Olga Miedwiediewa to była reprezentantka Rosji w piłce manualnej, która w barwach norweskiego klubu Larvik HK sięgnęła po dwa mistrzostwa i jeden Puchar Norwegii. Do tego wraz z tym samym klubem wygrała Puchar Europejski EHF, a więc trzecie po Lidze Mistrzów i Lidze Europejskiej, w hierarchii, europejskie klubowe rozgrywki piłki manualnej.
REKLAMA
Zobacz wideo Legia wciąż bez dyrektora sportowego. Żelazny: W tym klubie nic nie ma rąk i nóg
Rosjanka opowiedziała o życiu w Norwegii. "Jak grom z jasnego nieba"
Po zakończonej karierze Miedwiediewa wraz z mężem Aleksiejem pozostali w Norwegii. Para doczekała się trzech córek: 13-letniej Aleksandry, 8-letniej Wiktorii i 5-letniej Weroniki. Miedwiediewowie pracowali, a ich dwie najstarsze córki chodziły do norweskiej szkoły. Przed rokiem jednak cała rodzina wróciła do Rosji. Dla byłej szczypiornistki był to powrót do ojczyzny po 18 latach. Dlaczego do tego doszło?
- Nie było żadnych problemów. [...] I nagle, jak grom z jasnego nieba, policja zadzwoniła do mnie do pracy: "Proszę natychmiast przyjechać na posterunek". Jako przestrzegający prawa obywatele, mój mąż i ja przybyliśmy natychmiast. I tam nam powiedziano, iż nasze dwie starsze córki również przebywają na policji i są przesłuchiwane - mówiła Miedwiediewa cytowana przez portal sports.ru.
Tłumaczyła, iż policja pokazała jej i mężowi nagrania z rozmów funkcjonariuszy z córkami, po którym miały być czynione im zarzuty, iż "okropnie traktują swoje dzieci". - Karmimy ich rosyjskim jedzeniem, zmuszamy do odrabiania prac domowych, zmuszamy do oglądania rosyjskich kreskówek. Dlaczego dziewczęta urodzone w Norwegii powinny uczyć się rosyjskiego? Co dziewczynki jadły wczoraj i dziś na kolację? Serca kurczaka? Wątroba? Co to w ogóle za jedzenie? Rosyjskie kreskówki – dlaczego w ogóle warto je oglądać? - wyliczała Miedwiediewa, relacjonując spotkanie z policją.
- W Norwegii szkoły prawie nie zadają prac domowych. Standardowy czas ich wypełnienia wynosi zaledwie 10 minut. Cóż, mój mąż i ja oczywiście sami pracowaliśmy z naszymi córkami, starając się je czegoś nauczyć. Oczywiście uczyliśmy ich także rosyjskiego i bardzo chcieliśmy, żeby go nie zapomniały. Okazuje się, iż nauczanie dzieci języka rosyjskiego jest znęcaniem się nad dziećmi i przestępstwem... Oznacza to, iż jesteśmy okropnymi i nieodpowiednimi rodzicami, którzy wychowują swoje córki nieprawidłowo, karmią je nieprawidłowo i mówią do nich w niewłaściwym języku - żaliła się Rosjanka. Dodała, iż w końcu jej mężowi zabroniono się zbliżać do córek i utrzymywać z nimi jakikolwiek kontakt.
Zobacz też: Tak Iga Świątek rozbroiła "bombę". To było mistrzostwo świata
- Powiedziano nam, iż dzieci się nas boją i zabrano je do ośrodka kryzysowego. Jednakże sześć miesięcy później wszystkie zarzuty wycofano z powodu braku dowodów.... Sytuacja była niezwykle poważna, cała nasza rodzina była w szoku - dodała. Wtedy doszło do kontaktu z rosyjską ambasadą, która miała przekazać, iż "w każdej chwili dzieci mogą zostać nam odebrane i oddane innej rodzinie na wychowanie".
- A jeśli, nie daj Boże, podczas przesłuchania okaże się, iż chociaż banalne klapsy w pupę miały miejsce, to już jest pozbawienie praw rodzicielskich, nasze córki zostaną nam odebrane. Jest to normalna praktyka w Norwegii. W tej sytuacji nie mieliśmy innego wyjścia, jak tylko opuścić dom, dobrą pracę, szkołę i uciekać do Rosji. Nie ma sensu udowadniać, iż nie jesteśmy wielbłądami, a normalnymi ludźmi - podsumowała.