Spełnia się czarny scenariusz dla Jagiellonii. Koniec marzeń

3 tygodni temu
Jagiellonia nie obroni tytułu mistrza Polski - o takie stwierdzenie śmiało można się pokusić po niedzielnej porażce ekipy Adriana Siemieńca z Koroną Kielce 1:3. Wciąż aktualny mistrz ma spory problem, bo za jej plecami czai się Pogoń i wcale nie pozostało powiedziane, iż "Jaga" zagra w przyszłym sezonie w europejskich pucharach. Ale o klęsce Białegostoku nie może być mowy.
- To trudny moment. W krótkim czasie zrobiliśmy dużo i oczekiwania wobec nas się zmieniły. Wielokrotnie przyjmowaliśmy pochwały, a teraz trzeba przyjąć krytykę. Najważniejsze, abyśmy dalej byli razem i się nie poddawali - mówił po niedzielnej porażce w Kielcach trener Adrian Siemieniec. Jagiellonia traci już siedem punktów do prowadzącego Rakowa i pięć do Lecha. Choć matematyczne szanse są, w praktyce na cztery kolejki przed końcem rozgrywek jest to koniec marzeń białostoczan o obronie tytułu.


REKLAMA


Zobacz wideo Kto zdobędzie Złotą Piłkę? Raphinia czy Yamal? "On jest kozakiem"


To jednak nie koniec problemów, bo pod dużym znakiem zapytania stanęło też podium i europejskie puchary w kolejnych rozgrywkach dla ustępującego mistrza kraju. Rozpędzona Pogoń traci do "Jagi" tylko dwa punkty, a w ostatniej kolejce przyjedzie do Białegostoku na bezpośrednie starcie. Na Podlasiu z pewnością wszyscy będą trzymać kciuki za to, aby do Szczecina pojechał w piątek Puchar Polski, bo wtedy przepustkę do Europy może dać również czwarte miejsce. Ale brak medalu i tak pozostawiłby niesmak.
Przed Jagiellonią niełatwy finisz sezonu. Przed meczem z Pogonią Jaga najpierw zagra w Białymstoku z Górnikiem, a potem czekają ją wyjazdy do Częstochowy i Wrocławia. Drużyna ma prawo być wyczerpana psychicznie i fizycznie po ponad 50 spotkaniach tego sezonu i długiej drodze do ćwierćfinału Ligi Konferencji. Ale to nie zmienia faktu, iż w pewnym sensie o jej niepowodzeniach decydują drobiazgi, które w krótkim czasie mogą wciąż aktualnego mistrza Polski naprawić.
Sztuka wykorzystywania momentów. To zawiodło Jagiellonię najbardziej
I choć w ostatnich dwóch meczach z Zagłębiem i Koroną Jagiellonia straciła po trzy gole, to wbrew pozorom jej głównym problemem nie jest defensywa. Wszystko zaczyna się od tego, co "Żółto-Czerwoni" robią pod bramką przeciwnika. W ostatnich ośmiu kolejkach tylko raz byli w stanie strzelić dwa gole, gdy wygrali u siebie z Lechem 2:1 po golu samobójczym Radosława Murawskiego w drugiej połowie. Poza tym ofensywna maszyna Siemieńca zatrzymuje się na maksymalnie jednej bramce w meczu. I to właśnie indolencja w ataku jest główną przyczyną zadyszki, kosztującej wypadnięcie z wyścigu o mistrzowski tytuł.


Brak bramek Afimico Pululu (w Kielcach, trafiając z rzutu karnego, strzelił pierwszego gola w lidze od 7 lutego) czy Jesusa Imaza (dwa gole w ostatnich ośmiu meczach) to tylko część kłopotu, który rozkłada się na cały zespół. Piłka jest sztuką wykorzystywania swoich dobrych momentów, a tu Jagiellonia Białystok ma ogromny problem. W tych rozważaniach nie chodzi tylko o czyste dodawanie bramek do swojego dorobku, ale też zmianę momentum w trakcie spotkania.


Mecz z Koroną jest tutaj bardzo dobrym przykładem. Jagiellonia dominowała przez 30-35 minut, a do ostatniej akcji pierwszej części gry nie pozwalała Koronie na sytuację bramkową. Ale zamiast przełożyć to na dwa-trzy gole (gdy doskonałą sytuację miał choćby Jarosław Kubicki, a Taras Romanczuk trafił z bliska w poprzeczkę), wykorzystała tylko rzut karny. Wynik 1:0 wciąż umożliwiał Koronie jednym zagraniem doprowadzić do remisu. I Korona wyrównała, po kontrowersyjnej decyzji sędziego przy starciu Jewhienija Szykawki z Norbertem Wojtuszkiem i golu po stałym fragmencie gry. I nic z dobrej gry Jagi nie pozostało, podczas gdy przy wyniku 2:0 w takich okolicznościach meczu byłoby trudno Koronie wrócić do gry.
W drugiej połowie to samo. Drugi stały fragment gry dla Korony i gol Paua Resty na 2:1. Po chwili Afimico Pululu ma sytuację sam na sam z bramkarzem. Gdyby strzelił, byłoby 2:2 i to Jagiellonia dostałaby wiatru w żagle w walce. Ale Angolczyk tę okazję zmarnował i po chwili fantastyczną bramkę na 3:1 zdobył Mariusz Fornalczyk i to Korona była pewna swego. Pewność siebie można było zmącić, gdyby Jesus Imaz wykorzystał kolejną z sytuacji bramkowych, ale i to gościom się nie udało. Było wiele niewykorzystanych momentów na zmianę przebiegu meczu, wyższe prowadzenie czy powrót do gry, ale nic z tego. Jagiellonia, grając na wyjeździe, miała w tym spotkaniu aż pięć dużych szans, a wykorzystała tylko rzut karny.


Strzelanie tylko jednego gola w meczu daje trzy punkty tylko przy bezbłędnej defensywie lub sporej dozie szczęścia. A Jagiellonia takiej defensywy dziś nie ma. Zespół nie pozostało aż tak silny, żeby regularnie dominować swojego przeciwnika od pierwszej do ostatniej minuty. Ale paradoksalnie do szczęścia mistrzom Polski potrzeba niewiele. Gdy Jagiellonia w końcówce sezonu będzie lepiej korzystać ze swoich dobrych momentów, wiele jej problemów zniknie.


1:0 vs GKS Katowice (dom)
1:0 vs Widzew Łódź (wyjazd)
2:1 vs Lech Poznań (dom)
0:1 vs Lechia Gdańsk (wyjazd)
1:1 vs Piast Gliwice (dom)
1:0 vs Legia Warszawa (wyjazd)
1:3 vs Zagłębie Lubin (dom)
1:3 vs Korona Kielce (wyjazd)


Sen Jagiellonii wcale się nie skończył
Raków i Lech, które w tych rozgrywkach zagrają po 35 meczów we wszystkich rozgrywkach, mają w tej chwili więcej argumentów i sił na to, by stoczyć między sobą batalię o mistrzostwo. W przypadku Jagiellonii należy pamiętać, iż anomalią nie jest to, iż koniec końców "Jaga" nie obroni tytułu, ale to, iż przy wciąż skromnym potencjale całego klubu była w stanie godnie łączyć ligę z pucharami i aż do 30. kolejki w tym wyścigu pozostawała. Wszak choćby po porażce z Koroną piłkarze Siemieńca mają o zaledwie jeden punkt mniej niż rok temu, gdy sięgali pierwszy w historii tytuł (55 przy 56 rok temu). Wtedy do końca sezonu zdobyli tych punktów jeszcze siedem, a paradoks obecnych rozgrywek jest taki, iż zbliżony do 63 punktów wynik może nie dać choćby podium.


Jednak choćby przy wypadnięciu z walki o tytuł, Jagiellonia wciąż rozgrywa znakomity sezon, o czym zdaje się zapominać część jej kibiców, a choćby postronnych obserwatorów. Te same osoby na przełomie sierpnia i września zapewne, po serii siedmiu porażek z rzędu we wszystkich rozgrywkach, przepowiadały drużynie Adriana Siemieńca rozpaczliwą walkę o utrzymanie i klęskę w europejskich pucharach.
Tymczasem jesteśmy świadkami czegoś odwrotnego. Jaga jest na równi z ligową czołówką. Mistrzostwo, Superpuchar Polski i ćwierćfinał Ligi Konferencji to sukces, o jakim jeszcze niedawno w Białymstoku choćby nie śniono. W ten sposób rzeczywistość przekracza wyobrażenia.
Idź do oryginalnego materiału