"Ale poziom!" – można było pomyśleć już po kilkudziesięciu sekundach, gdy Lamine Yamal nabrał "ruletą" dwóch rywali. I ta myśl pojawiała się tego wieczoru jeszcze kilkukrotnie, gdy Yamal tańczył z piłką, finezyjnie podawał do Ferrrana Torresa albo zaczynał rajd wzdłuż bocznej linii. To był jego spektakl. Robił coś cudownego i spoglądał na trybuny, domagając się od kibiców jeszcze głośniejszych braw i wiwatów. Ale Yamal zachwycający z piłką to już żadna nowość. Ostatnio Hansi Flick przypominał mu, iż choćby talent jego kalibru nie wystarczy do wejścia na wyższy poziom, jeżeli nie pójdzie w parze z ciężką pracą. I właśnie to, jak Yamal popracował w 19. minucie, z jaką determinacją ruszył do niedokładnego podania Vithini okazało się mieć największy wpływ na wynik meczu. Yamal przejął piłkę w środku pola i dał początek bramkowej akcji. Zagrał do środka do Pedriego, ten podał do Markusa Rashforda na skrzydło, a on dograł piłkę w pole karne, między obrońców PSG, prosto do Ferrana Torresa. Piłka wylądowała w bramce, a w głowie pojawiła się znana już myśl: "Ale poziom!".
REKLAMA
Zobacz wideo Lewandowski już tylko rezerwowym w Barcelonie? Żelazny: Nie wyobrażam sobie, iż przegra rywalizację
Różnie zapowiadali ten mecz francuscy i hiszpańscy dziennikarze. Widzieli w nim rewanż za traumatyczną porażkę 1:6 sprzed ośmiu lat, po której paryżanie uzupełniali swój słownik o termin „remontada", Niedoszły finał z poprzedniego sezonu. Spotkanie najpiękniej grających dziś drużyn.
Barcelonę i PSG wiele łączy – Luis Enrique, Neymar, Messi i Ousmane Dembele; to ich piłkarze rozstrzygnęli między sobą losy Złotej Piłki; to u nich grają najbardziej utalentowani nastolatkowie; to projekty ich trenerów uchodzą dziś za najbardziej modne w całej Europie. I choć oba kluby w ostatnich latach często błądziły, szukając sukcesów, to w końcu je znalazły. I to w zaskakującym momencie – Barcelona, stojąc nad finansową przepaścią, zwróciła wzrok ku wychowankom, a PSG zdobyło upragnioną Ligę Mistrzów dopiero, gdy pozbyło się największych gwiazd.
Barcelona znów z dwoma Polakami. Szczęsny zaryzykował
Kontekst dla kibiców z Polski był natomiast oczywisty - kontuzja podstawowego bramkarza Joana Garcii sprawiła, iż w Barcelonie znów oglądamy dwóch Polaków. W meczu z PSG długo tylko przyglądali się popisom kolegów – Szczęsny z bramki, będąc daleko od akcji, a Lewandowski z ławki rezerwowych. I choć PSG grało bez zdobywcy Złotej Piłki Ousmane Dembele, Chwiczy Kwaracchelii i Desire Doue, więc w ofensywie polegało na 17-letnim Ibrahimie Mbaye, dwa lata starszym Sennym Mayulu i 23-letnim Bradleyu Barcoli, to Szczęsny i tak miał co robić. Zaczął ten mecz spokojnie – od wyłapanego dośrodkowania i pewnego wyjścia poza pole karne, gdzie asekurował wysoko ustawionych obrońców. Po nerwowych wyjściach z pierwszych meczów, które rozgrywał w Barcelonie, nie było śladu. Polak dobrze odprowadzał też do linii końcowej Barcolę uniemożliwiając mu oddanie strzału i popisał się świetnym refleksem, broniąc mocny strzał Achrafa Hakimiego z rzutu wolnego. Nie były to oszałamiające interwencje, ale rzetelnie wykonana robota.
W 38. minucie Barcelona zgrzeszyła – pozwoliła Nuno Mendesowi się rozpędzić i szarżować z piłką niemal do samego pola karnego. Portugalczyk w idealnym momencie oddał piłkę Mayulu, który przyjęciem piłki zgubił jeszcze Pau Cubarsiego i miał czas, by spokojnie uderzyć. Szczęsny rzucił się w prawą stronę tuż przed oddaniem strzału. Decydowały ułamki sekund. Zaryzykował. Najpewniej założył, iż tylko interweniując zawczasu, da sobie szansę na obronę strzału. Spodziewał się uderzenia w prawą stronę, ale nastolatek uderzył w lewo i doprowadził do wyrównania. Winnych straty bramki znajdziemy przynajmniej trzech. I w tym gronie nie uwzględniamy Szczęsnego. Czy gdyby poczekał do końca, mógłby odbić piłkę? Powtórki nie dają pewności. Mayulu miał wolną drogę do bramki, był ustawiony na wprost niej, uderzał z 12-13 metrów.
Po zmianie stron to PSG miało inicjatywę i częściej docierało z piłką do pola karnego. Szczęsny musiał odbić dwa groźne uderzenia Barcoli, złapać niezbyt mocny strzał z dystansu Fabiana Ruiza, złapać piłkę po główce Nuno Mendesa i wyłapać kilka dograń przed bramkę. Radził sobie bez zarzutu. W końcówce meczu miał natomiast szczęście, bo Kang-In Lee uderzył w słupek. Szczęsnego trzeba też pochwalić za doskonałe wznowienie gry długim podaniem do Ferrana, dzięki czemu Barcelona błyskawicznie przeniosła się pod pole karne PSG. To był jej ostatnia wizyta. Nie wykorzystała szansy, a po chwili goście ruszyli z kontrą. Hakimi perfekcyjnie dograł do Goncalo Ramosa, który strzelił gola na 2:1. Szczęsny był bez szans.
Potwierdzają się doniesienia ws. Lewandowskiego. Znów zaczął na ławce
Brak Lewandowskiego w pierwszej jedenastce nie był sensacją, a co najwyżej - delikatnym zaskoczeniem. Już rano, w przewidywanych składach, Mundo Deportivo i Marca stawiały na występ Ferrana Torresa, a Sport i AS na Polaka. Sytuacja z napastnikami w Barcelonie na pewno nie jest już tak oczywista, jak w poprzednim sezonie, gdy najważniejsze mecze zawsze rozpoczynał Lewandowski.
Już kilka dni temu, po spotkaniu z Realem Oviedo, pisaliśmy o ustaleniach dziennikarza "The Athletic", który podał, iż w najbliższym czasie Hansi Flick ma stawiać na Ferrana Torresa. Hierarchia z poprzedniego sezonu miała się zmienić z dwóch powodów – po pierwsze, Lewandowski stracił końcówkę okresu przygotowawczego i początek sezonu ze względu na kontuzję, a po drugie, wszedł w ostatni rok obowiązywania kontraktu i najprawdopodobniej po zakończeniu sezonu opuści Barcelonę. 25-letni Ferran jest więc bardziej perspektywiczny.
Możliwe też, iż Flick co mecz będzie wybierał napastnika lepiej pasującego do charakterystyki rywala. I nie dziwiłoby, iż na PSG wypuścił Hiszpana, który lepiej atakuje wolną przestrzeń i bardziej pomaga zespołowi w pressingu. Flick mógł zakładać, iż jego zespół nie będzie miał aż takiej kontroli nad meczem jak zwykle i zmuszony będzie częściej polegać na kontratakach, więc wybór Ferrana był sensowny. Lewandowski to killer, król pola karnego, napastnik, którego koledzy muszą karmić podaniami. Jest skuteczniejszy niż Ferran i sprawniej wykańcza akcje. Pasuje do meczów, w których Barcelona atakuje pozycyjnie i stwarza sporo okazji.
Mecz z PSG taki nie był. Już po kwadransie można było stwierdzić, iż decyzja Flicka miała sens. Ferran znakomicie uciekł obrońcom PSG, dostał prostopadłe podanie od Lamine Yamala, pierwszym kontaktem z piłką minął bramkarza, ale na drodze do bramki zdążył stanąć Illa Zabarny, który wybił piłkę sprzed linii. To był typowy ruch dla Hiszpana. U Polaka podobne wyjścia do piłki oglądamy coraz rzadziej.
Lewandowski pojawił się na boisku w 72. minucie, przy wyniku 1:1, ale w okresie całkowitej dominacji PSG. To goście zachowali więcej sił, grali intensywniej i dokładniej. To oni znacznie dłużej utrzymywali się przy piłce. W ostatnich tygodniach kapitan reprezentacji Polski miał świetne wejścia z ławki rezerwowych – z Valencią wszedł na 23 minuty i strzelił dwa gole, a z Realem Oviedo zagrał 26 minut i wyprowadził Barcelonę na prowadzenie. Przeciwko PSG nie miał jednak najmniejszych szans na zdobycie bramki. Rzadko w ogóle pojawiał się w okolicach pola karnego. Piłkarze Luisa Enrique kontrolowali i jego, i Yamala, i Pedriego, i całą Barcelonę. Zasłużyli na zwycięstwo.