Spokojnie z tym prężeniem muskułów. To tam jest miejsce Polaków w Europie

3 godzin temu
W czwartkowy wieczór jeszcze raz zobaczyliśmy, iż miejsce polskich klubów jest w Lidze Konferencji. I tylko tam. Po co więc to prężenie muskułów i wznoszenie triumfalistycznych haseł? Doceńmy, wykorzystajmy szansę, ale nie oszukujmy sami siebie - nie jesteśmy żadnym mocarstwem - pisze Dawid Szymczak ze Sport.pl.
Może nie w porę, bo w czwartek wypadł akurat Światowy Dzień Optymizmu, ale z polskimi klubami wcale nie jest tak wspaniale, jak krzyczą nagłówki. Granie w Europie nie kończy się przecież na Lidze Konferencji, w której za chwilę najpewniej rozgoszczą się czterej przedstawiciele ekstraklasy - wyżej są jeszcze Liga Mistrzów i Liga Europy, od bram których znów odbił się polski mistrz. To ponury fakt, iż w Lidze Mistrzów w XXI wieku grała tylko jedna polska drużyna – Legia Warszawa w okresie 2016/17, a Liga Europy już drugi rok z rzędu okazuje się zdecydowanie zbyt wymagająca dla najlepszego polskiego zespołu. Rok temu Jagiellonia Białystok oberwała od Ajaksu (1:7 w dwumeczu), a teraz Lech Poznań przegrał 1:5 w pierwszym meczu z KRC Genk. Nie przesadzajmy zatem z triumfalistycznymi hasłami o "polskich klubach najlepszych w Europie" czy stwierdzeniami, iż "jest świetnie".


REKLAMA


Zobacz wideo Urban nie wytrzymał! "Czy ja się nie przesłyszałem?!"


Mniej wdrożony kibic mógłby pomyśleć, iż ekstraklasa zrobiła gigantyczny krok naprzód. iż zaczęła śmiało rozpychać się w Europie, iż goni czołowe ligi, Tymczasem jest trochę lepiej niż było - w muzeum wylądowało powszechne niegdyś hasło "eurowpier***, bo polskie zespoły przestały potykać się z byle rywalami z egzotycznych lig. Jest też szansa, by było jeszcze lepiej, jeżeli polskie kluby wciąż będą zbierać dużo rankingowych punktów, grając na trzecim poziomie europejskich rozgrywek. Ale trudno przegapić, iż wynika to w dużej mierze z reformy UEFA i dołożenia kolejnych pucharowych rozgrywek. Wciąż - już w drugim sezonie z rzędu - mistrz Polski dostaje w nos, gdy tylko próbuje wystawić go poza Ligę Konferencji. Jak go w Lidze Mistrzów i Lidze Europy nie było, tak go nie będzie.


Mistrz Polski obrywał rok temu, obrywa też w tym
Ależ to był przygnębiający wieczór w Poznaniu. Wielu kibiców w meczu z mistrzem Belgii spodziewało się porażki - wiedzieli, jacy piłkarze przyjeżdżają na Bułgarską, jak podziurawiony kontuzjami jest skład Lecha, w jak przeciętnej formie są pozostali piłkarze i jak rozczarowujące były ostatnie wyniki przy Bułgarskiej - ale i tak wychodzili ze stadionu zawiedzeni i zawstydzeni. Zakładali, iż ich zespół oberwie, ale nie, iż będzie aż tak bolało. Najbardziej dziwiło to, iż Lech wyszedł na większego od siebie przeciwnika, nie trzymając gardy. Niczego nie nauczył się ani po pierwszym ciosie, ani po drugim, ani po trzecim, a przed kolejnymi zwyczajnie nie miał już sił się zasłonić. Oberwał więc jeszcze dwa razy. To, iż rywal nie trafił go jeszcze kilkukrotnie, choć miał ku temu okazje, zawdzięcza szczęściu.
Najpierw Lech został więc wypunktowany w eliminacjach Ligi Mistrzów przez Crvenę (2:4 w dwumeczu), a teraz w walce o Ligę Europy wyraźnie pokonał go Genk. Rok temu podobnie było z Jagiellonią, którą z Ligi Mistrzów wyrzuciło Bodo/Glimt, wygrywając w dwumeczu aż 5:1, a z Ligi Europy odprawił ją Ajax. I przed rokiem, i tym razem, nie mówimy o pechowych porażkach, a o dobitnym wskazaniu polskim klubom miejsca w szeregu. Trzecim szeregu. Tym jest bowiem Liga Konferencji.


Doceniajmy Ligę Konferencji, ale się nie oszukujmy
Nie chodzi o to, by jej wartość deprecjonować czy wyśmiewać. Śmialibyśmy się bowiem sami z siebie. Liga Konferencji została przecież stworzona właśnie dla takich zespołów jak polskie - za słabych, by już teraz zaprosić je na salony, potrzebujących doświadczenia, ogrania i większych środków na inwestycje. To takim zespołom dała szansę na przeżycie emocjonującej przygody i wieloaspektowy rozwój. Polskie kluby z tego korzystają - o tym za chwilę - ale niekoniecznie idą naprzód. Lech po sukcesie, jakim było dotarcie do ćwierćfinału tych rozgrywek, w kolejnym sezonie w ogóle nie awansował do pucharów. Legia - z identycznym sukcesem w poprzednim sezonie - też nie zdołała pójść wyżej i awansować do Ligi Europy. Walczy o to, by wrócić do Ligi Konferencji.
Liga Konferencji powinna być w Polsce traktowana jako trampolina, przystanek na trasie do Ligi Europy i Ligi Mistrzów, bo to tam są większe pieniądze, prestiż i lepszy rynek, by zareklamować swoich piłkarzy. To tam można rozwijać się na całego. Liga Konferencji bywa niewystarczająca. Żeby nie szukać daleko: Afimico Pululu został królem strzelców poprzedniej edycji, strzelił kilka efektowanych goli, ale to nie wystarczyło, by europejskie kluby się na niego skusiły i przedstawiły Jagiellonii 5-6-milionową ofertę, jakiej wstępnie oczekiwała. Strzelał bowiem "tylko" w Lidze Konferencji.


Za chwilę Polska - jako pierwszy kraj - może mieć w niej aż czterech przedstawicieli w jednej edycji, ponieważ Legia, Raków i Jagiellonia wygrały pierwsze mecze ze swoimi rywalami i do rewanżów przystąpią jako faworyci, a Lech już od kilku tygodni jest pewny gry w fazie ligowej z racji przejścia islandzkiego Breidabliku w II rundzie eliminacji LM. Ale to tylko połowiczny sukces - brawa należą się Jagiellonii i Rakowowi, natomiast Legia i Lech zrealizowały tylko plan minimum. Docelowym miejscem dla mistrza Polski czy zdobywcy krajowego pucharu powinny być Liga Europy i Liga Mistrzów.


Ostatnie dwa sezony pokazują jednak, iż polskie zespoły nie są gotowe, by przedrzeć się do tych rozgrywek przez eliminacje. Łatwiej dziś uwierzyć w to, iż Polska niedługo zagwarantuje swojej drużynie udział w tych rozgrywkach poprzez awans w rankingu UEFA niż dzięki udanym eliminacjom. I tu również Liga Konferencji jest błogosławieństwem, bo to w niej polskie zespoły zdobywają najwięcej punktów potrzebnych do rankingowej wspinaczki. Tylko znów - nie zachłyśnijmy się tym rankingiem, w którym polska liga jest na 13. miejscu i atakuje wyższą lokatę. Inne ligi nie punktują tak okazale, ale za to mają swoje drużyny w Lidze Mistrzów. Niech ranking UEFA będzie tylko biletem wstępu do lepszych rozgrywek. Stwierdzenie, iż "jest świetnie", też zostawmy na moment, w którym polskie zespoły faktycznie będą częściej zaglądać do Ligi Europy, a któryś z nich wślizgnie się do Ligi Mistrzów. Na razie wciąż stoją w trzecim szeregu.
Idź do oryginalnego materiału