W biurze prasowym w Ga-Pa słychać komunikaty z krótkofalówki jednego z działaczy. Po każdym skoku w granicach rozmiaru skoczni słychać dyskusje i pytania dotyczące ewentualnego obniżenia belki. Co chwilę pojawia się jednak komenda "Kontynuujmy" od zarządzającego ustawieniem długości najazdu i de facto kontrolującego przebieg zawodów.
REKLAMA
To odważny, wręcz niespotykany w nowoczesnych skokach komunikat i sposób podejścia do sprawy. W wielu przypadkach nie powinien być niczym niezwykłym, a wręcz oczywistością. Niestety, jest inaczej. I ci, którzy prowadzą zawody tak jak Amerykanin Reed Zuehlke - odważnie, dając zawodnikom lądować bezpiecznie, ale daleko - są w zdecydowanej mniejszości.
Zobacz wideo Austriacy zdominowali świat skoków. Oto jak pracują
Zuehlke pozwolił na nowy rekord skoczni w Ga-Pa. Hayboeck zabrał go Kubackiemu
Zuehlke po skoczni w Ga-Pa chodził jak szef. W dodatku charyzmy dodawał mu wyjątkowy kapelusz pochodzący z igrzysk olimpijskich w Salt Lake City. Ten gość przeprowadził konkurs Turnieju Czterech Skoczni z jednej belki. W wymagających warunkach i pojawiającym się silnym bocznym wietrze, który je przerywał. Wielu zaczęłoby "taniec z belkami" i operowało nią zbyt często, niepotrzebnie. Ale nie Zuehlke.
Amerykanin pozwolił Michaelowi Hayboeckowi skoczyć 145 metrów i w wielkim stylu pobić rekord Grosse Olympiaschanze dotychczas należący do Dawida Kubackiego, który w 2021 roku skoczył tu o metr bliżej od Austriaka. - To jest fajne wspomnienie. A to, iż teraz ktoś skoczył dalej? Taki jest ten sport. Po to są rekordy, żeby je pobijać. Ja też go komuś odebrałem. I wtedy ja się czułem z nim. Myślę, iż ten mój rekord będzie jakoś tam zapamiętany i nie mam problemu, nie złoszczę się, czy nie mam czegoś za złe Michaelowi. Oddał bardzo dobry skok. Pozwoliły mu na to warunki, ale bardzo ładnie odleciał i wylądował. Nie ma co z tym dyskutować - mówił o tym rekordzie Polak.
- Da się tu wylądować daleki skok ładnie. Myślę, iż jeszcze metr, czy dwa są tu do zrobienia. Wszystko zależy od warunków. Kiedy jest sporo powietrza na dole i trzyma do końca, to się dużo łatwiej ląduje. Na Turnieju Czterech Skoczni jest o tyle trudniej o takie rekordy, iż jury nie pozwala sobie na to, żeby te belki były zbyt wysokie i można było odlatywać daleko. Dbają o zdrowie zawodników i wiadomo, iż gdy topowi zawodnicy są w świetnej formie, to trzeba dbać o to, żeby nie przesadzić - dodał Kubacki.
- Pracowaliśmy bardzo ciężko, żeby utrzymać tę samą prędkość najazdową u zawodników. Wiemy, jak ważne jest, żeby w tym elemencie wszystko było tak sprawiedliwe jak tylko możliwe. Zamiast podskakiwania w górę i zjeżdżania w dół z belką, naprawdę wolimy utrzymywać stabilność. Niestety, wiatr nie współpracował. Trzeba było z nim trochę powalczyć, umieć odpowiednio przewidzieć, co się wydarzy. Robiliśmy to tak jak tylko się dało - mówi w rozmowie ze Sport.pl Reed Zuehlke.
Zuehlke o dalekich skokach: "Czemu nie dać tak rywalizować zawodnikom?"
Amerykanin dał się poznać w świecie skoków jako delegat z inną filozofią pracy niż większość tego typu działaczy już rok temu w Willingen. Wtedy, przy sporym wietrze pod narty, Norwegowi Johannowi Andre Forfangowi udało się wygrać konkurs z niesamowitym rekordem skoczni - 155,5 metra. Po zawodach w Ga-Pa pojawiło się wiele pozytywnych komentarzy, choćby takie sugerujące, iż Zuehlke byłby świetnym dyrektorem Pucharu Świata.
- Oczywiście to nie jest tak, iż musimy koniecznie skakać z jednej belki i utrzymywać ją choćby nie wiem co. Nie o to chodzi. Trzeba patrzeć i reagować na pogodę, ale nieprzesadnie. W Ga-Pa mieliśmy czasem za dużo wiatru pod narty, a czasem z tyłu. Nie da się zarządzać tym, jaka będzie pogoda, ale można próbować znaleźć złoty środek i odpowiednio przewidywać, co powinno się dziać - ocenia Zuehlke.
- Celem nie jest ustanawianie rekordów skoczni. One nie muszą się pojawiać, zawody mają być bezpieczne. Ale jeżeli warunki się stabilizują i jest okazja do dalekiego lotu. 145 metrów z telemarkiem. I to jest bezpieczne. Więc czemu nie dać im tak rywalizować? - pyta retorycznie działacz.
Zuehlke lubi, gdy konkurs, który prowadzi, ogląda się dobrze. Lubi łączyć przyjemne z pożytecznym. - Skupiamy się na zawodnikach i dajemy im możliwość zademonstrowania tego, co potrafią. jeżeli skaczą gorzej, widać, iż po prostu odpuszczą, nie będą ryzykować. Dlatego wspólnie tworzymy bezpieczne, ale dobre widowisko - opisuje.
Zuehlke nie wróci do PŚ w tym sezonie. Nie pracuje tylko przy skokach
Niestety, konkurs w Ga-Pa był jedynym w tym sezonie Pucharu Świata mężczyzn, na którym Reed Zuehlke był delegatem technicznym. Ma sporo pracy w innych cyklach - Pucharze Świata kobiet, a także Pucharze Kontynentalnym i Interkontynentalnym, czy FIS Cupie. Zgodnie z zasadami FIS (Międzynarodowa Federacja Narciarska - przyp. red.) nie będzie już jednak prowadził zawodów w kolejnym sezonie - delegaci po 65. roku życia odchodzą na "przymusową" emeryturę. Co ciekawe, dyrektor PŚ Sandro Pertile chyba nie zna tego przepisu (a może chciałby go zmienić?), bo mówi nam, iż Zuehlke mógłby dostać więcej niż jeden konkurs do przeprowadzenia w okresie 2025/2026. - Oczywiście, iż będzie mi brakowało prowadzenia tych zawodów, ale jest też wielu młodszych delegatów, którzy pracują i się rozwijają. Z uśmiechem przekazuję im pałeczkę i widzę, iż dostają więcej zawodów. Nie mam z tym problemu - zapewnia Zuehlke.
Zuehlke ma 64 lata i nie pracuje tylko w środowisku skoków. To jego pasja i chętnie wciąż pomaga przy sporcie, ale jednocześnie ma własną pracę. Jest inżynierem sprzedaży w jednej z amerykańskich firm zajmujących się finansami. - Gdybyś zapytał się mojej żony, ile zajmuję się skokami, a ile swoją adekwatną pracą, powiedziałaby za dużo - śmieje się delegat. - Tyle urlopu, ile uda mi się uzyskać, spędzam na działaniu przy skokach. Kiedy nie pracuję, jestem gotowy robić to, czego oczekuje ode mnie FIS - wskazuje.
Czy Zuehlke chciałby widzieć więcej osób pomagających skokom podążać w takim kierunku, w jakim prowadzi je Amerykanin? - Częste zmiany belek i próba "gonienia" wiatru, panowania nad warunkami, to nigdy nie jest dobry pomysł. Zawsze musisz być tego świadomy. Najważniejsze to, żeby za nim podążać i się dostosowywać. jeżeli będziesz zwracać uwagę na to, co się dzieje i pracował z innymi na skoczni jak jeden zespół, to wszystko się uda i przeprowadzicie dobry konkurs - uważa Reed Zuehlke.
W Innsbrucku delegatem technicznym na skoczni będzie Czech Ivo Greger. Dostawał w ostatnich latach wiele konkursów PŚ w lotach narciarskich i sporo z nich wręcz "zabijał". Dlatego chyba nie ma co się spodziewać takich zawodów jak te prowadzone przez Zuehlke w Ga-Pa.