Selekcjoner reprezentacji Polski. Ta funkcja to "Mount Everest" dla naszych trenerów

nabialoczerwonym.com 1 dzień temu
PIŁKA NOŻNA. Jan Urban jest nowym selekcjonerem reprezentacji Polski. Trzymamy kciuki za powodzenie jego misji, czyli za awans do finałów mundialu w 2026 roku. Historia ostatnich pięćdziesięciu lat pokazuje, iż dla naszych szkoleniowców ta funkcja oznaczała szczyt trenerskiej kariery. Niektórzy wybierali choćby egzotyczne kierunki pracy.
Jan Urban (na pierwszym planie), nowy selekcjoner Polaków jeszcze jako szkoleniowiec Górnika Zabrze. Foto Piotr Stańczak.
Jan Urban został następcą Michała Probierza, Cezary Kulesza, prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej ma oficjalnie ogłosił decyzję o nominacji Jana Urbana w czwartek 17 lipca. To były napastnik reprezentacji, występujący w niej w latach 1985-91, w biało-czerwonych barwach rozegrał 57 oficjalnych spotkań, strzelił siedem goli. Uczestniczył w finałach Mistrzostw Świata w 1986 roku w Meksyku.

Na przypomnienie jego piłkarskiego i trenerskiego dorobku przyjdzie jeszcze czas. Dziś wracam do historii. Przypomina, jak toczyły się losy selekcjonerów naszej reprezentacji po tym, kiedy już żegnali się ze stanowiskami? Były one przepustkami do dalszych karier i sukcesów czy wprost przeciwnie - szczytem zawodowych możliwości, koniecznością egzotycznych wojaży i zwiastunem emerytury?

Niedosyt po olimpijskim srebrze

Polacy największe sukcesy w historii świętowali w latach 70. minionego stulecia pod wodzą "Trenera Tysiąclecia" Kazimierza Górskiego. Najpierw wywalczyli złoty medal igrzysk olimpijskich w Monachium w 1972 roku, dwa lata później trzecie miejsce w Mistrzostwach Świata w Republice Federalnej Niemiec, natomiast w 1976 srebro na olimpiadzie w Montrealu, które to kibice przyjęli w kraju z dużym niedosytem. Pięć lat pracy Górskiego to pasmo sukcesów, w tym czasie Polacy wygrywali choćby ze światowymi potęgami - Anglią, Argentyną, Brazylią, Holandią, Włochami... Dziś taka perspektywa brzmi całkowicie nierealnie, ale to już inna historia.

Górski budował grecki futbol

Górski w atmosferze krytyki po zdobyciu olimpijskiego srebra (!) pożegnał się z reprezentacją, opuścił Polskę i na niespełna dekadę trafił do Grecji. Najpierw prowadził Panathinaikos Ateny, później Kastorię, Olympiakos Pireus oraz inny klub z tego miasta - Ethnikos. Na jeden sezon (1981-82) wrócił tylko do kraju, kiedy trenował Legię Warszawa. Górski przecierał w Grecji szlaki polskim trenerom. Z ateńskimi "Koniczynkami" zdobył mistrzostwo i puchar tego kraju, podobnie z Olympiakosem. Z Kastorią wywalczył puchar.

Po powrocie nad Wisłę, w 1986 roku, nie zasiadł już na trenerskiej ławce, ale wybrał karierę działacza Polskiego Związku Piłki Nożnej. Najpierw był wiceprezesem, zaś w latach 1991-95 prezesem krajowej federacji. Dwukrotnie bez powodzenia startował w wyborach parlamentarnych. Od połowy lat 90. był już na emeryturze, zmarł w 2006 roku po ciężkiej chorobie, miał 85 lat.

Gmoch i jego grecka kolekcja

Po igrzyskach w Montrealu Górskiego zastąpił w kadrze jeden z jego dotychczasowych asystentów - Jacek Gmoch. Doprowadził on kadrę do awansu na Mistrzostwa Świata w Argentynie w 1978 roku, tam "Biało-Czerwoni" uplasowali się w przedziale 5-8 (przegrywając po drodze z gospodarzami 0:2 i Brazylią 1:3). W kraju ten wynik również został przyjęty z dużym niedosytem, krytykowany Gmoch wybrał podobną drogę co dwa lata wcześniej Górski - emigrację do Grecji.
Najpierw prowadził PAS Janina, później Apollon Smyrnis, AE Larisa, Panathinaikos i AEK Ateny, w kolejnych latach m.in. Ethnikos Pireus, Ionikos, Panionios, Kalamatę, Aris Saloniki, pracował także w Apoelu Nikozja na Cyprze. W sumie w tej części Europy spędził nieco ponad trzydzieści lat. Miał na koncie m.in. tytuły mistrzowskie z Panathinaikosem oraz Larisą. Z pierwszym z wymienionych klubów dotarł także do półfinału Pucharu Mistrzów (w 1985 roku). Świętował także mistrzostwo Cypru z Apoelem. Gmoch do dziś cieszy się autorytetem i uznaniem w Grecji. Po powrocie do Polski nie zasiadł już na trenerskiej ławce, przez wiele lat był natomiast cenionym ekspertem telewizyjnym. Dziś 86-latek już mniej udziela się w mediach.

Warto dodać, iż w latach 80. sukcesy Górskiego czy Gmocha w Grecji nie działały jeszcze tak bardzo na wyobraźnię kibiców w Polsce, głównie dlatego, iż futbol w tym kraju dopiero się rozwijał, tamtejsza liga nie należała też do topowych. Z pewnością jednak obaj przyłożyli swoją cegiełkę do tego, iż już w 2004 roku Grecy zadziwili Europę, zdobywając mistrzostwo starego kontynentu. Kraj ten był otwarty na zagranicznych szkoleniowców, co procentowało nie tylko w klubach, ale też postawie reprezentacji.
Autor tego artykułu z Jackiem Gmochem (z prawej) w 2005 roku w Suchedniowie. Foto Szymon Piasta.

Afera na Okęciu końcem dla Kuleszy

Wracając do polskiej kadry - po argentyńskim mundialu przejął ją Ryszard Kulesza, do głosu coraz bardziej zaczęło dochodzić nowe pokolenie piłkarzy ze Zbigniewem Bońkiem, Włodzimierzem Smolarkiem czy Józefem Młynarczykiem. Mimo zwycięstwa z Holandią 2:0 w eliminacjach do Euro 1980 Polakom nie udało się awansować do finałowej imprezy. Pod wodzą Kuleszy kadra zaczęła także eliminacje do mundialu w Hiszpanii.
W 1980 roku, po słynnej aferze na Okęciu (ukaranie Młynarczyka za pojawienie się w stanie nietrzeźwym na lotnisku przed wylotem na mecz z Maltą oraz Bońka, Stanisława Terleckiego i Władysława Żmudę, którzy wstawili się za bramkarzem), trener pożegnał się ze stanowiskiem. Kulesza w latach 80. pracował na peryferiach futbolu - w Tunezji oraz Maroku.

Po powrocie do kraju zasiadał w prezydium i przewodniczył radzie trenerów PZPN, później żył już z dala od wielkiego futbolu. Zmagał się z chorobą Alzheimera, zmarł w 2008 roku, miał 79 lat.

Piechniczek przeszedł do historii...

Na początku 1981 roku Kuleszę zastąpił rodowity Ślązak, Antoni Piechniczek. Pod jego wodzą reprezentacja awansowała do finałów mundialu w Hiszpanii w 1982 roku. Trener nie miał łatwego zadania, bowiem w czasie stanu wojennego kadra nie rozgrywała towarzyskich meczów (ze względu na polityczną ale także sportową izolację Polski), do mistrzostw przygotowywała się, można tak powiedzieć, w ciemno. Mimo to zajęła trzecie miejsce, powtarzając sukces ekipy Górskiego sprzed ośmiu lat! Piechniczkowi i jego wybrańcom nie udało się wprawdzie awansować do Euro'84, ale powetowali sobie to kwalifikacją do mundialu w Meksyku. Piechniczek przeszedł do historii, jako pierwszy (i dotąd jedyny) szkoleniowiec, który poprowadził Polskę w dwóch finałach mistrzostw świata z rzędu.

Niestety, na meksykańskich boiskach nasza reprezentacja dotarła tylko do 1/8 finału, gdzie przegrała z Brazylią 0:4. Większość kibiców przyjęła ten wynik z ogromnym niedosytem, tylko nieliczni przewidywali poważniejszy kryzys naszego futbolu w następnych latach.

... ale powrót miał nieudany

Piechniczek pożegnał się ze stanowiskiem po pięciu latach, w okresie 1986-87 doprowadził jeszcze Górnika Zabrze do mistrzostwa kraju, po czym wyjechał do Tunezji, następnie do Zjednoczonym Emiratów Arabskich. Jednym słowem - także na piłkarskie peryferia. Tunezyjską reprezentację prowadził na turnieju olimpijskim w Seulu w 1988.

W latach 90., po powrocie do kraju, Piechniczek zaczął działać w Polskim Związku Piłki Nożnej, w 1996 roku ponownie objął kadrę po nieudanej, kilkumiesięcznej przygodzie z nią Władysława Stachurskiego. Niestety, szkoleniowiec nie potrafił znaleźć wspólnego języka z nowym pokoleniem zawodników, na powtórkę sukcesów z lat 80. nie było szans! W eliminacjach do mundialu we Francji zespół Piechniczka pozostał w tyle za Włochami oraz Anglią, doświadczony trener pożegnał się z funkcją jeszcze przed finałem kwalifikacji, kiedy już było wiadomo, iż na mistrzostwa nie pojedziemy.
Piechniczek obrał następnie sprawdzony już kierunek - pracował w klubach w Katarze i Zjednoczonych Emiratach Arabskich, w 2000 roku, po powrocie do kraju, pełnił rolę trenera-koordynatora w zabrzańskim Górniku. Największe, szkoleniowe sukcesy miał już zdecydowanie za sobą...
Przez osiem lat był wiceprezesem PZPN, wykładał na Akademii Wychowania Fizycznego, zajął się także działalnością polityczną (zasiadał w sejmiku województwa śląskiego, był również senatorem z okręgu katowickiego).
Byli selekcjonerzy reprezentacji Polski, od lewej: Henryk Apostel, Antoni Piechniczek, Andrzej Strejlau. Foto Elżbieta Panas.

"Baryła" trafił choćby do Sudanu

Po nieudanym mundialu w Meksyku Piechniczka zastąpił na stanowisku selekcjonera Wojciech Łazarek, twórca mocnego Lecha Poznań z pierwszej połowy lat 80. Słynący z anegdotek i oryginalnych powiedzonek trener nie zdołał nawiązać do sukcesów swego poprzednika, kadra przechodziła pokoleniową rewolucję, ale wyniki notowała zdecydowanie poniżej oczekiwań - reprezentacja pod wodzą popularnego "Baryły" nie zakwalifikowała się do Mistrzostw Europy w RFN w 1988, straciła też szansę na grę w mundialu w 1990 roku we Włoszech.

Jeszcze przed końcem eliminacji do MŚ, w połowie 1989 roku Łazarka zastąpił na stanowisku Andrzej Strejlau, były asystent Górskiego w reprezentacji. Nadeszły chude lata dla polskiej piłki, to był już fakt niezaprzeczalny. Łazarek, podobnie jak jego poprzednicy, wybrał pracę na obrzeżach światowej piłki - najpierw w Izraelu, później Egipcie i Arabii Saudyjskiej. Na początku lat 90. na krótko wylądował jeszcze w ŁKS Łódź, zaś w połowie dekady wrócił do ojczyzny.
Łazarek prowadził Aluminium Konin, potem dwukrotnie, choć krótko Wisłę Kraków (w sezonie 1997-98 zajął w nią trzecie miejsce w kraju, dające prawo gry w Pucharze UEFA, były to początku działalności Tele-Foniki Bogusława Cupiała w tym klubie), Widzew Łódź, Śląsk Wrocław, Jagiellonię Białystok. Na krajowym podwórku wielkich sukcesów już nie osiągnął, w latach 2002-04 ponownie wybrał egzotyczny kierunek, do Afryki. Tam prowadził reprezentację Sudanu.
Trenerską karierę kończył w latach 2005-06 w Narwi Ostrołęka, potem zanotował jeszcze epizod w Ilance Rzepin. "Baryła" zmarł w 2023 roku, miał 86 lat.

Chińska przygoda Strejlaua

Andrzej Strejlau, dawny asystent Górskiego, jako selekcjoner reprezentacji najbliżej awansu był w 1991 roku, kiedy Polacy do końca walczyli o promocję do finałów Mistrzostw Europy w Szwecji. Ostatecznie na turniej pojechali Anglicy, naszej drużynie pozostało szykować się do następnych kwalifikacji - tym razem do mundialu w 1994 roku w USA. O ile pierwsza połowa eliminacji dawała jeszcze jako takie nadzieje na osiągnięcie celu, tak druga była fatalna, jesienią 1993 roku, po porażce z Norwegią 0:1 w Oslo, Strejlau podał się do dymisji. Z kadrą pracował cztery lata.
Na ławkę trenerską wrócił dopiero w 1995 roku, w okresie 1995-96 prowadził Zagłębie Lubin, po rocznej przerwie trafił do... Chin. Tam przez rok prowadził zespół Shenhua, z którym wywalczył wicemistrzostwo kraju. Azjatycka przygoda była krótka, pod koniec XX wieku Strejlau wrócił do Polski, ale już nie do pracy trenerskiej. Został dyrektorem sportowym Polskiego Związku Piłki Nożnej, zasiadał też w zarządach Orlenu Płock, Hutnika Warszawa, przewodniczył Kolegium Sędziów naszej federacji, przez pewien czas był rzecznikiem prasowym PZPN. Niezmiennie - choć w ostatnich latach już nieco mniej - udziela się jako ekspert w mediach, bywalec wielu imprez piłkarskich.
O swojej selekcjonerskiej kadencji opowiadał tutaj: Andrzej Strejlau: w czasie pamiętnego meczu w Rotterdamie trzęśliśmy się z zimna

Apostel z finałem w Ostrowcu

Pod koniec 1993 roku reprezentację objął Henryk Apostel, szkoleniowiec znany wcześniej z pracy choćby w Lechu Poznań i młodzieżowych reprezentacjach kraju. Jego zadaniem był awans do finałów Euro 1996 w Anglii. Celu nie udało się osiągnąć, bo na turniej zakwalifikowali się Francuzi oraz Rumuni.
Zamiast z reprezentacją na Wyspy Brytyjskie Apostel trafił na ławkę trenerską Wisły Kraków, rok później wrócił do Górnika Zabrze (pracował w tym klubie tuż przed objęciem kadry). Zanotował epizod w klubie Sur SC w omanie, by wreszcie objąć KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (w latach 1998-99). Tam zakończył swoją trenerską karierę, by w kolejnych latach pełnić rolę członka prezydium PZPN i wiceprezesa do spraw szkoleniowych. Do dziś, o ile stan zdrowia pozwala, jeździ na mecze obecnej reprezentacji.
Apostel tak wspominał swoją pracę z reprezentacją: Henryk Apostel: najbardziej szkoda tych meczów z Francją. Zawsze czegoś nam brakowało...

Kadrowy epizod Stachurskiego

Po dymisji Apostela reprezentację na kilka miesięcy objął Władysław Stachurski, ale po kilku miesiącach i słabych wynikach w meczach towarzyskich zastąpił go wspomniany wyżej Piechniczek. Stachurski wrócił jako trener do Legii Warszawa (prowadził ją już wcześniej, w 1991 roku dotarł z "wojskowymi" do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów). Musiał jednak zrezygnować ze względów zdrowotnych. Na początku XXI wieku pracował jeszcze w Okęciu Warszawa i Świcie Nowy Dwór Mazowiecki, później na ławkę trenerską już nie wrócił. Stachurski zmarł w 2013 roku, miał 68 lat.

Wójcik z ławki do sejmu

W połowie 1997 roku selekcjonerem został Janusz Wójcik, cieszący się wówczas dużą popularnością wśród kibiców. Pięć lat wcześniej razem z drużyną olimpijską zdobył srebro na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie (osiągnięcie takie powtórzyli dopiero siatkarze w 2024 w Paryżu!). Pół dekady czekał, aż dostanie najważniejsze, trenerskie stanowisko w polskiej piłce. Eliminacje do Mistrzostw Europy 2000 zaczął choćby obiecująco (od zwycięstwa nad Bułgarią 3:0), ale nadzieje prysnęły po dwumeczach z faworyzowanymi ekipami Anglii oraz Szwecji, w których Polacy zdobyli łącznie tylko punkt. Czar Wójcika też prysnął. Pod koniec 1999 roku pożegnał się z funkcją selekcjonera.
Krótko pracował w Pogoni Szczecin i Śląsku Wrocław, potem przez dwa lata prowadził cypryjski Anorthosis Famagusta, by następnie objąć reprezentację Syrii. Kolejnymi przystankami na jego szkoleniowej drodze były już polskie kluby - Świt Nowy Dwór Mazowiecki, Znicz Pruszków, Widzew Łódź. Trenerską karierę zakończył w 2010 roku w Omanie, tam pracował w klubie Al-Nahda Al-Burajmi.
Wójcik udzielał się też w polityce. Przez dwa lata był posłem na Sejm z ramienia Samoobrony. Był też zamieszany w aferę korupcyjną w polskim futbolu, za co dostał zarówno dyskwalifikację jak i zakaz pracy na stanowisku trenera. Zmarł w 2017 roku, miał 64 lata.
Ciąg dalszy nastąpi.
PIOTR STAŃCZAK
POLECAM:

Na biało-czerwonym szlaku: Włodzimierz Lubański o swej kontuzji i McFarlandzie. Wideo Piotr Stańczak.
Idź do oryginalnego materiału