Przykre obrazki z Roland Garros. Polacy powtarzają w Paryżu jedno słowo

1 dzień temu
Przyzwyczailiśmy się, iż Iga Świątek zachodzi zwykle najdalej w turniejach Wielkiego Szlema, zwłaszcza w Paryżu. Jednak tegoroczny Roland Garros, z wyjątkiem Świątek, ułożył się dla Polek i Polaków wyjątkowo źle. Tak wyglądały kulisy niepowodzeń naszych tenisistów, którzy mocno przeżywali swoje porażki, powtarzając przy tym jedno słowo.
choćby w najczarniejszych snach nie spodziewaliśmy się, iż pięć dni od startu wielkoszlemowego Roland Garros będziemy mieli w drabince już tylko Igę Świątek. I to bez podziału na konkurencje tenisowe.


REKLAMA


Zobacz wideo Jakub Kosecki o kryzysie psychicznym Igi Świątek: Ta sytuacja weszła jej mocno do głowy


Trudno wrzucać te niepowodzenia do jednego worka, bo każde wymaga nieco innego spojrzenia. Najłatwiej rozgrzeszyć Kamila Majchrzaka, który wystąpił pierwszego dnia turnieju jako pierwszy z naszych reprezentantów. Przegrał z Serbem Hamadem Medjedoviciem 3:6, 3:6, 6:7.
Szkoda piłki setowej w trzecim secie dla Polaka, szkoda też realnej szansy na drugą rundę, bo Majchrzak jako nierozstawiony nie trafił w losowaniu tak pechowo. Mógł wpaść na jedną z gwiazd tenisa, np. Jannika Sinnera albo Carlosa Alcaraza. Los sprawił, iż rywalizował z innymi nierozstawionym, ale nie zdołał ograć Medjedovicia.
Majchrzak nie wykorzystał szans, Hurkacz odbił się od 18-latka
Serb to wielki talent, dwa lata temu wygrał Turniej Mistrzów dla najlepszych zawodników do 21. roku życia, ale był w zasięgu Kamila Majchrzaka. Dla tego drugiego jednak już sam występ w imprezie głównej Roland Garros bez konieczności przebijania się przez eliminacje to duży sukces. Polak półtora roku temu wrócił po kilkumiesięcznym zawieszeniu z uwagi na sprawę dopingową. Zaczynał bez punktów, bez gwarancji, iż się odbuduje. Dziś znów jest w setce (88. ATP). Ostatni raz nie musiał startować w kwalifikacjach wielkoszlemowych trzy lata temu w Nowym Jorku.
Na drugim biegunie znajduje się Hubert Hurkacz. Nasz najlepszy tenisista także pożegnał się z paryskimi zawodami już na samym starcie. W jego przypadku oczekiwania był jednak znacznie większej, choćby jeżeli weźmiemy pod uwagę wszystkie wymagające okoliczności.


Polak przegrał z rewelacyjnym 18-latkiem z Brazylii Joao Fonsecą 2:6, 4:6, 2:6. Absolutnie trzeba docenić występ Brazylijczyka, dla którego to dopiero drugi występ wielkoszlemowy w dorosłej karierze. Grał zjawisko, imponował uderzeniami z głębi kortu, przy siatce, świetnie serwował. Trudno jednak pozbyć się wrażenia, iż to po części dlatego, iż Hurkacz mu na to pozwolił. Pozwolił mu się rozwinąć na korcie, zabrakło reakcji ze strony naszego zawodnika.


Fonseca błyszczał, ale Hurkacz grał na - szacujemy - 30 procent możliwości. Nie działał jego serwis, podejmował złe decyzje, psuł z łatwych pozycji, dał się zdominować. To jeden z najgorszych jego występów w tym roku, porównywanie słaby jak w marcu w trzeciej rundzie w Indian Wells z Alexem de Minaurem 4:6, 0:6.
Po tamtym spotkaniu w Kalifornii Polak wziął sobie przerwę na kilka tygodni, zniknął z rozgrywek, skupił się wyłącznie na treningach. Gdy wrócił, wydawało się iż odżył - doszedł do ćwierćfinału ATP 1000 w Rzymie, kilka dni temu do finału w Genewie, gdzie po zaciętym spotkaniu przegrał z Novakiem Djokoviciem 7:5, 6:7, 6:7. Forma rosła, a tu przegrana już w pierwszej rundzie Roland Garros.
Na pewno trzeba podkreślić, iż Polak jako rozstawiony trafił najgorzej jak mógł. W teorii zawodnicy występujący w tej roli mogą liczyć w pierwszych rundach na łatwiejszego rywala. Tu przyszło mierzyć się z gigantycznym talentem. Fonseca w grudniu wygrał Next Gen ATP Finals dla młodych zawodników, w lutym zdobył pierwszy tytuł w Buenos Aires. Wszystko wskazuje na to, iż będzie wielkim tenisistą. - Chciałabym tak grać w jego wieku - mówiła ostatnio Serena Williams.


Niemniej Fonseca to jednocześnie przez cały czas zawodnik nieregularny, który z uwagi na wiek potrafi nie wytrzymać, przegrać ze słabszymi niż Hurkacz. Polak nie sprawdził rywala, nie postawił mu się bardziej, a to działało tylko na korzyść nastolatka z Rio de Janeiro. Stąd tak wysoka przegrana.


Hubert Hurkacz nie miał łatwo logistycznie, bo jeszcze w sobotę grał w finale w Genewie, a we wtorek rywalizował już w Paryżu. Po meczu z Fonsecą przyznał w rozmowie z polskimi mediami, iż zabrakło mu czasu w spokojniejsze treningi, na odpoczynek, mało spał. Żałował, iż tak się to potoczyło. Problem w tym, iż to wszystko można było przewidzieć w momencie, gdy zdecydował się na start w Szwajcarii. Z jednej strony czuł, iż potrzebuje jeszcze kilku dodatkowych spotkań tuż przed Wielkim Szlemem, z drugiej ryzykował to co się stało - iż nie zdąży się odpowiednio przygotować już na miejscu w stolicy Francji.
Nie ma też gwarancji, iż Hurkacz wygrałby z Fonsecą, gdyby wcześniej przez tydzień jedynie trenował, ale Polak sam wskazywał, iż było mu trudno w tych okolicznościach postawić się rywalowi. Rywalowi rozpędzonemu, którego wspierała tłumnie brazylijska publiczność. Jak relacjonowaliśmy, na małym korcie numer siedem trybuny przypominał bardziej te z piłki nożnej. Śpiewy, okrzyki, było bardzo głośno.
Fonseca pytany o zachowanie kibiców powiedział: - Urodziłem się w Brazylii, gdzie religią jest futbol, więc hałas mi nie przeszkadza. Hurkacz patrzył na to inaczej. Po meczu zapytałem go o trudne warunki i przyznał, iż nie było łatwo grać przeciwko takiej publiczności, gdy przeciwnik mógł liczyć na gigantyczny doping. Polak nie poradził sobie z tym, ale trudno nie kryć rozczarowania, bo jest na tyle doświadczonym tenisistą, w lutym skończył 28 lat, iż mogliśmy się spodziewać jakiejś reakcji. Tej nie było.


Czytaj także: Sensacyjne informacje ws. Sabalenki
Jak zauważył Łukasz Jachimiak ze Sport.pl, "Hubert Hurkacz grał w swoim 28. turnieju wielkoszlemowym w życiu. Po raz 20 odpadł w pierwszej albo drugiej rundzie (9+11). Brutalna statystyka". Turniej w Genewie, Wielki Szlem, konieczność rywalizacji z genialnym młokosem, kibice - to wszystko spowodowało, iż Hurkacz bardzo gwałtownie pożegnał się z Roland Garros. Na konferencji prasowej wyglądał na przybitego, choć odpowiadał na wszystkie pytania, nie jednym zdaniem, jak to czasami bywa, a w sposób bardziej rozbudowany. Przykro było widzieć go w takim stanie, gdy jeszcze w sobotę był o włos od pokonania Djokovicia.


Fręch żałowała
W turnieju kobiecym pozostała nam Iga Świątek, która w piątek w trzeciej rundzie zmierzy się z Rumunką Jaqueline Cristian. Niestety Magda Linette i Magdalena Fręch zdążyły już pożegnać się z rywalizacją. Obie opowiadały polskim mediom o poczucie niedosytu w związku z występem w Paryżu.
Fręch pierwszy raz w karierze wystąpiła w stolicy Francji jako rozstawiona, w pierwszej rundzie w dobry stylu pokonała Tunezyjkę Ons Jabeur, trzykrotną finalistkę wielkoszlemową, byłą numer dwa na świecie. W kolejnym meczu Polka trafiła na Czeszkę Marketę Vondrousovą i przegrała 0:6, 6:4, 3:6.


- Żałuję początku trzeciego seta, gdy miałam swoje szanse - przyznała Magdalena Fręch na spotkaniu z polskimi dziennikarzami. Mogła iść za ciosem, ze stanu 4:4 w drugiej partii mogło być 6:4, 2:0. Nie wykorzystała trzech break pointów, Vondrousova złapała drugie życie i to ona zagra w trzeciej rundzie.
Nasza tenisistka przyszła mniej więcej 1,5 godziny po zakończeniu spotkania na spotkanie z mediami. Widać było, iż przeżywa porażkę. Nie kryła rozczarowania, ale też przyznała, iż nie chce zbyt długo rozpamiętywać tego meczu. W tenisie większość zawodników przegrywa raz w tygodniu, trzeba umieć się pogodzić z niepowodzeniem. Pytana przez Sport.pl o następne starty zdradziła, iż od 9 czerwca wystąpi w londyńskim Queen’s, następnie w kwalifikacjach do turnieju w Berlinie i być może w ostatnim tygodniu przed Wimbledonem w Bad Homburg. Ten występ uzależniony będzie prawdopodobnie od tego, jak pójdzie jej w poprzednich i ile spotkań zdoła rozegrać na trawie przed Wielkim Szlemem.
Na jeszcze bardziej przybita wyglądała Magda Linette, która przegrała w pierwszej rundzie z Clarą Tauson 4:6, 6:4, 1:6. Można było spodziewać się trudnego wyzwania, bo Dunka to objawienie obecnego sezonu. Jest blisko top 20 rankingu WTA, w lutym doszła do finału w Dubaju, rok temu zameldowała się w czwartej rundzie Roland Garros.
Polka zaliczyła wspaniały powrót w drugim secie, gdy ze stanu 2:4 wygrała 6:4. Niestety chwilę później nie poszła za ciosem, a zgasła. Łatwo przegrała ostatnią partię, a po meczu przyznała, iż zawiódł ją przede wszystkim serwis. Dunka przełamała ją aż osiem razy. Ich mecz skończył się późno, Linette przyszła na konferencję prasową po godzinie 23:00. Czuć było, iż ma do siebie żal, mówiła o „szarpaniu się" i błędnych decyzjach podjętych na korcie. Podobnie jak Fręch czy Hurkacz powtarzała, iż żałuje tego występu i czuje niedosyt.


Deble też nie dla nas
Z pozytywnych informacji zdradziła, iż to nie koniec jej współpracy z Agnieszką Radwańską. Na początku sezonu Linette ogłosiła, iż Radwańska dołącza do jej teamu w roli konsultantki obok pierwszego trenera Marka Gellarda. Współpracować miały do Roland Garros, dziś już wiadomo iż co najmniej do rozgrywanego na przełomie sierpnia i września US Open, a może i jesienią polecą razem do Chin.
Jakby tego było mało polskim tenisistom kompletnie nie poszło także w grze podwójnej. Wszyscy odpadli już z French Open. Najpierw Magda Linette w parze z Amerykanką Bernardą Perą przegrały z Kazaszką Anną Daniliną oraz Serbką Aleksandrą Krunić 7:6, 6:1, 4:6. Debel polsko-amerykański cztery lata temu w Paryżu zaszedł do półfinału.
W czwartek druga z naszych deblistek Katarzyna Piter pożegnała się z drabinką deblową. Wraz z Rumunką Moniką Niculescu zostały rozbite 0:6, 2:6 przez Kanadyjkę Leylę Fernandez i Kazaszkę Julię Putincewą. Piter to dziś nasza najlepsza deblistka (50 WTA.). Jak informował nas team Igi Świątek przed startem turnieju, tenisistka nie wystąpi w tym roku w grze podwójnej.
Już na pierwszej rundzie swój udział w Roland Garros 2025 zakończyła para Jan Zieliński/Sander Gille. Przegrali z Amerykanami Christianem Harrisonem oraz Evanem Kingiem 3:6, 4:6. Byli zdecydowanymi faworytami, ale nie podołali wyzwaniu. Kilka godzin po tym meczu Belgijska Federacja Tenisowa poinformowała, iż Polak i Belg kończą współpracę, która trwała od początku tego sezonu.


Przez te kilka miesięcy doszli do dwóch finałów (Rotterdam i Marsylia), ale w Wielkim Szlemie furory nie zrobili - w Australian Open odpadli w 1/8 finału. Gille ma startować za miesiąc na Wimbledonie z hinduskim partnerem Rohanem Bopanną, a Zieliński szuka nowego partnera. Polak w międzyczasie wycofał się także z turnieju gry mieszanej, w którym miał uczestniczyć razem z Tajwanką Hsieh Su-wei. Z naszych informacji wynika, iż nie chodzi o kontuzję, a o sprawy prywatne naszego zawodnika. W poprzednim roku w parze z Hsieh wygrali zarówno Australian Open, jak i Wimbledon.
Z Otwartymi Mistrzostwami Francji pożegnali się także Karol Drzewiecki i Piotr Matuszewski, którzy przegrali w pierwszej rundzie z rozstawionymi niemieckimi tenisistami Kevinem Krawietzem i Timem Puetzem 3:6, 3:6. To jednak historia podobna do Kamila Majchrzaka - dla ich sam udział w turnieju głównym w Paryżu był wielkim osiągnięciem, bo dostali się do niego w ostatniej chwili po wycofaniu innej pary.
Liczbowo tegoroczny Roland Garros nie ułożył się po naszej myśli. Pozostaje jednak wierzyć, iż Iga Świątek zajdzie jak najdalej i w ten sposób zrekompensuje niepowodzenia innych polskich tenisistów. Relacja z jej spotkania z Jaqueline Cristian od około godziny 14:00 w Sport.pl, transmisja w Eurosporcie.
Idź do oryginalnego materiału