Jelena Rybakina podobnie jak Iga Świątek od początku sezonu nie wygrała ani jednego turnieju. W ostatnim czasie zaliczyła serię koszmarnych występów, co odbija się na jej miejscu w rankingu WTA. Jeszcze w lutym była piątą rakietą świata, a w ostatnim notowaniu zajmowała 12. miejsce. Już wiadomo, iż zaliczy kolejny spadek. A to za sprawą kolejnego blamażu - tym razem w Rzymie.
REKLAMA
Zobacz wideo Najstraszniejsza dzielnica. Szyldy po arabsku i apel: Więcej Yamalów, mniej eksmisji
Czarna seria Rybakiny. To już powoli staje się regułą
Reprezentantka Kazachstanu trzeci raz z rzędu bardzo gwałtownie pożegnała się z turniejem. W Miami odpadła już po pierwszym meczu, a w Madrycie dotarła jedynie do III rundy. Tak samo zakończyła rywalizację w stolicy Włoch. Po wygranej 7:6 (3), 6:2 z Evą Lys w niedzielę nie sprostała dopiero 121. w rankingu Biance Andreescu, którą dopiero co pokonała w Madrycie.
W pierwszej partii Rybakina została totalnie rozbita. Andreescu prezentowała zdumiewającą skuteczność pierwszego serwisu, a do tego dołożyła fantastyczny return. Już w pierwszym gemie przełamała, a przy stanie 3:1 uczyniła to po raz drugi. Wtedy znalazła się bardzo komfortowej sytuacji. W sumie oddała Rybakinie jeszcze jednego gema i zakończyła set wynikiem 6:2.
Jelena Rybakina za burtą turnieju w Rzymie. Andreescu już czeka na to, co zrobi Fręch
Rybakinie wyraźnie brakowało energii, a na jej twarzy widać było rezygnację. Drugą odsłonę znów zaczęła kiepsko, bo od dwóch gwałtownie straconych punktów. W trzecim gemie Andreescu znów miała breakpoint, ale Kazaszka obroniła się i złapała kontakt. W kolejnym gemie bardzo ambitnie walczyła o wyrównanie. W zaciętej grze na przewagi miała dwie okazje na przełamanie. Niestety dla niej Kanadyjka wytrzymała ciśnienie i wyszła na 3:1. Kolejną szansę na wyrównanie Rybakina miała przy wyniku 3:2. 25-latka momentami prezentowała kawał dobrego tenisa. Potrafiła popisać się pięknym lobem i wywalczyła dwa breakpointy. Rywalce znów jednak udało się wyrównać i wygrać gema na przewagi.
Do końca seta obyło się już bez większych niespodzianek. Obie zawodniczki wykorzystywały przewagę własnego podania, co oczywiście premiowało Andreescu. Tym samym udało jej się utrzymać przewagę jednego przełamania. Zwyciężyła 6:2, 6:4 i awansowała do czwartej rundy. Teraz to właśnie ona będzie rywalką Magdaleny Fręch, o ile Polsce uda się pokonać Chinkę Qinwen Zheng. Ich mecz odbędzie się w niedzielę po godz. 18:30.