STRZELECTWO SPORTOWE. 28 lat temu zapisała się w historii polskiego sportu. Z powodzeniem rywalizowała na strzelnicy, jednocześnie czując tęsknotę za malutką córeczką Natalią. Renata Mauer-Różańska wywalczyła pamiętny złoty medal w Igrzyskach Olimpijskich w Atlancie w 1996 roku. Jak dziś wspomina tamtą szczególną w swojej karierze imprezę, czego spodziewa się po obecnej reprezentacji, która wystartuje w igrzyskach w Paryżu?
Renata Mauer w czasie jednej z wystaw w Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie. Zdjęcia archiwum prywatne.
Renata Mauer-Różańska wywalczyła złoty medal w konkurencji karabin pneumatyczny, dokonała tego 20 lipca 1996 roku, pierwszego dnia Igrzysk Olimpijskich w Atlancie w USA. Kilkanaście godzin później na najwyższym stopniu podium stawali przedstawiciele sportów walki - judoka Paweł Nastula oraz zapaśnicy: Ryszard Wolny i Andrzej Wroński. W sumie nasi reprezentanci na tamtej imprezie wywalczyli siedemnaście krążków - siedem złotych, pięć srebrnych i tyle samo brązowych. W XXI wieku, do tej pory, nie osiągnęliśmy lepszego rezultatu.
Niebawem minie 28 lat od zdobycia złotego medalu w Atlancie. Co najbardziej zapamiętała pani z tamtej imprezy, w ogóle z pierwszego dnia igrzysk w USA?
Renata Mauer-Różańska: - Wygrałam różnicą 0,2 punktu z Niemką Petrą Horneber. Po dziewiątym strzale rywalka prowadziła, ale w ostatniej próbie uzyskała tylko 8,8 punktu, natomiast ja 10,7. Zajęła ostatecznie drugie miejsce, ja zdobyłam złoty medal! Nie wytrzymała do końca psychicznie tej rywalizacji, możliwe, iż już czuła się zwyciężczynią. W każdym sporcie, także w strzelectwie koncentracja uwagi jest bardzo ważna. Nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć, ciężko też rozładować emocje, gdyż jest to sport statyczny. Wprawdzie tego nie widać na zewnątrz, ale w środku wszystko się w nas kumuluje.
To tylko pokazuje, jak niewielkie różnice dzielą często najlepszych, zwycięzców od największych przegranych.
- W Atlancie, w finale męskiej konkurencji pistoletu pneumatycznego zdarzyła się jeszcze bardziej niewiarygodna historia. Chińczyk Yifu Wang prowadził po dziewięciu strzałach różnicą ponad czterech punktów nad następnym zawodnikiem. W ostatnim trafił "piątkę" i po chwili... zemdlał na swoim stanowisku strzeleckim, służby medyczne zniosły go na noszach. Chińczyk przegrał ze złotym medalistą, Włochem Roberto Didonną różnicą 0,1 punktu!
Wracając do pani startu w Atlancie, co czuła pani jako zawodniczka, która spośród wszystkich naszych reprezentantów, pierwsza wywalczyła medal i to ten z najcenniejszego kruszcu?
- To był pierwszy finał strzeleckiej konkurencji w tamtych igrzyskach, odbył się następnego dnia po ceremonii otwarcia imprezy. Nikt z Polaków przede mną nie startował, więc siłą rzeczy to ja jako pierwsza stanęłam przed szansą wywalczenia medalu. Niestety, mój start w tej konkurencji zbiegł się w czasie z tragicznym wydarzeniem. Podczas otwarcia igrzysk na stadionie zmarł pan Eugeniusz Pietrasik, szef naszej misji olimpijskiej, doznał zawału serca... Nie brałam udziału w ceremonii, ponieważ one kończą się zwykle późnym wieczorem, a ja musiałam się wyspać. Następnego dnia rano zaczynałam natomiast swoją konkurencję. Startowałam o godzinie 8.30, wstałam około piątej, żeby jak najlepiej przygotować się do rywalizacji. Nie wiedziałam choćby o tym, co wydarzyło się podczas otwarcia. Tragiczną wiadomość przekazali mi dopiero dziennikarze, kiedy udzielałam wywiadu po zdobyciu złotego medalu...
Zapytali mnie, komu dedykuję swoje zwycięstwo, odpowiedziałam, iż córeczce Natalii. Popatrzyli na mnie dziwnie, ja nie wiedziałem początkowo o co chodzi, zastanawiałam się, czy powiedziałam coś złego.
Zapytali mnie, komu dedykuję swoje zwycięstwo, odpowiedziałam, iż córeczce Natalii. Popatrzyli na mnie dziwnie, ja nie wiedziałem początkowo o co chodzi, zastanawiałam się, czy powiedziałam coś złego.
Dopiero wtedy poinformowali mnie o śmierci Eugeniusza Pietrasika, spodziewali się, iż właśnie jemu zadedykuję złoty medal. Wstałam nazajutrz po Ceremonii Otwarcia Igrzysk, wcześnie rano, zjadłam śniadanie i nie miałam kontaktu z nikim innym z naszej ekipy, po prostu o niczym nie wiedziałam, co działo się na stadionie. Gdyby było inaczej, z pewnością nie wpłynęłoby to pozytywnie na moją koncentrację przed startem. Nie tylko dla mnie to była szokująca wiadomość, pan Eugeniusz ciężko pracował, aby nasza reprezentacja miała jak najlepsze warunki w wiosce olimpijskiej.
Sukcesy Renaty Mauer-Różańskiej - wspomnienia w Muzeum sportu i Turystyki.
Na przełomie lat zmieniło się wszystko, kiedy pani startowała w swych pierwszych igrzyskach, nie było jeszcze Internetu, mediów społecznościowych. Dziś sportowcy wrzucają zdjęcia, filmiki, relacje na swoje profile i już nikogo nic nie dziwi.
- 28 lat temu nie było Internetu, musieliśmy koncentrować się na zadaniu do wykonania a nie rozpraszać uwagi tym, co dookoła. Nie wiem jak teraz sportowcy sobie z tym radzą, z drugiej strony jeżeli ktoś jest przyzwyczajony do mediów społecznościowych na co dzień, to pewnie jemu może akurat tego brakować, bo to coś normalnego, tego potrzebuje. W Polsce nie korzystaliśmy w tamtych latach z internetu, w 1996 roku nie mieliśmy choćby telefonów komórkowych. Chcąc porozmawiać z kimś, kto był w Polsce, musieliśmy korzystać z kart telefonicznych. Dzięki temu mieliśmy w ogóle jakiś kontakt z rodzinami.
Wspomina pani o córeczce. Była malutka, jak pani radziła sobie z rozstaniem z dzieckiem, jak przeżyła to sama Natalia?
- Miała wówczas pięć miesięcy. Gdyby nie pomoc w opiece nad córką, którą zaoferowała mi moja mama, zrezygnowałabym z wyjazdu na igrzyska. Przyjechała do mnie dziesięć dni przed moim wylotem do Atlanty. Musiałam zapewnić dziecku możliwie jak najlepszą opiekę, aby później nie martwić się, czy w domu wszystko jest w porządku.
Córka, pomimo tego, iż była malutka, bardzo jednak przeżyła rozstanie ze mną. W tym wieku dzieci już zaczynają gaworzyć, tymczasem Natalia po prostu zamilkła. Ona bardzo za mną tęskniła.
Dla sportsmenek, które są matkami, to również trudne chwile, tak samo dla dzieci.
- Dlatego zawsze podkreślam, iż trzeba takim zawodniczkom stworzyć warunki ku temu, aby mogły wyjeżdżać na zawody czy zgrupowania z małymi dziećmi. Dla nich sport jest i sposobem na życie i zawodem, tracą na tym dzieci. Należy więc stwarzać takie warunki, aby nie było rozłąki maluchów z rodzicami. Ta rozłąka to duży koszt, o którym jednak rzadko mówimy a można byłoby go nie ponosić.
Dziś Natalia to dorosła kobieta. Czy podobnie jak mama uprawiała strzelectwo sportowe?
- Z wykształcenia jest historykiem sztuki, pracuje, jest dorosła, ma swoje życie. Uprawiała strzelectwo, lubiła ten sport, ale tak się złożyło, iż trudno było jej pogodzić treningi czy starty z nauką w liceum, codzienne dojazdy na strzelnice były czasochłonne. Ja w tym czasie urodziłam drugie dziecko, syna, mąż pracował, więc nie byliśmy w stanie zapewnić jej szybszych dojazdów. Natalia postawiła na naukę, rezygnując ze sportu.
Pod względem sportowym tak dla pani jak i polskiej reprezentacji igrzyska w Atlancie były udane, najlepsze na przełomie ostatnich niespełna 30 lat. Co do innych wydarzeń, w czasie imprezy nie brakowało momentów grozy, doszło przecież do zamachu...
- Tak, w parku olimpijskim wybuchła bomba! Wszystko działo się wieczorem. Do wioski wkradł się niepokój, każda reprezentacja sprawdzała, czy wszyscy sportowcy są bezpieczni, czy nikt nie ucierpiał. Na szczęście nie było poszkodowanych, ale panował duży popłoch. Park Olimpijski był otwartą dla kibiców i turystów przestrzenią. Dobrze, iż w tej chwili wioski olimpijskie są bardzo dokładnie strzeżone. Dziś można do nich wejść jedynie po skrupulatnej kontroli, niczym na lotnisku.
Renata Mauer-Różańska w trakcie otwarcia wystawy "Smak olimpijskiego sukcesu" w Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie.
26 lipca nasi olimpijczycy rozpoczną dwutygodniową rywalizację olimpijską w Paryżu. W kim możemy upatrywać największe nadzieje na medale?
- Przyznam szczerze, iż nie potrafię spoglądać na sport jak działaczka (śmiech), liczyć szans medalowych jeszcze przed rozpoczęciem zmagań. Sama rywalizowałam w sporcie przez 29 lat i wiem, iż każdy, kto zakwalifikował się do igrzysk marzy o tym, żeby trafić na podium, może oprócz tych zawodników, którzy dostali tak zwane dzikie karty i ci nie są zaliczani do grona faworytów. Wśród tych najlepszych naprawdę wiele może się wydarzyć, nie zawsze jest tak, iż ci teoretycznie najlepsi wygrywają. Świadczą o tym przykłady ze strzelectwa, które podałam powyżej. Dodam jeszcze jedną sytuację z igrzysk w Atenach w 2004 roku, dotyczy finału konkurencji karabinu dowolnego 3x40 (trzy postawy).
Amerykanin Matthew Emmons po dziewięciu strzałach finałowych był pierwszy, ostatni strzał też miał piękny, tak jak poprzednie, problem w tym, iż oddał go... do tarczy sąsiedniego zawodnika!
Strzelił piękną dziesiątkę, tylko nie tam, gdzie powinien. Spadł z pierwszego na ósme miejsce. Różne dziwne rzeczy dzieją się niekiedy na igrzyskach, więc ja jestem ostrożna w tym, aby komukolwiek wcześniej wieszać medale na szyi. Poziom jest wysoki, wyrównany, wiem, ile kosztuje start w igrzyskach. Trenerzy niby mówią zawodnikom, iż jest to start jak każdy inny, ale kiedy ci już wyjdą do rywalizacji olimpijskiej, to okazuje się, iż to jednak coś zupełnie innego. Trzymam kciuki za wszystkich naszych reprezentantów. Nie są im potrzebne rozmowy o medalach ale wsparcie, kibicowanie, dodawanie wiary w siebie. Tego najbardziej oczekują.
Wybiera się pani do Paryża?
- Tak, będę komentowała konkurencje strzeleckie, w których wystartują Polacy (są to: Klaudia Breś, Aneta Stankiewicz, Julia Piotrowska, Natalia Kochańska, Aleksandra Pietruk, Tomasz Bartnik, Maciej Kowalewicz - przyp. autora). Będą rywalizowali w sumie w siedmiu konkurencjach, marzę o tym, aby sprawili miłe niespodzianki. Stać ich wprawdzie na świetne wyniki, ale życzę im też tego, aby dopisało szczęście, które jest bardzo potrzebne. W samym strzelectwie sportowym dużo się zmienia, wszystko po to, aby było ono jak najbardziej atrakcyjne do oglądania. W finałach nie liczą się już punkty zdobyte w kwalifikacjach. Tak było, kiedy jeszcze ja startowałam w igrzyskach. Każdy wchodził do finałów ze swoim dorobkiem z eliminacji, do tego dodawano punkty z finałów. Poziom strzelectwa wzrósł, wyniki są wręcz bliskie ideałowi. Jeszcze jeden przykład - konkurencje karabinowe kobiet i mężczyzn dziś wyglądają identycznie, zawodniczki i zawodnicy strzelają z takich samych karabinów, oddają tyle samo strzałów. Wcześniej kobiety miały ich mniej i korzystały z nieco lżejszego sprzętu. Żeńskie konkurencje trwały krócej i kosztowały mniej wysiłku. w tej chwili to się wyrównało, taka była decyzja Międzynarodowej Federacji Strzelectwa Sportowego. Czy są to zmiany na lepsze, to już ocenią kibice.
Renata Mauer (rocznik 1969) urodziła się w Nasielsku (dziś województwo mazowieckie). Zaczynała karierę w Warszawskim Związkowym Klubie Strzeleckim, największe sukcesy świętowała jako zawodniczka Śląska Wrocław. Specjalizowała się w strzelaniu z karabinu pneumatycznego i karabinu kulowego z trzech postaw. Na koncie ma dwa złote medale olimpijskie - pierwszy w karabinie pneumatycznym w Atlancie 1996, drugi w karabinie sportowym, w strzelaniu z trzech postaw w Sydney 2000. Wywalczyła też brąz w strzelaniu z trzech postaw w Atlancie. Wywalczyła także trzy medale mistrzostw świata - dwa srebrne i jeden brązowy. Karierę sportową zakończyła w 2014 roku. w tej chwili pracuje w Akademii Wychowania Fizycznego imienia Polskich Olimpijczyków we Wrocławiu, prowadzi dla studentów zajęcia z pedagogiki sportu, marketingu olimpijskiego, organizacji zawodów i zgrupowań sportowych. Prowadzi też zajęcia specjalistyczne ze strzelectwa. Jest społeczniczką, wiceprezesem Regionalnej Rady Olimpijskiej we Wrocławiu, zasiada w zarządzie Polskiego Komitetu Olimpijskiego i stoi tam na czele komisji sportu kobiet. Jest także wiceszefową Dolnośląskiego Związku Strzelectwa Sportowego i wiceprezesem Towarzystwa Olimpijczyków Polskich. Przez dwie kadencje była radną Wrocławia. Honorowa Obywatelka dwóch miast - stolicy Dolnego Śląska oraz Nasielska.
POLECAM:
- Piątka pięściarzy jedzie na Igrzyska Olimpijskie 2024 w Paryżu. Ktoś nawiąże do sukcesów Bartnika?
- Andrzej Gołota "nadzieją białych"! Minęło 28 lat od od pierwszej walki z Riddickiem Bowe
- Moje spotkanie z mistrzem... Józefem Łuszczkiem. To pierwszy polski czempion w biegach narciarskich!
- Sławomir Szmal chce być szefem polskiej piłki manualnej. "Narzuciłem sobie cztery punkty"
- Stanisław Krzesiński, słynny trener polskich zapaśników obezwładnił terrorystę! To było 40 lat temu