Nagle, w drugiej połowie meczu z Rumunią, spiker poprosił o uwagę i kazał wszystkim kibicom zgromadzonym na stadionie w Gdańsku spojrzeć na telebimy. Na trybunach rozległ się aplauz, jakby właśnie padł gol. "10 685" - na tę liczbę czekali wszyscy. Jeszcze nigdy na meczu kobiet w Polsce nie pojawiło się aż tylu kibiców. Już w poniedziałek, dzień przed meczem, pachniało frekwencyjnym rekordem. Optymiści szeptali, iż może pęknie choćby bariera 10 tys. Ale wyszło jeszcze lepiej!
REKLAMA
Zobacz wideo Krychowiak o atmosferze wokół reprezentacji Polski: Wiem, iż było dużo skandali
Poprzedni rekord, z października 2024 r., wynosił 8449 widzów, więc przebitka jest wyraźna. Frekwencyjny rekord jest symboliczny i unaocznia wzrost zainteresowania kobiecą piłką, a w dodatku przychodzi w idealnym momencie - tuż przed Euro, które ma być dla Polski pod każdym względem przełomowe. Ale to wszystko nie wydarzyło się z dnia na dzień. Gdy pod koniec roku Polska wywalczyła w barażach pierwszy w historii awans na mistrzostwa Europy, zaczęto wiele sobie obiecywać: iż wreszcie o kobiecej piłce zrobi się głośniej, iż w końcu pojawi się w niej więcej sponsorów, iż pięknie pokażą ją media. Wszyscy pracujący wokół reprezentacji poczuli, iż nadszedł moment, w którym trzeba docisnąć pedał gazu i zrobić wszystko, by zainteresować nią więcej osób.
Tuż przed wywalczeniem tego awansu kobieca kadra na stałe przeniosła się do Gdańska, a tamtejszy stadion zaczęła nazywać swoim domem. Wcześniej krążyła po całej Polsce i każdy kolejny mecz grała w innym miejscu, co nie sprzyjało budowaniu więzi z kibicami. Teraz widać ją na bilbordach w Trójmieście, w tramwajach czy na wymalowanym w Gdańsku muralu. - Czujemy się częścią miasta - podkreśla selekcjonerka Nina Patalon. W ostatnich dniach do promocji kobiecych meczów zostali zaproszeni m.in. Krzysztof Stanowski i Małgorzata Rozenek-Majdan. Moment, w którym został ustanowiony ten rekord, nie jest przypadkowy. Równo za miesiąc Polska zadebiutuje na Euro. Najlepsze ma dopiero nadejść.
Podrażniona gwiazda i sensacyjna bohaterka. "Tomasiak" - zapamiętajcie to nazwisko
4 lipca w St. Gallen, przeciwko Niemkom, rozpocznie się dla Polek turniej, pod który zostały podporządkowane ostatnie cztery lata. Gdy w 2021 r. Nina Patalon zostawała selekcjonerką, usłyszała od Zbigniewa Bońka, ówczesnego prezesa PZPN, iż jej głównym celem jest wywalczenie awansu na pierwsze w historii Euro. Miała zburzyć barierę, od której przez dekady odbijała się nie tylko Polska, ale reprezentacja każdego kraju położonego na wschód od Monachium. Na mistrzostwach zawsze bawiły się kraje z Zachodu i Skandynawii, a reszta przepadała w eliminacjach. Raz na turniej wdarły się Ukrainki, teraz udało się to Polkom. Więcej niespodzianek nie było.
Patalon wykonała tę misję, dlatego czerwcowe zgrupowanie było ważne z kilku powodów. Z jednej strony przygotowywało do turnieju, a z drugiej - Polska w meczach Ligi Narodów z Irlandią Północną i Rumunią musiała przyklepać powrót do najwyżej dywizji tych rozgrywek. Zrobiła to z przytupem, wysoko wygrywając oba spotkania - 4:0 i 3:0.
Na miesiąc przed Euro w reprezentacji Polski zgadza się więc niemal wszystko. Od formy, przez atmosferę w kadrze, po spokój selekcjonerki. Ewa Pajor, która kilkanaście dni temu przegrała piąty finał Ligi Mistrzyń w swojej karierze, pojawiła się na zgrupowaniu podrażniona i zmotywowana do jeszcze lepszej gry, a nie przybita. W meczu w Belfaście - setnym w jej reprezentacyjnej karierze - strzeliła dwa gole, a przy kolejnych dwóch asystowała. O miano bohaterki zgrupowania w obu spotkaniach dzielnie walczyła z nią Paulina Tomasiak - 23-letnia skrzydłowa, która jeszcze pół roku temu grała w polskiej drugiej lidze, a za chwilę pojedzie na Euro. To wręcz sensacja! Patalon bardzo rzadko znajduje miejsce w jedenastce dla zawodniczek grających w polskiej ekstralidze i zdecydowanie opiera skład na piłkarkach powoływanych z zagranicy, tymczasem w kluczowym momencie - pół roku przed mistrzostwami - gotowa była postawić na zawodniczkę z jeszcze niższego poziomu, kompletnie niesprawdzoną w Ekstralidze, o zagranicy choćby nie wspominając!
Tomasiak całą dotychczasową karierę spędziła bowiem w Staszówce Jelnej, niedaleko rodzinnej miejscowości, z którą długo nie potrafiła się rozstać. To sama Patalon namawiała ją, by zimą wreszcie zmieniła klub na ekstraligowy i wykonała w swojej karierze następny krok - niektórzy eksperci uważają, iż i tak zdecydowała się na to za późno, patrząc na to, jaki ma potencjał. Tomasiak posłuchała selekcjonerki, uwierzyła w nakreślony przez nią plan i w styczniu dołączyła do Górnika Łęczna, a już w kwietniu została powołana do kadry. I najwyraźniej trochę ją to przytłoczyło, bo w spotkaniu z Bośnią i Hercegowiną została zmieniona już w przerwie. Tamten mecz kompletnie jej nie wyszedł, ale w czerwcu zrozumieliśmy, dlaczego Patalon tak na niej zależało. Tomasiak - już znacznie bardziej pewna siebie i zdecydowana - grała znakomicie. Z Irlandią Północną strzeliła pierwszego gola w kadrze, a spotkanie z Rumunią skończyła z dubletem i asystą, a po drodze obijała jeszcze poprzeczkę i słupek. Nie dość, iż rozwiązuje problem z obsadą skrzydła (kontuzję wciąż leczy bowiem Nadia Krezyman), to jeszcze wprowadza do reprezentacji element nieprzewidywalności. jeżeli utrzyma formę do Euro i nie da się przytłoczyć rangą turnieju, to reprezentacja powinna mieć z niej bardzo dużo pożytku.
Poza kontuzjami Kryzman, Oliwii Woś i Sylwii Matysik, Patalon nie ma przed Euro większych zmartwień. Od miesięcy polega na ugruntowanej jedenastce, więc choćby obudzeni w środku nocy bez problemu wymienimy przynajmniej dziewięć zawodniczek, które wyjdą na mecz z Niemkami. Obsada pozostałych dwóch miejsc zależy natomiast przede wszystkim od postępów w rehabilitacji Woś i Krezyman. Zmienniczki pokazały w ostatnich meczach, iż w razie czego powinny sobie poradzić. Taka stabilizacja składu również powinna być atutem.
"Nie ma przypadków, są tylko znaki"
Polki skończyły Ligę Narodów bez porażki (pięć zwycięstw i jeden remis), z imponującym bilansem bramkowym 16:2. Są w dobrej formie - w aż czterech meczach zachowywały czyste konto, a każdego rywala przynajmniej w jednym meczu pokonały bardzo wysoko (5:1 z Bośnią i Hercegowiną, 4:0 z Irlandią Północną i 3:0 z Rumunią). Tyle iż kompletnie nie da się dziś przewidzieć, jak wpłynie to na ich występy na mistrzostwach Europy. W kobiecej piłce mówimy bowiem o gigantycznej przepaści między elitą a resztą. Na Euro bawić się będzie absolutna elita, a w ostatnich miesiącach Polki ogrywały co najwyżej średniaczki.
Za nimi mecze, w których dominowały od pierwszej do ostatniej minuty, skupiały się przede wszystkim na ofensywie, często miały piłkę i były egzaminowane z gry w ataku pozycyjnym, a przed nimi spotkania, w których najprawdopodobniej to rywalki – Niemki, Szwedki i Dunki – narzucą swoje warunki. Dopiero okaże się, na ile Polki zbliżyły się w ostatnich miesiącach do europejskiej czołówki i ile faktycznie wyciągnęły z bolesnych lekcji z zeszłego roku, po których spadały do dywizji B Ligi Narodów. Na Euro zmierzą się z zespołami znacznie bardziej doświadczonymi. Niemki i Szwedki od lat regularnie - i z sukcesami - występują na mistrzostwach Europy i świata. Niemki aż osiem razy w historii wygrywały Euro, a ostatnio przegrały dopiero w finale. Szwedki z ostatnich mistrzostw świata wróciły z brązem, a na igrzyskach w Tokio zajęły drugie miejsce. Dla Polek natomiast sukcesem jest już sam awans na tę imprezę.
- Chcemy więcej - mówią jednak chórem same reprezentantki i przypominają historię z 2013 r., gdy część z nich - Ewa Pajor, Paulina Dudek, Ewelina Kamczyk, Sylwia Matysik i Kinga Szemik - zostały mistrzyniami Europy do lat 17. Wtedy też były skazywane na pożarcie. Nie docenili ich kibice, ale też rywalki. Zaskoczyły wszystkich. Dzisiaj te piłkarki stanowią fundament dorosłej kadry i liczą na piękną klamrę - tamten turniej też odbywał się w Szwajcarii, też dostały się do niego poprzez baraże, też musiały wyeliminować Austrię… - Nie ma przypadku. Są tylko znaki - uśmiechają się.