Sezon (prawie) idealny. Do kolejnego sukcesu zabrakło niewiele

speedwaynews.pl 3 godzin temu

Żużlowcy znad Bystrzycy mieli przed sobą pozornie proste zadanie – obronę mistrzowskiego
tytułu po raz trzeci z rzędu. Proste tylko w teorii. Skład zespołu pozostał bez zmian w
porównaniu z sezonem 2024. Nikt nie zdecydował się na odejście, a włodarze klubu również
nie widzieli potrzeby wprowadzania większych roszad – ta maszyna działała przecież bez
zarzutu. Żartobliwie można powiedzieć, iż największe zmiany zaszły w… garderobie. Na
strojach żużlowców Orlen Oil Motoru pojawiło się więcej złotych akcentów, a klub
zdecydował się na powrót do tradycji – kevlar zastąpiono skórą. Wszystko po to, by nadal
uchodzić za największego innowatora w lidze.

Runda zasadnicza

Lublinian już na samym początku sezonu czekało trudne wyzwanie. Walkę o obronę tytułu
rozpoczęli w Zielonej Górze – z drużyną, która po zimowych wzmocnieniach mierzyła w
miejsce w czołowej czwórce ligi. Podopieczni Macieja Kuciapy przejechali się jednak po
miejscowych, wygrywając 59 do 31. Każde kolejne spotkanie kończyło się zwycięstwem
„Koziołków”, a ich marsz po tytuł wyglądał na nie do zatrzymania. Lokomotywa stanęła
dopiero w ósmej kolejce – na stacji Toruń, gdzie miejscowy Apator triumfował 48:42. Była to
jednak jedyna porażka Motoru w rundzie zasadniczej. Po 14 kolejkach lublinianie mogli
pochwalić się imponującym bilansem małych punktów wynoszącym +260. Dla porównania,
druga w tej klasyfikacji Betard Sparta Wrocław uzyskała wynik ponad dwukrotnie niższy –
+115. Jako lider tabeli Motor stanął przed możliwością wyboru rywala w półfinale. Padło na
Bayersystem GKM Grudziądz.

Faza play-off

Przed pojedynkiem z „Gołębiami” na Motor spadł potężny cios. Podczas zawodów w Szwecji
kontuzji doznał Wiktor Przyjemski. Najwięksi pesymiści przewidywali, iż młody żużlowiec
może już nie pojawić się na torze do końca sezonu. Pewne było jedno – w półfinale nie
wystąpi. Przed ogromną szansą stanął więc wychowanek lubelskiego klubu, Bartosz
Jaworski. W Grudziądzu spisał się znakomicie, zdobywając trzy punkty i dwa bonusy w trzech gonitwach.

Co warte odnotowania, dzień później – na tym samym torze – sięgnął po
tytuł indywidualnego mistrza Europy do lat 19. Ostatecznie Orlen Oil Motor zwyciężył w
półfinałowej rywalizacji z zespołem z Grudziądza 97:83. W finale „Koziołki” miały zmierzyć
się z Pres Grupą Developerską Toruń.

Wielki finał

W finale lublinianie musieli wrócić na tor, który w ostatnim czasie nie był dla nich szczęśliwy.
Na dodatek wciąż nie w pełni sił był Wiktor Przyjemski. Z jednej strony mógł przygotowywać
się do meczu i znaleźć się w wyjściowym składzie, z drugiej – daleko mu było do formy z
rundy zasadniczej. Wszystkie lubelskie obawy potwierdziły się 21 września, gdy toruński zespół
wypracował aż 18 punktów przewagi przed rewanżem. Przyjemski wystartował dwukrotnie,
zdobywając 2 punkty, a w jego ostatnim biegu musiał zastąpić go Bartosz Bańbor. Nie była to
jednak jedyna przyczyna wysokiej porażki – z seniorskiego składu solidne punkty dowozili
jedynie Bartosz Zmarzlik i Dominik Kubera.

Przed finałowym rewanżem żużlowcy Macieja Kuciapy trenowali, ile tylko to było możliwe, by
spróbować odrobić największą stratę w historii finałów PGE Ekstraligi. Rękawica została
podniesiona, a mecz trzymał w napięciu prawie do samego końca. Ostatecznie jednak w 14.
biegu to torunianie przypieczętowali mistrzowski tytuł. Lublinianom przypadł srebrny medal –
szósty w historii klubu i trzeci w tym kolorze.

„Nie przywozi nigdy zera”

Dziesięć – dokładnie tyle razy Dominik Kubera kończył wyścigi PGE Ekstraligi w sezonie
2025 na ostatnim miejscu. To o jedno „zero” więcej niż rok wcześniej i o cztery więcej niż
dwa lata temu. Zbyt mało, aby stwierdzić regres. Na jego spadek formy wskazuje jednak
także średnia biegopunktowa – po raz pierwszy od trzech lat spadła poniżej granicy dwóch
punktów na bieg (1,976). Popularny „Domin” wciąż dowoził dla Motoru cenne punkty, jednak
coraz częściej można było dostrzec, iż przychodzi mu to z większym trudem. Jeszcze gorzej
wiodło mu się w cyklu Grand Prix, gdzie ostatecznie zajął dopiero 12. miejsce.

Niedługo po rozpoczęciu sezonu stało się jasne, iż po pięciu latach wychowanek
leszczyńskiej Unii pożegna się z lubelskim klubem. Swoją decyzję tłumaczył chęcią
„ponownego poczucia głodu żużla” i nadzieją, iż zmiana otoczenia pomoże mu wrócić na
właściwe tory. Dla kibiców Motoru była to wiadomość szokująca – Kubera, obok Mateusza
Cierniaka, był bowiem jednym z najdłużej związanych z klubem zawodników.

Lindgren, dobry czy nie?

W przeciwieństwie do Dominika Kubery, popularny „Fredka” radził sobie w cyklu Grand Prix
lepiej niż w rozgrywkach ligowych. W walce o tytuł indywidualnego mistrza świata zajął
wysokie, czwarte miejsce, natomiast w PGE Ekstralidze uzyskał średnią „zaledwie” 1,707
punktu na bieg. W porównaniu z poprzednim sezonem oznaczało to spadek aż o dziesięć
pozycji w ligowym rankingu. Ciekawostką jest fakt, iż w kampanii 2025 nie zdobył dla Orlen
Oil Motoru ani jednego dwucyfrowego wyniku.

Czy to powód do rozczarowania? Z jednej strony – nie, ponieważ regularnie przywoził około
ośmiu punktów na mecz, co jak na zawodnika drugiej linii jest solidnym rezultatem. Z drugiej
jednak strony trudno oprzeć się wrażeniu, iż żużlowiec o jego klasie powinien aspirować
nieco wyżej. Na początku sezonu pojawiły się plotki, jakoby doświadczony Szwed planował
zakończenie kariery po sezonie 2025. Spekulacje te miała potwierdzać m.in. jego rezygnacja
z występów w reprezentacji kraju. Sam zawodnik gwałtownie jednak zdementował te doniesienia
– co więcej, powrócił do kadry narodowej Szwecji, uciszając wszelkie wątpliwości dotyczące
swojej przyszłości.

Brak emocji zwieńczony niedosytem

Lubelscy kibice przez lwią część sezonu nie mieli powodów do narzekań, jeżeli chodzi o
wyniki swojej drużyny. Praktycznie każdy mecz domowy kończył się wysokim zwycięstwem
„Koziołków”. Średnia liczba punktów zdobywanych przez gospodarzy przy Z5 wyniosła w
sezonie 2025 ponad 55. Gdzie zatem tkwił problem? Paradoksalnie – w dominacji. Spotkania
Motoru zaczęły tracić na atrakcyjności, bo pewne zwycięstwa sprawiały, iż kibice coraz
częściej odpuszczali mniej prestiżowe mecze. Widać to było na trybunach – nie wypełniały
się już one do ostatniego miejsca. Choć bilety na większość pojedynczych spotkań wciąż
znikały niedługo po otwarciu sprzedaży, statystyki PGE Ekstraligi wskazują, iż trybuny Best
Auto Areny wypełniały się średnio w 93,92%.

Wysokie wygrane cieszą, ale nie porywają. Dają też złudne poczucie spokoju i nadzieję, że
brak emocji u siebie zostanie zrekompensowany złotem na koniec sezonu. Tym razem tak
się jednak nie stało. Fani żużla znad Bystrzycy najbliższą zimę spędzą więc z poczuciem
niedosytu. Wszystko wskazuje na to, iż w przyszłym roku Motor znów będzie walczył o
medale, ale nie będzie już murowanym faworytem do finału. Czy spotkania przy Z5 staną
się przez to bardziej zacięte i emocjonujące? Odpowiedź poznamy dopiero za kilka miesięcy.
Na razie klub musi przeanalizować zakończony sezon – sezon, który był prawie idealny. Motorowi udało się wszystko… poza finałowym dwumeczem. A jak wiadomo, „prawie” robi
wielką różnicę.

Dominik Kubera
Idź do oryginalnego materiału