Rosjanka nie wytrzymała. Reakcja Świątek mówi wszystko

4 godzin temu
Iga Świątek pokonała Polinę Kudermietową 7:5, 6:1 w pierwszej rundzie Wimbledonu. To był mecz-pułapka dla naszej tenisistki - groziło jej, iż pójdzie śladem licznych faworytów tegorocznego turnieju w Londynie. Udowodniła jednak, iż zaszła u niej zmiana, która niedawno pozwoliła zajść daleko w Paryżu i Bad Homburg.
Na papierze starcie byłej liderki, pięciokrotnej mistrzyni wielkoszlemowej z 64. tenisistką świata nie powinno przynieść większych emocji, ale Iga Świątek zwłaszcza w pierwszej partii musiała się sporo natrudzić, by pokonać Polinę Kudermietową. Rosjanka wyszła na kort zupełnie bez kompleksów, grała swój najlepszy tenis i długo dotrzymywała kroku faworytce.


REKLAMA


Zobacz wideo Wimbledon porwał Polaków! Tak bawią się nasi kibice


Na pewno jest trudno, gdy nie znasz dobrze gry swojej przeciwniczki. Miała bardzo płaskie uderzenie, więc trudno jest przewidzieć, gdzie zagra piłkę - przyznała po meczu Świątek. Kudermietowa grała bardzo agresywnie, a jednocześnie wszystko trafiała. Popisywała się znakomitym serwisem, jeden z gemów przy własnym podaniu wygrała po 60 sekundach. To mogło zrobić wrażenie choćby na Idze Świątek.
Chciała powtórzyć wyczyn Putincewej
Dodatkowo Rosjanka chciała skopiować wyczyn Julii Putincewej, która rok temu niespodziewanie wyeliminowała Polkę w trzeciej rundzie Wimbledonu. Reprezentantka Kazachstanu rozregulowała wówczas grę naszej tenisistki m.in. dzięki skrótów. Zaskakiwała nie raz tym uderzeniem. We wtorek Polina Kudermietowa też posyłała dropszoty, zdobywając kilka efektownych punktów. Świątek do nich nie dobiegała albo nie potrafiła dobrze odpowiedzieć. Do stanu 5:5 Rosjanka miała prawo wierzyć, iż nie stoi na straconej pozycji, po drodze doczekała się choćby jednego break pointa, którego zmarnowała.


Dlaczego to więc Iga Świątek okazała się lepsza w końcówce pierwszej partii, a potem już wyraźnie w drugim secie? Była numer jeden zagrała najlepiej wtedy, gdy było to najbardziej potrzebne. Wykorzystała jedyną szansę na przełamanie, a zarazem piłkę setową, a chwilę później poszła za ciosem i „odjechała" przeciwniczce, była już nie do zatrzymania. - Z gema na gem czułam się coraz lepiej - dodała. Rosjanka z kolei przyciśnięta zaczęła się gubić, a gdy przegrywała, zeszło z niej już powietrze.
Czytaj także: Arabowie obsypią Bułkę złotem!


Świątek zachowała wielki spokój, znów pokazała inne nastawienie do gry niż to, jakie prezentowała niekiedy wiosną. Wówczas potrafiła częściej irytować się po własnych błędach, co opowiadała w rozmowie ze Sport.pl: "Faktycznie na tych turniejach przed Rolandem Garrosem byłam zdecydowanie zbyt surowa w stosunku do siebie. To nie pomagało mi w zachowaniu jasności umysłu, żeby rozwiązać problemy na korcie, gdy tego najbardziej potrzebowałam."
W Paryżu widzieliśmy inną wersję Igi Świątek, potem w poprzednim tygodniu w Bad Homburg, może z wyjątkiem finału, gdy rywalizowała z Jessicą Pegulą. Emocje można było jednak zrozumieć, bo pierwszy raz od ponad roku dotarła do meczu finałowego i bardzo jej zależało na końcowym sukcesie, może aż za bardzo.
To nie był łatwy mecz, a faworyci nie dają rady
W ostatnich tygodniach obserwujemy przede wszystkim waleczną Świątek, która akceptuje swoje pomyłki, lepsze okresy gry rywalki, czeka cierpliwie na moment, gdy będzie mogła zdobyć przewagę albo odrobić stratę. Cierpliwość pozwala budować kolejne akcje, punkty, gemy. To cenne, tym bardziej iż wtorkowy pojedynek z Kudermietową był jak mecz-pułapka.
Polka występowała w roli faworytki, zwłaszcza po niedawnym pierwszym finale na trawie w Niemczech. Większa presja spoczywała na niej, a Rosjanka grała naprawdę bardzo dobrze. Nikt od niej nie oczekiwał zwycięstwa, luźne podejście mogło jej pomagać. Nie raz w takich sytuacjach faworyzowany zawodnik nie daje rady, o czym najlepiej przekonaliśmy się w ciągu niecałych 48 godzin. W pierwszych dwóch dniach tegorocznego Wimbledonu obserwujemy rzeź faworytów - odpadli m.in. mistrzyni olimpijska Qinwen Zheng, mistrz z Halle Alexander Bublik, trzecia rakieta świata i triumfatorka w Bad Homburg Jessica Pegula, zwyciężczyni imprezy w Queens Club Tatiana Maria, Marta Kostiuk, Danił Miedwiediew czy Lorenzo Musetti, który rok temu w Londynie był w półfinale.


Iga Świątek przyzwyczaiła nas, iż nie zalicza takich wpadek - Wimbledon 2025 to jej 26. dorosły turniej wielkoszlemowy. Tylko raz pożegnała się po pierwszym spotkaniu, a miało to miejsce na londyńskiej trawie w 2019 roku. Wtedy jednak zaliczała dopiero pierwsze miesiące wśród seniorek. Jako liderka rankingu czy czołowa tenisistka świata nie schodzi poniżej trzeciej rundy Wielkiego Szlema, co jak pokazują wyniki innych, nie jest wcale taką oczywistością. Podobną stabilizację u Polki warto docenić.
We wtorek po 70 minutach Iga Świątek mogła cieszyć się z awansu do drugiej rundy Wimbledonu, w której zmierzy się z Amerykanką Catherine McNally. To jej dobra znajoma z czasów juniorskich, siedem lat temu wygrały razem w deblu Roland Garros. Od tego czasu nasza tenisistka znacznie rozwinęła się, McNally nie poszła jej śladem. Najbliższe spotkanie rozegrają w czwartek.
Idź do oryginalnego materiału