Rewolucja w klubie Ekstraklasy. "7 mln euro to bardzo, bardzo dużo"

2 godzin temu
Dariusz Adamczuk, pełnomocnik zarządu ds. sportu w Widzewie Łódź zdradził główny powód rozstania z dyrektorem sportowym Mindaugasem Nikoliciusem oraz dyrektorem ds. rekrutacji Igorem Cerinem. - Mimo wszystko wydanie 7 mln euro na polskie warunki to bardzo, bardzo duża kwota - tłumaczy. I wyjaśnił również, jaką rolę pełni w klubie właściciel Robert Dobrzycki.
"Widzew to oczywiście jeden z najbardziej utytułowanych klubów w Polsce, który jeszcze w latach 90. miał status krajowej potęgi. Gdy w 2025 roku jego właścicielem został Robert Dobrzycki, którego majątek przekracza miliard złotych, łódzcy kibice na pewno liczyli, iż dobre czasy wracają" - pisał ostatnio Kacper Marciniak ze Sport.pl. Fani są jednak kompletnie rozczarowani, gdyż po 15. kolejkach ligowych Widzew zajmuje 12. miejsce w tabeli i bliżej mu jest do strefy spadkowej aniżeli miejsc gwarantujących grę w europejskich pucharach w kolejnym sezonie.

REKLAMA







Zobacz wideo Aluron CMC Warta Zawiercie zwycięska w hicie z BOGDANKĄ LUK Lublin. Bartłomiej Bołądź wybrany MVP



Dariusz Adamczuk wyznał. Oto jak wygląda sytuacja w Widzewie
Parę dni temu Widzew, po rozstaniu z dwoma trenerami - Żeljko Sopiciem oraz Patrykiem Czubakiem, postanowił pożegnać się z dyrektorem sportowym Mindaugasem Nikoliciusem oraz dyrektorem ds. rekrutacji Igorem Cerinem. "Mamy pierwsze spostrzeżenia, oceny i wnioski. Chcę, by w Dziale Sportowym obowiązywał model pracy proponowany przeze mnie" - przekazał w oficjalnym komunikacie Dariusz Adamczuk, pełnomocnik zarządu ds. sportu.
Teraz wyznał, iż jednym z powodów rozstania były nietrafione transfery. - Sam byłem dyrektorem sportowym i wiem, iż transfery zawsze potrzebują czasu. Na końcu to zawsze trener pracuje z zawodnikami. To też nie pomaga, iż mieliśmy ich już trzech w ciągu piętnastu kolejek, ale mimo wszystko wydanie 7 mln euro na polskie warunki to bardzo, bardzo duża kwota - tłumaczy w rozmowie z Interią.


- Mieliśmy troszkę inną wizję budowania drużyny, ale to zostawiam między nami. To nie była prosta decyzja, bo gdy sam zostałem zwolniony z Pogoni Szczecin, to też nie były łatwe momenty dla mnie, ale na końcu te decyzje trzeba było podjąć. Niko i Igorowi dziękuję za ich pracę - kontynuował. Jak się okazuje, właściciel Widzewa Robert Dobrzycki nie mieszał się w decyzję.
- Tak naprawdę to nie Robert zwalniał i zatrudniał trenerów, nie on zwalniał Niko. Nie chcę mówić, iż daje nam pełną dowolność, ale dość duże zaufanie już tak. Takie zaufanie miał też Niko. Na końcu właściciel oczekuje efektów - przyznał. - On (Dobrzycki - red.) ma co robić, ma potężną firmę, a w Widzewie ludzi od tego, by wszystko "hulało". Daje na to pieniądze oraz zaufanie. (...) Chcę to jasno powiedzieć, iż Robert nie jest zaangażowany w zmiany w Widzewie Łódź - dodał.



Okazuje się jednak, iż obecne miejsce Widzewa to spore rozczarowanie dla Dobrzyckiego. - Minione okienko było rekordowym w historii polskiej piłki i - jakby to powiedzieć - na te pieniądze, które zostały wydane, właściciel liczył na ciut wyższą pozycję w tabeli. Jest trochę, jak powiedziałeś, iż nie mamy złych zawodników. Ale nie mamy drużyny. To trzeba zdecydowanie poprawić - podsumował Adamczuk.
Idź do oryginalnego materiału