Już 25 kwietnia odbędzie się premiera książki Karoliny Wasielewskiej Polka gola. O kobietach w futbolu, której fragment prezentujemy poniżej. Zapraszamy na wydarzenie w Faktycznym Domu Kultury w Warszawie oraz na transmisję online na żywo.
**
W rozgrywkach piłkarskich w Polsce bierze udział dwadzieścia pięć tysięcy kobiet. Jeszcze w 2013 roku liczba piłkarek była znacznie skromniejsza – trzy tysiące. To najlepiej świadczy o tym, iż – wbrew narzekaniom, iż piłka kobieca jest mało widoczna, słabo promowana, a dla szerokiego grona odbiorców po prostu nie istnieje – na tę dyscyplinę jest swego rodzaju boom. Owszem, może rozumiany tak, jak mówił o nim w reportażu Miłosz Stępiński: jest wiele dziewczynek w zespołach juniorskich, ale poziom ekstraligi osiągają nieliczne. Jednak rosnąca liczba juniorek to przez cały czas dobra wiadomość: żeby w przyszłości osoby trenujące kluby ekstraligowe miały w kim wybierać, potrzebny jest wcześniej dość liczny narybek.
Żeby go dostarczyć, trzeba wychodzić z piłką nożną do kobiet i dziewczynek. Stereotypowo osoby komentujące, kibicujące i grające w piłkę na różnych poziomach oczekują w tej sprawie inicjatywy (i pieniędzy) PZPN-u. Zuzanna Walczak uważa, iż nie tędy droga:
– Związek może wpłynąć na medialność dyscypliny. Wszystkiego jednak nie zrobimy, zwłaszcza na gruncie lokalnym. Nie jestem zwolenniczką samego dawania klubom pieniędzy, bo PZPN nie ma później kontroli nad sposobem ich wydawania. Warto dodatkowo edukować ludzi pracujących w klubach i dawać im narzędzia, żeby nauczyli się pozyskiwać dotacje czy sponsorów.
I tak jednym z warunków uzyskania licencji już na grę w ekstralidze ma być posiadanie rzeczniczki prasowej lub rzecznika prasowego. Jako przykład dobrych praktyk Zuzanna Walczak wymienia AP Orlen Gdańsk. Uważa, iż to profesjonalizm i zaangażowanie rzeczniczki Weroniki Możejko (dziś tę funkcję sprawuje Klara Bondaruk) mogły mieć wpływ na pozyskanie znaczącego sponsora.
– Odpowiednia osoba na tym stanowisku może zwiększyć rozpoznawalność klubu, choćby nagłaśniając w mediach jego inicjatywy i przyciągając uwagę dziennikarzy do meczów i zawodniczek – przekonuje Walczak.
Widać to także na przykładzie reprezentacji. Jej była rzeczniczka Paula Duda została zatrudniona w PZPN-ie w 2014 roku. Początkowo zajmowała się marketingiem: oprawą graficzną meczów, wyglądem zaproszeń, akredytacji i tak dalej (i przez cały czas to robi). Ponieważ była jedyną kobietą w zespole, została oddelegowana na odcinek piłki kobiecej. Kiedy zaczęła poznawać dziewczyny z reprezentacji i realia ich pracy, doszła do wniosku, iż brakuje kogoś, kto pokazałby je światu: robił im zdjęcia w czasie meczów i prowadził z nimi wywiady. Miała doświadczenie fotoreporterskie, więc zapytała, czy mogłaby spróbować swoich sił w takiej roli na jednym z meczów wyjazdowych w czasach selekcjonera Wojciecha Basiuka. Dostała zielone światło od związku. Kiedy Basiuka dosłownie dwa mecze później zastąpił Miłosz Stępiński, potrzebował szybkiego przeszkolenia z piłki kobiecej. Paula, ze swoimi kontaktami i obyciem w środowisku, była jedną z osób, które udzieliły mu wsparcia. A ponieważ nowemu trenerowi zależało także na nowoczesnej promocji kadry kobiecej w mediach, niedługo Duda otrzymała oficjalnie stanowisko rzeczniczki. Jej rola nie ogranicza się jednak do klasycznych obowiązków związanych z tą funkcją: nie tylko wypowiada się dla mediów, ale także robi zdjęcia w czasie meczów, przeprowadza i publikuje rozmowy z piłkarkami na stronie PZPN-u Łączy Nas Piłka Kobieca. Rozpoznawalność naszych najbardziej zasłużonych reprezentantek i to, iż o ich sukcesach informuje coraz więcej nie tylko branżowych, ale także mainstreamowych mediów, to w dużej mierze zasługa Pauli.
Ale jedną sprawną rzeczniczką ani choćby działem rozwoju piłki kobiecej w PZPN-ie całej potrzebnej roboty promocyjnej się nie zrobi. Piłkarki także powinny wziąć na siebie rolę ambasadorek swojej dyscypliny, o czym Zuzanna Walczak wspominała w tej książce nieco wcześniej (w rozdziale o Ninie Patalon: „[…] powinny nauczyć się choćby prowadzić swoje profile w mediach społecznościowych tak, żeby wzbudzić zainteresowanie zarówno kibicek i kibiców, jak i firm gotowych płacić im za reklamę swojego sprzętu sportowego albo odżywek. Część zawodniczek tak robi i nie muszą one dorabiać sobie jako trenerki na siłowniach, mogą skupić się w stu procentach na piłce”). Paula Duda zwraca uwagę, iż dużo dobrego mogliby zrobić także piłkarze, gdyby mówili, iż oglądają piłkę kobiecą i kibicują dziewczynom w czasie ważnych meczów. Tym bardziej iż już działa to w drugą stronę. Najczęściej jednak do tego typu gestów udaje się przekonać tylko zawodników, którzy z futbolem kobiecym są związani rodzinnie: Paula namówiła do takiej współpracy Kamila Grosickiego, którego siostra Kornelia gra w barwach Czarnych Sosnowiec, i Łukasza Fabiańskiego, którego kuzynka Ada Przeworska była bramkarką MUKS-u Gorzów Wielkopolski.
Nieco więcej polscy piłkarze zrobili dla swoich koleżanek po fachu w marcu 2023 roku, gdy na rozgrzewkę przed meczem z Albanią wyszli w koszulkach z nazwiskami reprezentantek. Chcieli w ten sposób wesprzeć kandydaturę Polski do organizacji kobiecego Euro 2025 (ostatecznie gospodarzem turnieju, jak pisałam wcześniej, będzie Szwajcaria). Lewandowski wystąpił z nazwiskiem Ewy Pajor na plecach, a na strojach bramkarzy Wojciecha Szczęsnego, Łukasza Skorupskiego i Bartłomieja Drągowskiego widniały nazwiska golkiperek Kingi Szemik, Karoliny Klabis oraz Natalii Radkiewicz. To był miły i nośny gest, może właśnie dlatego, iż jednak w męskiej reprezentacji rzadki. Choć wzorce z Rosji trudno w dzisiejszych czasach chwalić, wydaje się, iż na tym tle dobrą robotę robi Zenit Sankt Petersburg: jego polska zawodniczka Gabriela Grzywińska zdradziła mi, iż zawodnicy męskiej drużyny są obecni, choć oczywiście nie w pełnym składzie, na każdym ważniejszym meczu swoich klubowych koleżanek. Normą jest, iż po takim spotkaniu gratulują im i wręczają kwiaty na boisku. Grzywińska nie umiała mi jednak powiedzieć, czy to inicjatywa własna piłkarzy, czy narzucona im polityka władz klubu.
W swojej publikacji poświęconej strategii na nadchodzące lata PZPN zobowiązuje się do podwojenia w tym okresie liczby zawodniczek, trenerek i sędzi oraz zwiększenia dostępności szkółek piłkarskich i klubów, gdzie następczynie Ewy Pajor i Pauliny Dudek będą mogły stawiać pierwsze kroki na boisku. Jeden z pomysłów to internetowa mapa takich miejsc, bo przez cały czas zdarza się, iż kandydatki na piłkarki po prostu nie wiedzą o kobiecym klubie działającym dosłownie po sąsiedzku. I bywa, iż chodzi o klub z sukcesami, jak choćby Górnik, którego plakatów – w dniu meczowym! – nie znalazła w Łęcznej szczypiornistka Ola Rosiak.
Słuchaj podcastu „Wychowanie płci żeńskiej”:
Według Krisa Górniaka z klubu AKS Zły wytłumaczenie, iż brak odpowiedniej promocji kobiecej piłki to pokłosie braku pieniędzy w klubach, jest trochę zbyt proste, a na pewno zbyt łatwo usprawiedliwia siedzenie z założonymi rękami i czekanie, aż „wydarzy się samo”. Górniak poniekąd zgadza się z wieloma piłkarkami, iż duży międzynarodowy sukces przyciągnąłby do damskiego futbolu kibicki i kibiców, a w dalszej kolejności sponsorów. Uważa jednak, iż już mamy na czym tę promocję budować, tylko z jakiegoś powodu nie wykorzystujemy nadarzających się okazji:
– Skoro Ewa Pajor zostaje królową strzelczyń Bundesligi, to dlaczego nie ma jej choćby wśród nominowanych do tytułu sportowca roku? Przecież, biorąc pod uwagę poziom piłki nożnej w naszym kraju, to jest sukces nie z tej ziemi. Kobiecy futbol to najszybciej rozwijająca się dyscyplina świata, w dodatku coraz bardziej modna, na meczach padają rekordy frekwencji, a my w Polsce ciągle zachowujemy się tak, jakbyśmy tego po pierwsze nie widzieli, po drugie nie mieli się czym pochwalić.
Dlatego Górniak docenia, iż PZPN stworzył strategię rozwoju piłki kobiecej, ale uważa, iż to nieco spóźniony ruch. Jego zdaniem chwalony za prokobiecą postawę były prezes Zbigniew Boniek mógł zrobić zdecydowanie więcej w sensie marketingowym. Ale problem tak naprawdę nie zaczyna się od piłkarskiej centrali ani na niej nie kończy, bo zmiany wymaga cały system.
Klub AKS Zły pokazuje dobry kierunek, choć prochu nie wynalazł. Działa według modelu popularnego w Niemczech, czyli opierając się na społeczności. Kibice i działacze zapisują się do klubu i płacą składki, co daje im prawo głosu na zebraniach. Nie dziwi, iż to działa na małą skalę, ale prawda jest taka, iż na tych samych zasadach funkcjonuje Bayern Monachium: pięćdziesiąt jeden procent jego akcji posiadają kibice i członkowie klubu, po dwadzieścia procent – sponsorzy Audi oraz Adidas, a osiem procent to obrót giełdowy. Dzięki temu kibice mają w klubie najwięcej do powiedzenia, a więc bardziej identyfikują się z zespołem, są skłonni popularyzować jego sukcesy i informacje o meczach w mediach społecznościowych, wieszać plakaty, czy wreszcie interweniować w przypadku, gdy coś budzi ich sprzeciw. Sposób kibicowania Złemu i oprawa jego meczów to nie jest wymysł jego kierownictwa, tylko element stylu życia ludzi, którzy wspierają go na trybunach.
To samo, choć w innym stylu, robi Diamonds Academy. Tu najbardziej zagorzałymi kibicami dziewczyn są ich rodzice, więc nie dziwi, iż są zaangażowani emocjonalnie w życie akademii. To oni jako pierwsi powiadomili media o niesprawiedliwej różnicy w wysokości nagród dla mistrzyń i mistrzów Polski U-15. Jako nieformalni kierownicy drużyn mogą pośredniczyć i mediować w sprawach łączących zawodniczki, resztę rodziców, sztab trenerski i kierownictwo szkółki. Nic dziwnego, iż tak AKS Zły, jak i Diamonds Academy radzą sobie świetnie właśnie na gruncie promocji piłki kobiecej. Jest o nich głośno, bo oferują coś więcej niż tylko futbol. Dają poczucie wspólnoty. Zbliżają futbol do ludzi. Tak, skupione wokół nich społeczności dokładają do interesu. Dzięki temu jednak czują się częścią takiego piłkarskiego projektu w znacznie większym stopniu niż kibice drużyn finansowanych hojnie przez wielkie korporacje lub arabskich szejków.