Obok sumiennego wypełniania medycznych obowiązków, za które dostawał pensję, David McNally pracował w Manchesterze City na "drugi etat". Korzystając z dostępu do klubowej szatni, pomieszczeń medycznych i różnych części stadionu Manchesteru City, zabierał co popadnie. Słowem: regularnie okradał klub i to przez długie cztery lata. Wpadł dopiero gdy wyjaśnieniem sprawy zajęła się jedna zawodniczka.
REKLAMA
Zobacz wideo
Pół miliona wyniesione z klubu. Kradł wszystko
Zacznijmy od początku. McNally pracował na Etihad Stadium od 2019 do 2023 r. Przez ten czas z klubu znikały różne przedmioty. Nikt nie wiedział, gdzie są, ale też nikt specjalnie zagubionymi przedmiotami się nie interesował. W pewnym momencie liczba rzeczy, które zniknęły, przekroczyła setkę.
W tym czasie ratownik medyczny zabierał z szatni buty piłkarskie, w tym spersonalizowane modele Sergio Aguero i Aymerica Laporte'a. Kolekcjonował też dresy, torby sportowe czy odżywki. Zdemontował również plakat z kampanii Ligi Mistrzów 2021/22 z autografami piłkarzy oraz przechwycił osiem podpisanych przez cały zespół koszulek. Zabrał też pistolety do masażu i podkładki kompresyjne.
Łączna wartość skradzionych przedmiotów wyniosła blisko 100 tys. funtów (pół miliona złotych). Jednak McNally na skradzionych przedmiotach raczej się nie dorobił. Wystawiał je na jednej z platform aukcyjnych w niskich cenach. Jego wpływy ze sprzedaży oszacowano na 24 tys. funtów (125 tys. zł). Część sprzedał jednak inną drogą, a część zostawił dla siebie.
Trudno powiedzieć, jak długo trwałoby jeszcze plądrowanie budynków City, gdyby nie złość jednej z zawodniczek, która w trakcie meczu w lutym 2023 r. straciła swój dres. Poszła do ochrony i nalegała na zajęcie się sprawą. To wtedy po przejrzeniu nagrań z monitoringu McNally został wskazany jako główny podejrzany.
Sprytni ochroniarze zaczęli też sprawdzać jego portale społecznościowe i konta w internecie. Zdębieli, gdy na portalu aukcyjnym zobaczyli masę rzeczy związanych z klubem, a do tego przejrzeli historię transakcji z kontra McNally'ego. Natychmiast zawiadomiono policję. Ta gwałtownie zdecydowała się na przeszukanie domu ratownika.
McNally nie był rozmowny podczas przesłuchania. Pytania o znalezione rzeczy i ich przeznaczenie kwitował hasłem "bez komentarza". Ta taktyka w obliczu masy znalezionych u niego przedmiotów i kilku lat, w trakcie których je kradł, tylko go pogrążała. Podczas grudniowej rozprawy przed sądem w Manchesterze przyznał się do zarzutów. Sędzia odroczył posiedzenie do lutego, wtedy wyda wyrok lub skieruje sprawę do wyższej instancji, jeżeli uzna, iż kara powinna być dotkliwsza. Sanitariuszowi, który "nadużył zaufania", w skrajnym przypadku grozi choćby więzienie.
Wyciąganie kasy ze skarbonki i znikające auta
Kradzieży w środowisku piłkarskim nie są nowością, ale zwykle dość gwałtownie są nagłaśniane. Tym bardziej iż kleptomanami w hermetycznym środowisku okazują się też sami piłkarze. Nie tak dawno francuskie media pisały o młodym zawodniku Girondins Bordeaux, który okradał swoich kolegów z drużyny. Kradł im buty i sprzedawał je w internecie. Młodzian, który dołączył do pierwszej drużyny, został zdemaskowany po donosie od byłej dziewczyny. Drużyna zażądała odsunięcia go od zespołu. Piłkarz został odsunięty tylko na jeden mecz i dostał grzywnę. Sprawa została rozwiązana też wewnętrznie przez samych zawodników, ale o szczegółach nie poinformowano.
Na polskim podwórku zbliżona była też historia Jonathana Simby Bwanga, zawodnika Stomilu Olsztyn, który został przyłapany na kradzieży pieniędzy ze wspólnej skarbonki drużyny. Koledzy z boiska, wkurzeni faktem, iż pieniędzy ubywa, zainstalowali w szatni kamery. Złapali złodzieja na gorącym uczynku. Bwanga nie bardzo chciał przyznać się, iż kradł pieniądze, próbował kluczyć.
Najbardziej spektakularną akcją okradania piłkarskiej szatni w Polsce była jednak ta z Radomia. W czasie treningu pierwszoligowego wówczas Radomiaka francuski piłkarz tej drużyny, Morimakan Diane, wyciągnął z szafek klucze do aut kolegów i przekazał je dwóm znajomym, którzy przyjechali do niego w odwiedziny. Autami z podziemnego parkingu koledzy odjechali wprost do Francji. Policja gwałtownie ustaliła przebieg zdarzeń i zatrzymała zawodnika, który w barwach Radomiaka zdążył zagrać tylko przez 25 minut w pięciu meczach. Potem na ponad rok poszedł do więzienia, za współudział w kradzieży mienia o wartości kilkuset tysięcy złotych. Sam musiał też zapłacić 10 tys. zł grzywny i pokryć koszty postępowania. Auta odzyskano dzięki działającym w nich GPS-om.