Przypomnijmy: w konkursie mikstów w Willingen zdyskwalifikowany za długi kombinezon w kroczu został Timi Zajc. Słoweniec w drugiej serii zawodów założył ten sam kombinezon, a po tym, jak jawnie naciągał go na wizji i przed kamerami, przeszedł kontrolę sprzętu, kompromitując obecny system mierzenia zawodników stosowany przez FIS.
REKLAMA
Już w czasie zawodów w Willingen pisaliśmy jednak, iż ta sprawa to tylko wierzchołek góry lodowej konfliktu, jaki wywiązał się pomiędzy światową federacją a Słoweńcami. Po wydarzeniach z mikstu w Niemczech oświadczenie z zapowiedzią podjęcia kroków prawnych wobec FIS wydał Słoweński Związek Narciarski. Kolejną reakcję tamtejszych władz zapowiadano na czwartek, a ostatecznie wydanie następnego komunikatu przesunięto na piątek.
Zobacz wideo Coming out polskiego skoczka! Kosecki: Mega szanuję taką postawę
Kolejne oświadczenie Słoweńców ws. dyskwalifikacji. Mocne słowa do FIS o "braku jasnych podstaw" do zmiany zasad
Oto treść komunikatu, który przesłał Sport.pl słoweński związek:"Słoweński Związek Narciarski wyraża wątpliwości wobec procedur mierzenia zawodników i interpretacji przepisów, które doprowadziły do dyskwalifikacji słoweńskiego skoczka Anze Laniska podczas PŚ w Oberstdorfie. Nowy standard mierzenia został wprowadzony na tych zawodach bez jasnych podstaw do jego wykonywania. SZN poprosił o wyjaśnienia od Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) dotyczące podstaw prawnych dotyczących tej zmiany, ale na razie nie otrzymał odpowiedzi.
SZN wspiera jednolite, jasne i transparentne procedury mierzenia zawodników, które zapewniają równe warunki dla wszystkich rywalizujących. Skoki narciarskie to sport, w którym niewielkie detale mogą się okazać decydującą różnicą, sprawiając, iż to kluczowe, by wszystkie zasady i procedury były obiektywne i przewidywalne.
Jako SZN przygotujemy propozycje ustandaryzowania procedur i protokołów mierzenia zawodników oraz zaprezentujemy je władzom FIS tej wiosny. Wierzymy, iż nasze propozycje przyczynią się do większej transparentności i jasności zasad, na czym skorzystają zarówno zawodnicy jak i kibice, których entuzjazm tworzy niezapomnianą atmosferę na obiektach.Ufamy, iż FIS rozważy nasze inicjatywy i będzie z nami współpracował w kierunku poprawy zasad, a także zapewnienia ich konsekwentnego i sprawiedliwego stosowania. Skoki narciarskie muszą pozostać sportem, w którym zwyciężają ci, którzy demonstrują największe umiejętności, odwagę i kompetencje na najwyższym poziomie".
Słoweńcy zajęli się sprawą Laniska, a nie Zajca. To tu mają najwięcej do zyskania
Komunikat nie dotyczy zatem praktycznie w ogóle tego, co wydarzyło się w Willingen. Nawiązuje do tego jedynie kontekst wydania tego oświadczenia, a Słoweńcy skupiają się na dyskwalifikacji nie Zajca, a Anze Laniska, która miała miejsce tydzień wcześniej. Tę sprawę opisywaliśmy bezpośrednio z Oberstdorfu w artykule "Skandal na Pucharze Świata. Trener nie wytrzymał i uderzył w FIS".
- Mierzono mnie w nowy sposób, taki, który nie jest choćby w zasadach. Ale nie chcę więcej o tym mówić - mówił Słoweniec, którego zdyskwalifikowano wówczas po pierwszym skoku w drugim konkursie lotów na mamucie w Oberstdorfie. Nie chciał rozwijać swojej wypowiedzi, machnął tylko ręką i poszedł do szatni.
Szerzej wypowiadał się trener Słoweńców, Robert Hrgota. - Anze został zdyskwalifikowany za coś, czego choćby nie obejmują w tej chwili przepisy. To jest nieakceptowalne. Muszą coś z tym zrobić. (...) To był nowy rodzaj pomiaru, którego nie ma w w tej chwili obowiązujących zasadach. I jestem przekonany, iż gdyby tak mierzyć innych zawodników, też nie wszyscy przechodziliby taką kontrolę. Nie będę ujawniał więcej. Powiem tylko, iż to ogólnie nie wygląda dobrze. Od kilku lat widzimy, iż wciąż idziemy w złym kierunku z kombinezonami, sprzętem i jego kontrolą. To musi w końcu zostać zmienione - podkreślał wówczas szkoleniowiec.
"W ostatnich dwóch tygodniach pojawiło się wiele dyskwalifikacji słoweńskich skoczków, które w naszej opinii nie są sprawiedliwe. Wczoraj Słoweński Związek Narciarski oficjalnie ostrzegł dyrektora Pucharu Świata, iż ostatnie decyzje ws. kontroli sprzętu wzmagają wątpliwości wobec jasności i równości zasad" - czytaliśmy w oświadczeniu SZS wydanym w Willingen. Mieliśmy tu zatem wskazówkę tego, w którym kierunku idą Słoweńcy. Sprawa Zajca - choć najbardziej kontrowersyjna i głośna - nie pozostawia wielu podstaw do rozmów z FIS i kwestionowania samych metod kontroli sprzętu. Podważyła cały jej system i wiarygodność, ale prawnie o wiele bardziej zastanawiające wydaje się faktycznie wprowadzanie nowych zasad w trakcie sezonu. I tym chcą się zająć słoweńscy działacze.
Ciekawi też zapowiedź zaprezentowania zmian dotyczących kontroli sprzętu wiosną, bo FIS miał mieć na to gotowy scenariusz. Możliwe, iż wiosną dojdzie do mocnej dyskusji nad tym, jaki kształt mają mieć zasady dotyczące tego segmentu od sezonu 2026/2027, kiedy w skokach ma dojść do ogromnych zmian.
Konflikt Słoweńców i FIS przenosi się za kulisy. Ciekawi, jak wybronią się z tego działacze
Inne kadry nie uważają, żeby metody, o które kłócą się z FIS Słoweńcy, były w pełni nowe. Według Thomasa Thurnbichlera chodzi o sprawę krocza, podczas gdy Anze Lanisek przekazał nam, iż to bardziej skomplikowana kwestia i nie dotyczy tego obszaru kombinezonu.
- Rzeczywiście jest nowa metoda kontroli, ale nam to zakomunikowano. Ustalono i ogłoszono, iż ma nie być żadnego naciągania kombinezonów, czy podnoszenia krocza w górę po skoku. Nie mieliśmy z tym problemu, nasi zawodnicy byli kontrolowani i nie dostali dyskwalifikacji. Nasz sprzęt jest w porządku i tyle - wyjaśniał nam w Willingen Thurnbichler. - Ta sprawa (naciągania kombinezonów i iż to zabronione - przyp.) jest z nami od samego początku. Czy jest zapisana i formalna? To trudne do oceny, subiektywne. Tyle mogę powiedzieć - dodał szkoleniowiec.
Teraz to zadanie dla FIS, żeby rozstrzygnąć, jaki charakter miała zmiana zasad kontroli sprzętu w trakcie sezonu i przedstawić - lub nie - na jakiej podstawie to zostało wprowadzone. jeżeli tego nie zrobią - lub potwierdzą obawy Słoweńców, to oni oczywiście mogą z tą sprawą pójść dalej: np. zaskarżyć kontrolera sprzętu FIS lub choćby pozwać światową federację, jeżeli czują się w tej sytuacji pokrzywdzeni. A wydaje się, iż choć emocje po Oberstdorfie i Willingen powoli opadają, to Słoweńcom złość na FIS nie przeszła.
Oczywiście piątkowe oświadczenie SZS ma już o wiele lżejszy charakter niż to pierwsze, wydane w gorącym okresie tuż po dyskwalifikacji Zajca w Willingen. Zapowiada bardziej śledzenie sprawy i podejmowanie działań w perspektywie kolejnych tygodni, czy miesięcy. Konflikt - ten bezpośredni, ze skoczni - powoli zwalnia. Ale nie wycisza się, nie wygasa, tylko ma toczyć się dalej w kuluarach. Pewnie niedługo dowiemy się, jak dużo do ugrania mają tu Słoweńcy. Na razie nie przestali być dla FIS problemem, ale - zgodnie z tym, czego można było się spodziewać na niespełna miesiąc przed startem mistrzostw świata w Trondheim - nieco spuścili z tonu.
Jednak taki ruch zapowiada, choć nie tak emocjonującą i budzącą kontrowersje, to zwyczajnie jeszcze bardziej interesującą potyczkę. Bo naprawdę ciekawi, w jaki sposób prawnie FIS wybroni zmiany w kontroli sprzętu, które w żaden sposób nie zostały zakomunikowane oficjalnie i publicznie. Być może tak, iż przecież załatwiano tak wiele spraw. Pytanie tylko: czy to rzeczywiście słuszne? I czy federacja - a z nią kontroler sprzętu - właśnie się nie doigrała? W końcu w środowisku o tym, jak to nie podoba im się traktowanie w taki sposób, pomrukiwało sporo osób z różnych kadr. Słoweńcy stawiają się w tej sprawie FIS zdecydowanie najmocniej ze wszystkich.