Samotne ultra – pasja, filozofia i emocje w ekstremalnych warunkach. Przemysław Szapar. Cz. 1

1 dzień temu
Zdjęcie: samotne ultra


Ta rozmowa, to początek cyklu spotkań z Przemysławem Szaparem i opowieści o jego ultra wyprawach, przygotowaniach, filozofii życia i momentach, które zmieniają człowieka na zawsze. Każda część tej serii dotyka innego aspektu jego doświadczeń – doznania emocjonalne, postrzeganie samotności, trening fizyczny, przygotowanie żywieniowe jak i granice wytrzymałości, które człowiek jest w stanie unieść dosłownie i w przenośni na własnych barkach. Wszystko to pokonując setki kilometrów o własnych nogach. W ,,biegu po życie’’, Przemek i jego pasja, filozofia i emocje czyli – samotne ultra.

Przemysław Szapar – to ultra biegacz z jakim jeszcze nie miałam do czynienia, najtrudniejsze szlaki świata pokonuje solo, to zawodnik bez wsparcia, który jak przyznał w rozmowie, byłby daleki choćby od wezwania pomocy ratowników w górach. Dlaczego? Wie jak duże ryzyko podejmuje podczas swoich wypraw, które daleko wychodzą poza bieganie rozumiane jako aktywne spędzanie czasu w świeżym powietrzu. On wręcz obcuje z naturą i w najbardziej surowych warunkach – ja bym powiedziała, iż walczy o przetrwanie, ale on mówi ,,Najważniejsza jest droga, a nie cel”. W tych rozmowach przewija się wiele wątków, których większość z nas nigdy nie zrozumie, bo być przez tak długi czas poza strefą komfortu wykończyłoby nas psychicznie bardzo szybko. Zanim pomyślisz ,,Co za szaleniec porywa się na takie niebezpieczeństwo?!”, to weź pod uwagę, to iż dla niego każda podróż jest czymś więcej niż podróżą w nieznane tereny, to też podróż w głąb siebie, bo Przemek to też absolwent filozofii na UG i za każdym jego działaniem niesie się szersze spektrum pokonywania granic. Jak długo jesteś w stanie znieść dyskomfort? Albo inaczej, czy Ty byłbyś gotów na dyskomfort podczas takich wypraw?

  • Główny Szlak Sudecki,
  • Cape Wrath Trail,
  • Zimowe przejście jeziora Bajkał,
  • Wielki Trawers Islandii

Odpowiedz sobie teraz i pod koniec tej rozmowy, mając już pewien obraz tego, czym takie wyprawy są. A są to wyprawy, które Przemek ma już za sobą i na tym nie kończy.

Wiktoria: Przemku, czy coś byś dodał do tej listy najważniejszych osiągnięć?

Przemysław: Zrobiłem wiele w tak zwanej erze przedinternetowej – śmieje się Przemek. Zrobiłem dużo rzeczy, które uważam, iż były kamieniem milowym w moim życiu. W bodajże 1996 roku – to niby tak banalnie z tej perspektywy brzmi, ale przebiegłem sobie od Tatr Zachodnich całe polskie Tatry. Zrobiłem to nie mając nic. To były 90-te lata i uważam, iż to do dzisiaj broni się jakościowo.

No właśnie, nie sposób krótko przedstawić Ciebie i to co robisz, więc może sam powiedz. Kim jesteś? Czym się zajmujesz?

Mam normalną pracę zawodową, jestem też trenerem, ale to nie jest moje główne źródło dochodów – to jest taka misja społeczna. Po rozmowie z Tobą muszę obrać buraki bo nastawiam na zakwas, rano robię zakupy, mamy zmartwienia typu ,,kto robi zupę na obiad?’’.

Nie jestem podróżnikiem, albo bynajmniej nie uważam się za podróżnika. Może dlatego, iż ja nic nie chcę mieć za bardzo wspólnego z tym ,,podróżnictwem’’, które teraz obserwujemy, bo ono mi nie odpowiada. Ja robię swoje i zawsze podkreślam to, iż prowadzę ,,książkowe’’ czy ,,zwykłe’’ życie, bo czasem ludzie myślą, iż trzeba być kimś niesamowitym, albo iż to jest zupełnie oddalone dla kogoś kto, posiada rodzinę, dzieci i pracę zawodową. To jest sól mojego życia – to, iż łączę to wszystko i to mi się podoba.

Zdjęcie z kolekcji prywatnej Przemysława Szapara

Rzucam cytat, proszę Cię, odnieś się do niego.

,,Ból, jaki jesteś gotów znieść, jest miarą tego, jak bardzo tego pragniesz.’’ ~ David Goggins

Jeśli się z tym zgadzasz, to co jest dla Ciebie trudniejsze. Ból fizyczny, czy psychiczny? Jak Ty to odczuwasz podczas takich trudnych wypraw jak na przykład wspomniana Islandia?

Wiesz co, rozumiem tą treść i to pytanie rozumiem, iż znajduje się w konwencji naszych czasów, ale ja generalnie nie cierpię. Ten cytat eksponuje te doznania, o nich warto mówić. Natomiast ja mam bardzo wysoką motywację i kiedy zaczynam się przygotowywać, to ja wiem, iż to się nie obejdzie bez przekroczenia pewnych granic, które są związane także z bólem. I on występuje, ale ja tego tak nie przeżywam, bo jestem szczęśliwy.

Cierpienie jest w stanie mnie zdominować na jakąś chwilę. Na Islandii miałem powiedzmy kryzys (mówiąc o zrozumieniu kryzysu bólu fizycznego) nie taki, który trwa godzinę, dwie czy trzy. Ja go czułem dwie doby, dwie doby czegoś co jest bliskie obłędu. Na tą krótką – dwudniową chwilę byłem gdzieś tam zdominowany, ale generalnie, to nigdy nie mam poczucia, iż chcę się tym doznaniem podzielić. Przekroczyłem niesamowitą barierę bólu, ale w ogóle mężczyźnie, moim zdaniem, nie wypada aż tak się tym dzielić. Ja wiem, iż to jest bardzo lotne.

Teraz, żeby być na topie, dużo ludzi chce cierpieć i później się tym dzielić, bo to jest modne. Ludzie o tym lubią czytać, lubią o tym słyszeć i tak dalej. Natomiast moją motywacją jest moja głęboka potrzeba przeżycia tego. Ja wchodzę na etap i na poziom, którego wcześniej nie doznałem, więc wiem, iż będę cierpiał i moim zadaniem, trenując moich ludzi, jest odważyć ich i pchnąć piętro wyżej.

W cierpieniu gdzieś jest ta granica, ale po prostu odepchnij to od siebie, bo to jest tylko chemia w dużej mierze. Tylko chemia. A to szczęście kiedy znajdziesz się w tym momencie w cierpieniu, o którym wiedziałeś, iż ono przyjdzie, to zrozumiesz, iż robisz to, czego prawdziwie chciałeś. Wtedy to cierpienie jest dużo mniejsze. Ja na etapie tym, w którym jestem i teraz z Tobą rozmawiam, to ja już na kilka miesięcy o tym codziennie myślę. I trochę na to czekam, bo te momenty, w których to przychodzi, to jest ten prawdziwy sprawdzian.

Jakbym miał krótko odpowiedzieć, to ja jestem w stanie znieść każdy ból.

A jak w ogóle zaczęła się twoja przygoda z bieganiem w ekstremalnych warunkach? Czy Ty od razu wiedziałeś, iż to jest Twoja droga? Kiedy poczułeś, iż jesteś stworzony do tych trudniejszych wypraw?

Ja chciałem tak po ludzku, zwyczajnie więcej. Mam świadomość, do czego jestem, utalentowany albo predestynowany i w tej sztuce (bo uważam, iż to, co uprawiam, iż jest w jakimś rodzaju sztuką) chcę być coraz lepszy i chcę, żeby to było prawdziwe. Chcę przesuwać swoje granice, żeby powiększać swoją umiejętność i być większym mistrzem niż jestem teraz. I poddaje się sprawdzianowi. To był etap rozłożony na wiele lat.

Zdjęcie z kolekcji prywatnej Przemysława Szapara

Wybrałeś samotną drogę w bieganiu – tylko Ty i natura, dlaczego?

Wiesz, myślę, iż jest coś we mnie, co naturalnie do tego dąży, a bieganie jest jak gdyby ze mną od dziecka. Biegam świadomie mogę powiedzieć, iż od 8-9 roku życia czyli biegam praktycznie całe życie. Później byłem zawodnikiem. W międzyczasie, jak skończyłem karierę, wiele lat się wspinałem i to też była próba zbliżenia się do natury w górach. Uprawiałem kajakarstwo morskie, które też było moją ,,domeną’’, w której bardzo się dobrze czułem, ale zawsze szukałem samotności i bezpośredniości w wyzwaniu. Zawody są super, bo startowałem trochę, miałem przyjemność wygrywania pięknych biegów ultra, natomiast te wyprawy są częścią mojej głębokiej potrzeby bycia sam na sam ze sobą.

Jeśli znasz uczucie po biegu tej euforii i tryskającej energii pomimo wylania z siebie hektolitrów potu, to wiesz, iż to zrobiłaś i czujesz się szczęśliwa. Jesteś zadowolona. To wyobraź sobie, iż na takiej wyprawie masz 20 takich dni.

Kocham bieganie, kocham niebezpieczeństwo – w sensie niepewności, iż nie wiem gdzie będę spał, gdzie będę się znajdował w ogóle. Przekraczam barierę takiego absolutnie pierwotnego lęku, bo ono tak naprawdę nie powinno we mnie istnieć. I uważam, iż ja jestem do tego sam predestynowany. Pytam siebie ,,Czy jestem do tego predestynowany, żeby spróbować zrobić coś, co jest na granicy mojej wyobraźni?’’ I wtedy mogę być wobec siebie szczery, iż naprawdę kocham czyste wyzwania i bieganie jako takie.

Nakręca Cię to, iż jesteś panem swojej drogi?

Tak, ale staram się gnać pomimo wszystko. Jest we mnie część takiego człowieka, który lubi się ścigać, więc ja ścigam się sam ze sobą. Na Islandii cały czas przesuwałem dzienny kilometraż, po 75, 78 km. Wiesz, wstajesz rano i dociskasz, bo chcesz, żeby to naprawdę miało jakość.

Zdjęcie z kolekcji prywatnej Przemysława Szapara

Z perspektywy biegacza (aktualnie w większej mierze ulicznego) mogę powiedzieć, iż najczęściej mówi się, iż dużo trudniej biega się samemu, kiedy cała grupa Cię zostawia lub Ty ją, bo już wtedy musisz rywalizować tylko ze sobą. Co Ty na to?

Więc doszliśmy do tego, iż to są dwie różne dyscypliny. Ja do dzisiaj chciałbym mieć motywację, żeby trenować pod zawody. Nie jestem w stanie wykrzesać z siebie takiego zaangażowania w treningu, żeby zasuwać po zawodach. Zawsze byłem w czołówce i potrafię biegać gwałtownie jeszcze cały czas. Natomiast nigdy nie miałem takiej motywacji. Wyprawa to jest dla mnie coś takiego, iż ja jestem po prostu najlepszy. To wielkość wyzwania mnie motywuje, i tak jestem skonstruowany, iż będę się zawsze przygotowywał do największych challenge’ów dla mnie. I to mnie motywuje, bo pisze swoją historię. Kiedy robisz rzeczy, które są niedostępne dla innych to podkręca atmosferę. Stawiam sobie swój cel, który jest na granicy tego, co potrafię ogarnąć. I choćby nie wiem, czy to jest możliwe, bo ja nie wiedziałem, czy jest możliwe przebiegnięcie wielkiego trawersu Islandii.

A czy Ty podczas tych wypraw masz takie egzystencjalne przemyślenia? Myślisz o śmierci?

Wiesz co, muszę Ci powiedzieć, iż to niesamowicie dojrzałe pytanie. Gdybyś mnie zapytała: „Przemek, jakie pytanie chciałbyś najbardziej usłyszeć?”, odpowiedziałbym właśnie, iż takie – o refleksję nad śmiercią. Naprawdę dziękuję Ci za to pytanie. Pokazuje ono, iż rozmowa z Tobą jest czymś poważnym, intelektualnie wartościowym i głębokim, a to dla mnie ogromnie ważne.

Moja motywacja, ta najbardziej pierwotna i zarazem duchowa, mocno wiąże się z myśleniem o śmierci. To dwa aspekty. Z jednej strony bardzo atawistyczne, zwierzęce poczucie przemijania, które wydaje mi się naturalne dla wszystkich człowieka, a może choćby dla wszystkich żywego stworzenia. Z drugiej strony to duchowe zrozumienie końca jako czegoś nieuniknionego.

Świadomość śmierci od dziecka była dla mnie jednym z największych motorów napędowych do działania i do intensywnego życia. Często o tym mówię, publicznie i prywatnie. Uważam, iż jednym z nieszczęść współczesnego świata jest to, iż śmierć została wyrzucona poza margines naszego codziennego myślenia. Odsuwamy ją, jakby nas nie dotyczyła.

Tymczasem właśnie świadomość, iż każda podróż, ta dosłowna i ta życiowa, ma swój koniec, powinna mobilizować nas do działania tu i teraz. Myślenie o śmierci nie jest dla mnie źródłem lęku, ale przypomnieniem, iż życie jest cenne i niepowtarzalne.

Moje rozważania o śmierci są też głęboko związane z pragnieniem unikania pozorności życia. Nie chcę kiedyś dojść do przerażającej konkluzji, iż całe życie coś tworzyłem, mądrzyłem się, dawałem rady, a tak naprawdę nigdy nie odważyłem się prawdziwie żyć.

Piękne w życiu jest to, iż przede wszystkim… nie wiemy. Brutalnie piękne jest to, iż nie mamy pojęcia, kiedy ten bieg się skończy. A skoro jesteśmy z domeny biegania, często traktuję życie właśnie jak taki bieg – piękny, fascynujący, nieprzewidywalny. Nie wiem, kiedy nadejdzie meta, nie wiem dokładnie, jak rozłożyć siły, ale biegnę. I staram się rozkładać te siły tak, by mieć energię na kolejne kilometry.

Dziś, zbliżając się do pięćdziesiątki, czuję się świetnie. W moim życiowym biegu nie popełniłem żadnych większych błędów, niczego nie przegapiłem i co najważniejsze… przez cały czas chce mi się biec. Mam w sobie ten głód życia. Widzę, iż wielu moich dalszych znajomych już dawno w siebie nie wierzy. Smutne jest to, iż są ludzie, którzy już po trzydziestce tracą wiarę w rozwój, w to, iż jeszcze mogą coś osiągnąć, coś zmienić.

Ja natomiast czuję, iż biegnę dalej, z siłą i z radością. Kiedy ktoś mówi mi: „Tobie się ciągle chce!”, to odpowiadam: „Tak, bardzo mi się chce!”. przez cały czas trenuję, podejmuję nowe wyzwania, tworzę, działam, bo cały czas mam apetyt na życie.

W rozmowie z Przemysławem Szaparem pasja, duchowość i wewnętrzna siła splatają się z codziennością, pokorą i zachwytem nad samym procesem życia. Jego filozofia nie potrzebuje braw ani reflektorów, bo wystarcza cisza, samotność i droga, która nigdy nie jest tylko fizyczna. Jednak właśnie ta droga, dosłowna i pełna wyzwań, staje się także polem największych prób. Jedną z nich była wyprawa na Islandię. Wyprawa surowa, przełomowa, niebezpieczna i głęboko transformująca. O niej już w kolejnej części.

Idź do oryginalnego materiału