Rywalka Świątek brutalnie zweryfikowana. Tak wykorzystała swoje przywileje

3 godzin temu
Zdjęcie: Fot. REUTERS/Edgar Su


Emma Raducanu startuje w wielkich turniejach tylko wtedy, gdy dostanie od organizatorów dziką kartę. jeżeli musi startować w eliminacjach - rezygnuje. Wyniki Brytyjki brutalnie weryfikują tę ideę. "To tak, jakby występ w eliminacjach miałby splamić jej honor" - mówi Joanna Sakowicz-Kostecka. Jak długo 22-latka będzie dyskontować dawny sukces wielkoszlemowy?
Emma Raducanu wciąż nie może nawiązać do największego sukcesu w swojej dotychczasowej karierze. We wrześniu 2021 zapisała się w historii tenisa, gdy startując z eliminacji wygrała wielkoszlemowy turnieju US Open. Wróżono jej wielką karierę, ale mijają kolejne sezony, a 22-letnia tenisistka nie gra na miarę talentu.


REKLAMA


Zobacz wideo Konflikt Igi świątek z Danielle Collins? Wesołowicz: To jednostronny beef


Brytyjka w ostatnich dniach odpadła w pierwszej rundzie zarówno turnieju WTA 1000 w Dosze, jak i WTA 500 w Abu Zabi. W obu imprezach startowała z tzw. dziką kartą. Władze największych turniejów przyznają byłym mistrzyniom Wielkiego Szlema czy innym utytułowanym tenisistkom taki przywilej, jeżeli przeżywają akurat gorszy okres, są niżej w rankingu i nie łapią się do głównej drabinki bez eliminacji.
Raducanu a "dzikie karty"
Jak policzyliśmy, od US Open 2021 Emma Raducanu zagrała w 43 turniejach, ale aż w 12 dzięki dzikiej karcie. Zaczęła otrzymywać to uprawnienie po tym, jak pauzowała od kwietnia 2023 do stycznia 2024 r. z powodu kontuzji. Brytyjka miała w ostatnich latach sporo kłopotów zdrowotnych, kilkukrotnie poddawała mecze kreczując.
Czytaj także: Będzie polski mecz w Dosze
Jednocześnie od wygranej w Nowym Jorku pracowała z siedmioma trenerami, podpisała wiele kontraktów sponsorskich z największymi markami. Eksperci zwracali uwagę, iż tenis zszedł w jej życiu na drugi plan. Ale to nie przeszkadzało organizatorom turniejów przyznawać jej kolejne dzikie karty.


Raducanu w zeszłym roku wystąpiła z dziką kartą w Auckland, Abu Zabi, Dosze, Indian Wells, Stuttgarcie, Madrycie, Nottingham, Eastbourne, Wimbledonie, Waszyngtonie, a w tym sezonie w dwóch wspomnianych imprezach na Bliskim Wschodzie.
Jak wypadła? Raz doszła do półfinału (WTA 250 w Nottingham), trzykrotnie do ćwierćfinału (WTA 500 w Stuttgarcie, WTA 250 w Eastbourne oraz WTA 500 w Waszyngtonie) oraz do czwartej rundy Wimbledonu. Znamienne, iż większość tych sukcesów odniosła na trawie w swojej ojczyźnie.
Jednocześnie aż czterokrotnie odpadała w pierwszej rundzie (także w Dosze 2024 oraz w Madrycie 2024). Łącznie w tej roli może pochwalić się bilansem 16 zwycięstw i 12 porażek.
Tych spotkań mogłoby być jeszcze więcej, bo Raducanu otrzymała podobny przywilej od organizatorów zeszłorocznych igrzysk w Paryżu, ale podziękowała. Dlaczego? Wolała startować w tym samym czasie w USA na kortach twardych, a nie na paryskiej mączce.


Bencić poszła inną drogą
Jednocześnie Brytyjka nie otrzymała w ubiegłym roku dzikiej karty od władz Roland Garros i 24 godziny przed startem eliminacji wycofała się z rywalizacji. Tłumaczyła, iż woli skupić się na rywalizacji na kortach trawiastych, co ostatecznie jej posłużyło. Wrażenie powstało jednak takie, jakby obraziła się na Francuzów, iż musi startować w kwalifikacjach.


Emma Raducanu odpadła z trwającego turnieju w Dosze po przegranej z Rosjanką Jekateriną Aleksandrową. Komentująca to spotkanie w Canal+ Sport Joanna Sakowicz-Kostecka przyznała w czasie transmisji: "Myślę, iż mistrzostwo wielkoszlemowe to nie jest dożywotnia przepustka do niezliczonych dzikich kart, jakie Brytyjka otrzymuje. Tak, jakby występ w eliminacjach miałby splamić jej honor".
I dodała: "Coś o tym wie Belinda Bencić. Właśnie odniosła swój pierwszy triumf po powrocie z urlopu macierzyńskiego, a swój ranking od zera budowała w mniejszych imprezach. W pierwszym turnieju rangi ITF w październiku 2024 odpadła w drugiej rundzie i korona z głowy jej nie spadła".
Bencić w kwietniu zeszłego roku urodziła dziecko, pod koniec października wróciła do gry, a kilka dni temu wygrała turnieju WTA 500 w Abu Zabi. Wybrała zupełnie inną drogę odbudowy formy i pozycji w rankingu niż Raducanu. Szwajcarka grała po powrocie najpierw w mniejszych turniejach ITF czy WTA 125.


Brytyjka występuje zaś praktycznie wyłącznie w zawodach WTA 250 lub wyżej - albo łapie się do nich na podstawie miejsca w zestawieniu kobiecego tenisa, albo na podstawie dzikich kart. Jak długo będzie otrzymywać podobne przywileje?
"Emma Raducanu zaliczyła właśnie najdłuższą serię porażek w całej swojej karierze (cztery - red.), co wywołało ożywioną dyskusję na temat tego, dlaczego ciągle otrzymuje dzikie karty" - czytamy w brytyjskim "Metro". Raducanu jest dziś 60. w rankingu WTA. Jej niektóre wyniki w zeszłym roku były przyzwoite, ale oczekiwania wobec byłej mistrzyni US Open pozostają przez cały czas dużo większe.
Do tego tenis czasem to sport poszczególnych spotkań, które ciągną się za zawodnikiem. Przykład? Raducanu wypadła nieźle w ostatnim Australian Open, ale przegrała w trzeciej rundzie z Igą Świątek 1:6, 0:6 i ta wysoka przegrana przykryła poprzednie dwa udane mecze. W starciu z Polką Brytyjka była kompletnie bezradna.
Jak to wygląda w tenisie?
Są różne szkoły dotyczące przyznawania podobnych przywilejów. Większość organizatorów imprez tenisowych decyduje się zapraszać wielkie nazwiska, które są w potrzebie, bo wracają po kontuzjach czy przerwach spowodowanych innymi czynnikami. W ten sposób wyróżniano w ostatnich miesiącach także m.in. Karolinę Woźniacką czy Simonę Halep.


Inaczej podchodzą do tego np. Włosi. Podczas zeszłorocznego turnieju WTA 1000 w Rzymie przyznali dzikie karty jedynie reprezentantkom swojego kraju. Niektórzy zaś takie prawo startu w turnieju dla niżej sklasyfikowanych zawodniczek rezerwują młodszym tenisistkom, które są na początku kariery.


pozostało osobna historia dotycząca imprez Wielkiego Szlema. Mamy czterech organizatorów: Australian Open, Roland Garros, Wimbledonu i US Open. Otwarcie komunikują, iż wymieniają się dzikimi kartami. Np. do zeszłorocznej imprezy w Melbourne takie uprawnienie otrzymała Francuzka Alize Cornet, a do paryskiej Australijka Ajla Tomljanović. Przy nazwisku tej ostatniej na stronie Roland Garros czytamy: "Karta przyznana na mocy umowy między Francuską Federacją Tenisową a Australijską".
Idź do oryginalnego materiału