Poszedłem na Służewiec. Wyścigi to tylko pretekst. "Żona zmarła, to przychodzę, bo jestem sam"
Zdjęcie: Poszedłem na Służewiec. Wyścigi to tylko pretekst. Żona zmarła, to przychodzę, bo jestem sam
"Początki? Albo ojciec kogoś przyprowadził, albo kolega. O, ja na przykład znałem pana Buczkowskiego, tego aktora, i jego szajkę z Czerniakowa. I z nimi tu wpadałem" — opowiada pan Zbigniew, który przychodzi na wyścigi od niemal pół wieku. Ale na Służewcu nie brakuje też rodzin z małymi dziećmi i grupek znajomych, którzy w ramach weekendowej atrakcji wpadli tu na piwo. "Fajnie na ten folklor popatrzeć — tych dziadków, którzy są tu chyba od zawsze, panie z kuchni, które przygotowują jedzonko i polewają trunki. interesujące przeżycie — wejść w tę społeczność i spojrzeć z boku na PRL-owski klimat" — mówi Karolina, którą na wyścigi przyprowadzili dziadkowie. Oto prawdziwy "dzień na wyścigach". ]]>