Cała sprawa z dopingiem podczas meczów FC Barcelony trwa od końcówki listopada. Wtedy to właśnie klub ogłosił, iż kibice z grupy Grada D'Anmacio otrzymali zakaz wstępu na trybunę, z której prowadzą doping. Wszystko przez kary, jakie przez ich zachowanie zostały nałożone na klub. Była to suma różnych wykroczeń, ale głównie przez obraźliwe przyśpiewki. Barcelona twierdziła, iż zaległe grzywny z tego tytułu to łącznie 21 000 euro.
REKLAMA
Zobacz wideo Kosecki o walkowerze dla Celticu: Wszyscy o tym wiedzieli! To nie wina Marty Ostrowskiej
Kibice mają płacić za swoje winy. Laporta nie zmieni zdania
Prezydent Joan Laporta dał kibicom (Grada D'Animacio tworzą cztery fanowskie grupy: Almogàvers, Front 532, Nostra Ensenya i Supporters Barça) czas do poniedziałku 25 listopada, by zapłacili kary, które sami spowodowali. Ci jednak nie mieli najmniejszego zamiaru tego robić, co poskutkowało zamknięciem trybuny dla najzagorzalszych fanów.
Najbardziej ucierpiała na tym rzecz jasna atmosfera na Estadi Olimpic Lluis Companys, która bez zorganizowanego dopingu stała się nijaka, "piknikowa" mówiąc kibicowskim slangiem. To z pewnością nie wpływa korzystnie na piłkarzy, dla których trybuny nie są w tych okolicznościach "dwunastym zawodnikiem". Pozostali fani Barcelony też już apelowali, choćby podczas meczów, by przywrócić najzagorzalszych fanów. Mimo to Joan Laporta uparcie trzyma się swego i nie wpuści Grada D'Animacion znów na stadion. Doszło do tego, iż zareagować postanowił jeden z piłkarzy Barcelony.
Raphinha ma dość konfliktu. Postanowił rozwiązać to po swojemu
Jak donosił Xavi Espinosa, dziennikarz Relevo, brazylijski skrzydłowy gotów jest zapłacić wspomniane 21 tysięcy euro, byle tylko zorganizowany doping powrócił na stadion. Piłkarz ma zdawać sobie sprawę z tego, jak odpowiednia atmosfera może pomóc drużynie, dlatego zaproponował Laporcie takie rozwiązanie. Na ten moment nie wiadomo, jaka była (lub będzie) odpowiedź włodarzy klubu.