać o poprawę każdego piłkarza z wyjściowej jedenastki po kolei. Od Inakiego Peny zaczynając, bo przecież wspiął się na poziom, który po ostatnim sezonie wydawał się dla niego nieosiągalny. Słabych punktów nie ma też w obronie, gdzie i tak wciąż brakuje Ronalda Araujo. Nie może być słabego punktu w pomocy, skoro choćby wyciągnięty z rezerw Marc Casado w kilka dni zanotował dwie asysty przeciwko Realowi i Bayernowi. Słabszy występ Fermina Lopeza? Flick w przerwie wpuszcza z niego Frenkiego De Jonga, koryguje ustawienie, Pedri przesuwa się wyżej i Barcelona zaczyna fruwać. Atak? Raphinha od kilku tygodni wydaje się piłkarzem w najlepszej formie na świecie, a dokonania Lamine Yamala w połączeniu z jego niepełnoletnością przyprawiają o zawrót głowy. Lewandowski nie tylko strzela gole, ale rośnie w każdym innym aspekcie. Trzeba się szarpać z Antonio Rudigerem? Lecą iskry. Trzeba pomóc w rozegraniu? Podaje piętą do Yamala. Ta akcja nie doprowadziła do zdobycia bramki, ale i tak pracownicy Barcelony postanowili ją wyciąć i umieścić w mediach społecznościowych. Bo dowodów świadczących o znakomitej formie Lewandowskiego warto szukać także poza akcjami, w których uderza na bramkę.


Panie Flick, jak pan to zrobił?
To, jak gra Barcelona, jest zachwycające samo w sobie. Na żaden zespół na świecie nie patrzy się dziś z większą przyjemnością. Żaden inny nie gwarantuje takich emocji i tak znakomitej rozrywki. Flick przebija się choćby przez grube katalońskie mury tradycji, w których zatopione zostały miłość do posiadania piłki, gry krótkimi podaniami, elegancja i finezja. To bagaż historii, który po Johanie Cruijffie udźwignął bodaj tylko Pep Guardiola. Kolejnym trenerom raczej to ciążyło. Potencjalni naśladowcy - Gerardo Martino, Quique Setien, Ronald Koeman czy Xavi - okazywali się zakładnikami tego stylu gry. Tymczasem Flick przyszedł z innego świata, wierzy w inne wartości. I dzisiaj to on zaraża swoim spojrzeniem na piłkę. Publiczność na Montjuic zakochuje się w pressingu, w pionowej grze. Zachwyca także atletyzmem i przygotowaniem fizycznym.
Ale to wszystko imponuje, tym bardziej iż dzieje się tak szybko. Za chwilę Flick może być wyklęty w środowisku trenerskim, bo zaprzecza teoriom, iż na wszystko w piłce potrzeba czasu, a przebudowa zespołu musi potrwać. Od 1 lipca zmienił styl gry zespołu, poprawił grę każdego zawodnika, dodał drużynie niezwykłej pewności siebie i rozwiązał dziesiątki problemów. Owszem - Flick przejął drużynę z potencjałem, ale po pierwsze - zakopanym przez Xaviego, a po drugie - nie do końca odkrytym. Nikt przecież nie miał prawa przypuszczać, iż Marc Casado z miejsca stanie się tak ważnym zawodnikiem. Trudno też było podejrzewać Raphinhę o taką powtarzalność i predyspozycje do bycia liderem całego zespołu. Kto wierzył w tak spektakularne odrodzenie Lewandowskiego? Xavi nie wierzył, latem najpewniej wypychałby go z klubu. Yamal zachwycał już w poprzednim sezonie, ale miał "tylko" 5 goli i 7 asyst. Teraz - już po czternastu meczach - ma lepsze wyniki: 6 goli i 7 asyst. Flick - po odejściu Joao Cancelo i Ilkaya Gundogna, w morzu kontuzji - chwilami szył z resztek materiałów. I chyba tylko on wie, jak wyszedł mu zespół skrojony na miarę.
Idź do oryginalnego materiału