- To taki "casino tenis" - stwierdziła w pewnym momencie komentująca środowy mecz Igi Świątek Joanna Sakowicz-Kostecka. Ekspertka Canal+ w ten sposób określiła nieprzewidywalny styl gry Sorany Cirstei. To Polka jednak zgarnęła pełną pulę, choć w pewnym momencie Rumunka mocno się jej stawiała i wykorzystywała momenty słabości 24-latki. Potwierdzając, iż 138. miejsce w światowym rankingu nie oddaje jej umiejętności.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek przeszła do historii Wimbledonu! "Gwiazda na skalę wszechświata"
- Przygniatająca statystyka - stwierdził po czwartym gemie partnerujący Sakowicz-Kosteckiej za mikrofonem Żelisław Żyżyński.
Prowadząca wtedy 3:1 Świątek w rubryce uderzeń wygrywających miała ósemkę, a Cirstea 0. Po pierwszym secie statystyka ta wynosiła 16-4, a na koniec meczu 24-9.
Nieraz w pierwszych fazach obu setów, gdy przewaga faworytki była bardzo duża, to dłużej milczeli. Ale też nie było wtedy co komentować, bo wielka różnica w sile uderzenia była mocno dostrzegalna. Zwłaszcza wtedy, gdy dobrze ustawiona Polka robiła użytek z bardzo dużej rotacji, którą sprawia mnóstwo problemów rywalkom.
- Cirstea może sobie pomyśleć "Poza zasięgiem", "To było za dobre" - opowiadał wtedy Żyżyński.
Ale w drugim secie zastanawiał się z podziwem, jak długo 35-letnia Rumunka wytrzyma trudy spotkania ze słynącą z dużej intensywności gry Polką. Jej obecna pozycja na światowej liście to w dużym stopniu efekt m.in. przymusowej przerwy, którą zaliczyła w drugiej połowie ubiegłego roku. Po Wimbledonie - będąc 31. rakietą świata - poddała się operacji stopy i do gry wróciła dopiero w styczniu. Lepsze wyniki w tym sezonie notowała głównie w mniejszych turniejach ze słabszą obsadą i odkąd na początku marca wypadła z Top100 listy WTA, to wciąż do niej nie wróciła.
Można było się spodziewać, iż Cirstea szybciej opadnie w środę z sił. W końcu miała za sobą już trzy trzysetowe pojedynki w Cincinnati, gdzie warunki pogodowe do gry są bardzo trudne. Polka z kolei zaoszczędziła sporo energii, bo na cztery rundy zagrała tylko dwa mecze - na otwarcie miała tzw. wolny los, a w trzeciej rundzie walkowerem spotkanie oddała Ukrainka Marta Kostiuk.
Rumunka na pierwszego winnera musiała czekać aż do siódmego gema. A po zdobyciu punktu w drugim gemie cieszyła się tak, jakby co najmniej zaliczyła przełamanie. Momentami pomagała sobie serwisem, ale w drugim secie przede wszystkim korzystała z kolejnego małego kryzysu Polki. Kolejnego, bo takowy zdobywczyni sześciu tytułów wielkoszlemowych zaliczyła także w drugiej rundzie przeciwko Rosjance Anastazji Potapowej (6:1, 6:4).
Tym, co przede wszystkim można było zapamiętać u Cirstei po tym meczu, to jej emocjonalne reakcje w pierwszym secie dotyczące systemu wideoweryfikacji.
- Czy to w ogóle działa? - pytała wymownie Rumunka, podchodząc po raz pierwszy do sędzi prowadzącej mecz.
Wówczas komentatorzy z pełną powagą przypomnieli, iż inne tenisistki w ostatnich tygodniach nieraz miały wątpliwości co do skuteczności słynnego "Sokolego Oka" na kortach. Potem zwracali uwagę, iż Świątek czasem również wydaje się mieć wątpliwości w tym aspekcie. Sami jednak zareagowali śmiechem w dziewiątym gemie, gdy Cirstea pokazywała rękami, jak wielki jej zdaniem był aut rywalki przy ostatniej piłce, choć system nie wywołał błędu. I długo trwała przy swoim i nie przekonywał jej do końca choćby obraz pokazujący, iż Polka trafiła w linię.
- To już przesadza. Ale to samo było wczoraj w meczu Magdy Linette. Teraz też Sorana wydaje się zszokowana. Przy całej mojej sympatii do niej, to od zawsze miała takie skłonności do interpretowania śladów inaczej niż reszta - podsumowała rozbawiona Sakowicz-Kostecka.
Świątek wygrała wszystkie pięć dotychczasowych pojedynków z doświadczoną Rumunką. O trzeci z rzędu awans do półfinału w Cincinnati zagra ze zwyciężczynią meczu między dwoma Rosjankami - Jekatieriną Aleksandrowa lub Anna Kalinska.